Flickr Images

mgr inż. Kristian Heyerdal
Norweg 28 lat
   
Chemik analityk, pracujący w laboratorium analitycznym zajmującym się głownie badaniami jakościowymi, w norweskim oddziale koncernu Nief Plastic. Po godzinach, razem z kilkoma znajomymi z pracy, zajmują się tak zwaną „zieloną chemią”. Jej celem jest uzyskanie technik i procesów pozwalających na jak najefektywniejsze wykorzystanie odnawialnych źródeł energii, z udziałem jak najmniejszych strat. Inspiracją do powstania takiej dziedziny jak „zielona chemia” była sama natura. Prowadzone przez nich badania mają charakter pracy badawczej; zespół, w którym pracuje Kristian dopiero stara się o dofinansowania i dopełnia wszystkich formalności, by móc rozszerzyć swoją działalność.

na Skiathos od zaledwie paru dni • poszukuje swojej wieloletniej przyjaciółki • ktokolwiek widział, ktokolwiek wie • Iris, jak Cię znajdę, to Ci łeb ukręcę! • narzeczony • bo wiesz, chciałbym Cię zaprosić na mój ślub…Iris, jedzenie biega Ci po mieszkaniu! • kucharz – amator, potrafiący wyczarować coś z niczego • kawa i papieros zamiast śniadania • palenie jego wielką słabością • siłownia trzy razy w tygodniu • długi, gorący prysznic • a po co się golić? • znoszony, biały fartuch • okulary ochronne zsuwające się z nosa • probówki pochowane po kieszeniach • szalony naukowiec • punktów karnych nazbierał tyle, że zabrali mu prawo jazdy • mężczyzna prosty w obsłudze • Kristian najedzony to Kristian szczęśliwy • umysł ścisły • zdeterminowany • nie boi się sięgać po to, co mu się zależy • zbyt wymagający wobec innych • marudom mówimy stanowcze nie! • wada wzroku korygowana soczewkami • wesołek • nie ma rzeczy niemożliwych • często najpierw mówi, zanim pomyśli • lub, co gorsza, mówi to co myśli • umiejętność szybkiego podejmowania decyzji • docinki • nocne gotowanie • półki zastawione fantastyką • seriale • nie jest najlepszy w prowadzeniu terminarza • spierzchnięte wargi • skubanie słonecznika • mięsożerca • paczka gum miętowych zawsze przy sobie • momentami aż zbyt opiekuńczy i troskliwy • pierwsza od miesięcy, lekka opalenizna • skóra złażąca z nosa • zniszczone, szorstkie dłonie • racjonalne podejście do świata • doskonała orientacja w terenie • tylko po jakiemu się tutaj dogadać?

Nie lubię tego. Nie lubię śmierdzieć fajkami, nie lubię, kiedy ten smród czują ode mnie inni. I zawsze, kiedy sięgam po papierosa, mam lekkie wyrzuty sumienia. Próbowałem rzucić już niezliczoną ilość razy, ale, cholera, nie potrafię… Więc jak na razie dałem sobie z tym spokój. Tyle dobrze, że jedna paczka wystarcza mi na naprawdę bardzo długo… To jest trochę tak jak z ludźmi, od których czasem się uzależniamy. Choćby nie wiem ile szkód nam wyrządzili, i tak się od nich nie odwrócimy i będziemy w nich ślepo zapatrzeni. Tylko że ja właśnie z ludźmi tak nie potrafię. Nie potrafię wybaczać. Dla mnie coś jest, albo czegoś nie ma. Nie wyobrażam sobie, jak można skrzywdzić kogoś, na kim nam zależy. Robić krzywdę samemu sobie? Owszem, proszę bardzo. Ale nie innym. Ten świat i tak już sam w sobie jest zbyt parszywy. Dlatego z nim walczę, chcę wycisnąć z niego jak najwięcej i nie ma zmiłuj. Wychodzę z założenia, że tyle ile włożymy w nasze własne życie, tyle samo dostaniemy w zamian. Bo tak na prawdę jesteśmy słabi. Tak jak te cholerne papierosy… Usidliły mnie, jak zapewne usidla mnie jeszcze milion innych rzeczy, którymi później śmierdzę, choć nie chcę. I jedyne, co mogę, to tylko ograniczać te negatywne wpływy. I pilnować, by jedna paczka wystarczała mi na naprawdę długo. 

_____________
Lubimy zaczynać, jeśli mamy jakiś ciekawy pomysł podany na tacy. Lub zaczynamy sami, kiedy jakiś pomysł nas najdzie. Jutro walczymy z ostatnim egzaminem, więc dziś tempo odpisywania różne i wybiórcze. Zastać nas można w różnych godzinach, czasem częściej, czasem rzadziej. Wiecie, wakacje ;) 
Zapraszamy do wątków!

21 komentarzy:

  1. [Serdecznie witam :D Powodzenia na egzaminie :)Tak więc trzeba by było jakiś pomysł wygrzebać :)]

    OdpowiedzUsuń
  2. [W takim razie witam i zaczynam ;)]

    Padam z nóg... - Iris ciężko westchnęła. Wyprostowała obolałe plecy i uniosła dłoń ku górze, żeby rozplatać ciasny koczek, tkwiący na czubku głowy.
    Bezpłciowe. Nudne. Mysie. Między innymi właśnie takich słów używała nasza kobiecina na określenie gęstych włosów, które opadły jej na ramiona, muskając końcówkami dół pleców. Jednocześnie rozdzieliły się tworząc przedziałek na prawym boku. Wszystkie prawie tej samej długości, nie licząc kilku krótszych kosmyków tuż przy policzkach.
    - Umieram... - z ust Oz wyrwało się kolejne westchnienie zmęczenia; zaś ona sama już dawno przestała walczyć z narastającym znużeniem i opadającymi, lekko podkrążonymi powiekami. Sama zaś ubrana jedynie w czarny stanik i majtki opadła na chłodną, zmiętą pościel, rozkładając szczupłe ramiona i tworząc coś na wzór rozgwiazdy (a może raczej pozy męczennika?).
    I dopiero po kilkunastu minutach zmusiła się do wstania, wzięcia szybkiej kąpieli, nasunięcie skarpet na wiecznie zimne stopy oraz ponownego opadnięcia na wielgachne łóżko, które zajmowało centralne miejsce sypialni. Natomiast przy jej nogach leżała łaciasta świnka czasami pochrząkując i pocierając ryjkiem o łydki kobiety. A ta nie zdążyła nawet usiąść po turecku ze szklanką mleka czekoladowego i otworzyć jednej z wielu książek, gdy zadzwonił dzwonek przy drzwiach. A przypominał on wesołe trele ptaków, które dziś niezmiernie ją irytowały. Co za idiota tworzy właśnie TAKI dźwięk? No kto!?
    Cholera! Iris pochyliła się do przodu, aby odłożyć szklankę na pobliską szklankę z lampką, co niestety zakończyło się tym, iż wywinęła koziołka do przodu i upadła z hukiem na kafelki. Natomiast słodka ciecz utworzyła na szerokiej koszule o rozmiarze XXl wielgachną, brązową plamę, co nasza biedulka skomentowała głośnym przekleństw.
    - Kogo diabli niosą o tak późnej porze? - jęknęła, wstając z paneli (za pewne będzie miała cudnego siniaka na prawym boku) i kuśtykając ruszyła w kierunku drzwi. Oczywiście nie obeszło się bez zrzędzenia i marudzenia ze strony Iris, która obrzucała gościa najgorszymi wyzwiskami. Jednak chwili, gdy stanowczym i pewnym ruchem otworzył drzwi głos zamarł jej w gardle, a oczy rozszerzyły się w akcie zdumienia. Zaś ona sama pobladła, jak gdyby zobaczyła ducha.
    - O w dupę karalucha. - jak przystało na 100% panikarę i histeryczkę Oz pospiesznie zatrzasnęła drzwi tuż przed nosem mężczyzny, opierając się o nie plecami, jak się bała, że ten postanowi je wyważyć. Może jej nie poznał? Może zrezygnuje? - Dupa, dupa, dupa... - kobieta zaczęła obgryzać mały paznokieć prawej ręki czego nie czyniła już od dłuższego czasu. Jednocześnie poczuła strach zmieszany z najprawdziwsza euforią. On na prawdę tutaj jest. TUTAJ. Przed moimi drzwiami! Boże, Boże...on mnie ZABIJE!

    Iris

    OdpowiedzUsuń
  3. [Witam cieplutko :) Ja bym chciała wątek z tym panem tylko bym poprosiła cię ładnie, że jakbyś mogła to wymyślisz powiązanie? :)]

    OdpowiedzUsuń
  4. Cholera, cholera, cholera... - przez umysł kobiety przebiegła niekończąca się wiązanka przekleństw, a ona sama miała ochotę walić głową w ścianę. Może to pomogłyby jej stawić czoło nowemu wyzwaniu, którym okazał się niespodziewany przyjazd Kristiana. Jak on ją do licha znalazł? JAK?! Przecież nie pozostawiła w pożegnalnym liście żadnej wskazówki. Nic. Zero. Pustka. Jedynie setki słów, podczas których starała się wyjaśnić swój nagły wyjazd, a raczej ucieczkę. A wszystko byleby stłumić cichutki, irytujący głosik sumienia, który towarzyszył jej podczas całego lotu na Skiathos.
    - To niemożliwe! Słyszysz? N-I-E-M-O-Ż-L-I-W-E! - wyrecytowała, a kiedy głowa przyjaciela pojawiła się w powstałej szparze z gardła kobiety wyrwał się głośny, ochrypły jęk. Zaś ona sama chwyciła się za głowę, powstrzymując przed niepotrzebnym rwaniem mokrych włosów. Była w potrzasku i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. I co teraz geniuszu? Tego się nie spodziewałaś, prawda? Zdecydowany ruch nadgarstka sprawił, że drzwi stanęły otworem, a nasza kruszyna zadarła głowę ku górze, aby spojrzeć wprost w twarz mężczyzny. Czyżby dostrzegła w jego oczach chęć mordu? Zabije ją. Tego była pewna.
    - Jak mnie znalazłeś? - fuknęła, splatając dłonie na klatce piersiowej i przyjmując obronną pozycję. Jednocześnie wojowniczo wysunęła podbródek do przodu, jakby zamierzała gryźć i kopać w przypadku jakiegokolwiek ataku czy podejrzanego ruchu ze strony Kristiana. Ot co! W danej chwili mogła spodziewać się dosłownie wszystkiego. I jedynie bose, żałośnie skrzyżowane stopy tworzące literę "V" świadczyły o tym, iż nasza Oz odczuwa skruchę i strach, ponieważ nie była przygotowana na to starcie. Nie dziś. Nie jutro. Nigdy!

    Iris

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej wykrzywiona twarz oblała się rumieńcem, a ona sama potrząsnęła głową, jak gdyby broniąc się przed bliskością i słowami przyjaciela. Nie, nie, nie... Pierś kobiety wypełniła się krzykiem, którego nie potrafiła z siebie wydobyć. Natomiast ona sama wpatrywała się w krótko obcięte, pomalowane na czerwono paznokcie przypominające lśniące pancerzyki biedronki, które położyła na torsie Kristiana. Raz za razem skubiąc cienki materiał jego przewiewnej koszuli. I nawet teraz - w tak poważnej sytuacji - kąciki jej ust delikatnie drgnęły, gdy dostrzegła skórę schodzącą z czubka jego nosa. Czyżby znowu zapomniał o balsamie? Głupol. - tak Panie i Panowie, nasza panienka Ozare wyraźnie się rozczuliła o czym świadczyło jej spojrzenie, które wyraźnie złagodniało.
    - Ja? - bąknęła, a nieprzyjemny dreszcz przebiegł przez jej kruche ciało, którego ciężar mimowolnie przeniosła na prawą nogę. Jednocześnie cholernie się denerwowała, o czym świadczyły jej zbyt nerwowe gesty, rozbiegany wzrok i natarczywe skubanie dolnej wargi. Oho! Jeszcze chwila, a dostanie niekontrolowanych spazmów i zacznie wrzeszczeć, odbijając się od ścian. - Zostawiłam Ci list! Czego Ty ode mnie chcesz?! - warknęła, przechodząc od ewidentnej skruchy w stan obrony i zaprzeczenia. Jednocześnie prychnęła i wymknęła się z "sideł" przyjaciela, aby lekko kulejąc oddalić się na bezpieczną odległość, która pozwalała jej na spokojne zebranie myśli. Potrzebowała przestrzeni i powietrza. W innym razie po prostu zwariuje!
    - Nie jestem głupia Kris. Nie chciałam nikogo skrzywdzić swoim wyjazdem. - wymamrotała, przechadzając się z konta w kąt. A przy tym wyłamując sobie palce, które cicho trzaskały i strzelały. - Ani Ciebie, ani mojej rodziny. Nikogo! Jednak musiałam to zrobić. Pomyśleć. Zacząć wszystko od nowa. - dodała, popadając w lekki słowotok i energicznie gestykulując dłońmi.

    Iris

    OdpowiedzUsuń
  6. Na policzkach kobiety pojawiły się różowe plamki, a ona sama cicho prychnęła, pocierając namiętnie czubek piegowatego nosa. Jednocześnie głośno przełknęła ślinę, łapiąc oddech w rozchylone, lekko spierzchnięte usta. Aż wreszcie przystanęła i zakołysała się na piętach. Wściekła. Poirytowana. Zażenowana. I ewidentnie zawstydzona swoim zachowaniem.
    Idiotka! Iris nigdy nie spodziewała się takiego...bólu. Nigdy nie przypuszczała, że pewnego dnia ujrzy GO w swoich drzwiach, a ich spotkanie przebiegnie właśnie w taki sposób. Ta cała sytuacja była po prostu chora. Popieprzona. Nienaturalna. Całkowicie nieprzemyślana, co doprowadzało ją do czystej furii. Lecz zamiast krzyczeć i miotać przekleństwami, kobieta ukradkiem wytarła mokre kąciki oczu. Sama zaś po raz kolejny skarciła się w myślach, zerkając w kierunku przygarbionej sylwetki przyjaciela.
    - Nie chciałam nikogo skrzywdzić. Martwić. Nie przemyślałam tego. - wymamrotała, mrużąc powieki i pocierając ramiona, na których pojawiła się gęsia skórka. Jednocześnie podskoczyło jej ciśnienie o czym świadczyły bolesny supeł niepokoju, który zacisnął się w klatce piersiowej. - To był impuls. - dodała, jakby szukała u niego zrozumienia, a może nawet krzty współczucia.
    Czy nawet teraz musiała być cholerną egoistką? Przestań się mazać! Oz pociągnęła żałośnie nosem i nie czekając na reakcję ze strony mężczyzny ruszyła w jego kierunku. Niepewnie. Powoli. Aby objąć go w pasie swoimi wątłymi ramionkami i wtulić twarz w jego tors.
    - Przepraszam. - i w tej jednej chwili była bliska płaczu, który u niej był raczej rzadkością. Zwykle panienka Ozare potrafiła panować nad emocjami. Jednak nie dziś, kiedy to szczęście mieszało się ze wstydem i niepewnością.

    Iris

    OdpowiedzUsuń
  7. [Czekaj, czy tą przyjaciółką nie jest Irsi? Przyjaciółka Lari? hahaha xD Hmm ale nie do końca łapię ocb z barierami językowymi xD ale pomysł całkiem, całkiem :D]

    OdpowiedzUsuń
  8. [A zaczniesz jeśli tak ładnie cię poprosze? :D]

    OdpowiedzUsuń
  9. Wyjazd. Jak mogłaby zapomnieć chwilę, kiedy postanowiła ruszyć w nieznany, obcy świat w poszukiwaniu samotności? Skumulowało się na to kilka czynników, które z czasem stały się męczące i irytujące. Począwszy od nad troskliwej rodziny, a zakończywszy na codziennych wizytach Kristiana, którego musiała wręcz siłą wyrzucać z mieszkania. A wszelkie próby rozmów, próśb czy nawet gróźb kończyły się lamentem matki lub bezsensownymi kłótniami. Nawet teraz Iris doskonale pamiętała uczucie wszechobecnego osaczenia, zmęczenia, jak i niekończących się pytań, na które nie chciała odpowiadać. I może dlatego w pewnym momencie zamknęła się w sobie i całkowicie odseparowała od bliskich, aby wreszcie - pod wpływem nagłego impulsu - napisać list, spakować walizkę oraz wykupić bilet na najbliższy lot. W ten sposób trafiła na Skiathos, gdzie miała nadzieję odzyskać panowanie nad własnym życiem, pewną niezależność, samodzielność, jak i odnaleźć się w nowej sytuacji jaką zgotował jej los. Niestety i tutaj z czasem pojawiła się tęsknota, która dopiero dziś - wraz z przyjazdem przyjaciela - dała o sobie znać, łapiąc kobietę za gardło i serce.
    Jednak powróćmy do ówczesnej chwili, którą Iris pragnęła jak najlepiej wykorzystać, nie wypuszczając mężczyzny z objęć i mamrocząc po nosem coś co brzmiało jak: "dupek", gdy ten dźgnął ją w żebra. Jednocześnie zadarła głowę ku górze i cmoknęła go n wysokości obojczyka. O tak! Po prostu. Co czyniła dość często ze względu na swój dość niski wzrost, który wielokrotnie wywoływał u niej napady lekkiego szału, który nie potrafiła dosięgnięcie do półki z ukochanym smakołykiem lub po raz kolejny ktoś popchnął ją łokciem.
    - Cieszę się! - odparła i zerknęła w oczy przyjaciela, klepiąc go po (o dziwo!) ogolonym policzku, który był idealnie gładki. Oho! A wszystko dzięki niej! Bo to za jej namową Kristian zgadzał się nakładać na twarz naturalne maseczki, które przypominały najczęściej jakieś zgniłe papki. I właśnie to wspomnienie sprawiło, że Iris złowieszczo zachichotała. Oj, brakowało jej tego! - Mój wielkoludzie. - dodała, a kiedy ten drgnął przekrzywiła głowę na bok i z szerokim spojrzeniem zerknęła na swoją małą świnkę, która gapiła się na nich paciorkowatymi ślepiami. Chrumkając i kwicząc, jakby była zazdrosna o swoją Panią.
    - Cicho. - Oz pospiesznie przykucnęła przy zwierzątku i objęła je ramionami, całując w czubek głowy. - Sisi to Kristian. Mój najlepszy przyjaciel i boczkowy potwór, któremu nie pozwolę Cię tknąć. Kristian to Sisi. Moja kochana świnka, współlokatorka i wierna towarzyszka. - dodała z dumą, gładząc wilgotny ryjek pupila. A należy wspomnieć, że Sisi była najszczęśliwszą świnką na całym świecie. Żyła nie tylko w luksusie i dostatku, lecz również ominęła ją ostatnia wizyta u rzeźnika. I zamiast zdobić półki w podrzędnym supermarkecie pod postacią boczku, rozkopywała cudne grządki Iris. Czego świnka może chcieć w życiu więcej? Toż to istny, wieprzowy raj!
    - Bądźcie dla siebie mili, a ja się tylko przebiorę. - dodała z zadowoloną miną nasza kobiecina. I ignorując zachowanie przyjaciela (na prawdę zabawnie wyglądał z tym wytrzeszczem) wstał i lekko kuśtykając weszła do łazienki. Oczywiście nawet nie zamknęła drzwi bo po co? W ich przyjaźni nie było miejsca na wstyd czy jakieś tam niedomówienia.

    Iris

    OdpowiedzUsuń
  10. W łazience Iris odkręciła kurek, zanurzając dłonie w lodowatej wodzie i powoli przemywając zarumienioną twarz. I stojąc jedynie w czarnym staniku i majtkach starała się chociaż w minimalnym stopniu usunąć brązową plamę z mleka. Niestety: bezskutecznie. W centralnej części koszulki nadal widniało ogromne COŚ, przypominające kształtem kleks czy jakiś chory wymysł pseudo-artysty.
    - Cholera. - mruknęła, nie powstrzymując głośnego westchnienia i cmokając z wyraźną dezaprobatą, kiedy to otwierała kolejne półeczki w poszukiwaniu szarego mydła czy proszku. Czegokolwiek dzięki czemu pozbyłaby się owego ustrojstwa. A wszelakiego rodzaju rzeczy lądowały na jasnych kafelkach. Puszyste ręczniki, gąbki, kremy, zapas balsamów ochronnych, toniki, prawie puste butelki po szamponach...czego tutaj nie było! Istna abstrakcja, a pośrodku niej nasza poirytowana kobiecina.
    - Potwór?! - fuknęła, podrywając głowę do góry i zezując na przyjaciela. A kilka wilgotnych kosmyków wpadło jej do ust, które rozchyliła w akcie oburzenie. Jednocześnie uderzyła otwartą dłonią w prawe udo, prychając i mamrocząc coś po grecku (o tak! nasza mała zołza zdołała opanować ten język w podstawowym stopniu!). - Lepiej uważaj co mówisz. Ostrzegam! - pogroziła mu palcem, marszcząc brwi i zabawnie wydymając policzki. A przy tym wszystkim zrobiła swoją sławną, "piracką" minę, która polegała na wykrzywieniu warg oraz przymrużeniu jednego oka. Najczęściej tego, na którym widniała brązowa, rozległa plama.
    Aż wreszcie wstała, nalała do zielonej miednicy odrobinę gorącej wody (a raczej wrzątku), wsypała do niego odrobinę wybielacza i do powstałej mikstury wrzuciła poplamioną koszulkę. Uprzednio - nie potrafiła się powstrzymać - zwijając ją w ciasny rulon i uderzając nią ramię Kristiana. Jak gdyby zamierzała go skarcić za wszelkie negatywne słowa wypowiedziane w kierunku ukochanej Sisi. Przecie ona MOGŁA TO USŁYSZEĆ?!
    - Bagaż. Port. Niedoczekanie... - kobieta cicho prychnęła, zerkając na szeroki uśmiech przyjaciela, który zawsze potrafił sprawić, iż miękło jej serce. A potrafiła być na prawdę wredną zołzą! - Wiem o czym myślisz. - dodała, wymijając mężczyznę i jednocześnie nasuwając na siebie półprzeźroczysty podkoszulek. Zaś w zębach trzymała krótkie szorty, przez które każde jej słowo było delikatnie zniekształcone i niewyraźne. A gdy tylko wyszła z łazienki tuż obok jej stóp pojawiła się świnka, kwicząc i kwiląc jak małe dziecko.
    - Już, już...spokojnie. - głos Oz nabrał ciepłej nuty, a ona sama odwróciła się przez ramię, aby pokazać przyjacielowi język zwinięty w tubkę. Sama zaś ruszyła do kuchni lekko kulejąc, co w danej chwili było prawie niezauważalne.

    [E tan...nie musisz się podpisywać! I tak wiem, że to Ty! :)]
    Iris

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Co prawda Ethan jest straszy, ale można by spróbować taką męską przyjaźń ;d Jako, że Kristian jest na wyspie od niedawna mogli skumać się w barze, przy piwie czy whiskey i jakoś im tak zostało, że siedzą, piją i wylewają swoje żale ;p]

    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  12. Iris stanęła na palcach i delikatnie przechyliła się na bok, aby otworzyć drzwiczki jednej z najwyższych, kuchennych półek, z której wyjęła kolorową saszetkę. A szum widniejących w niej smakołyków sprawił, że świnka po raz kolejny radośnie zachrumkała, przemykając pospiesznie między nogami właścicielki i uderzając wilgotnym ryjkiem o metalową miskę. Raz za razem. Robiąc tym samym nie lada hałas, który nasza kobiecina przywitała cichym, urywanym śmiechem. I gładząc ukochane zwierzątko po szorstkiej szczecinie wypowiedziała krótkie, zniekształcone: "bon appétit!". A należy wspomnieć, iż posiłek, który spożywała Sisi był przeznaczony dla szczeniąt. Ot co! Zwykła, niezbyt przyjemnie pachnąca, sucha karma. Oczywiście główne dania Oz przygotowywała sama, mieszając najczęściej świeże lub gotowane warzywa z kaszą czy ryżem. Tylko wyobraźcie sobie zazdrość w ślepiach innych świnek!
    Jednak powróćmy do panienki Ozare, która odwróciwszy się na pięcie położyła dłonie na biodrach i zmierzyła przyjaciela uważnym, krytycznym spojrzeniem. Począwszy o zmierzwionych, ciemnych włosów, a zakończywszy na zaczerwienionym czubku nosa i wymiętej, przepoconej koszuli. Oho! Czyżby upał dawał o sobie znać w dość drastyczny sposób?
    - Oh, Kris... - jęknęła, podchodząc do przyjaciela i stając na palcach, aby przeczesać jego poplątaną czuprynę. Następnie polizała prawy kciuk i potarła nim policzek przyjaciela, na którym widniała jakaś ciemne smuga. A wszystko z tym dobrze znanym ciepłem w swoich dziwacznych oczach i pobłażliwym, krzywym półuśmiechem. - Poczekaj. Nie ruszaj się stąd. - dodała i nim ten zdołała zareagować podreptała w głąb mieszkania, aby wrócić z tubką zbawiennego balsamu, którego niewielką ilość ostrożnie wsmarowała w nos mężczyzny. I oczywiście skwitowała to jakimś niezmiernie bystrym komentarzem z serii: "Wiem, że jestem NIEZASTĄPIONA!" czy "Człowieku, jak Ty wyglądasz?!" oraz wieloma innymi, które mogły paść tylko z jej ust.
    - Po pierwsze: mów mi mistrzu. Po drugie: nie musisz się martwić o swoje bagaże. Zaraz po nie pojedziemy. Po trzecie: jaki do cholerny hotel?! - bąknęła, unosząc nieznacznie głos, w którym pojawiła się wyczuwalna, ochrypła nuta. - Przecież to OCZYWISTE, że zamieszkasz tutaj. Razem ze mną! Chyba, że nagle ogarnęło Cię jakieś zawstydzenie względem mojej osoby. - dodała, cmokając i kręcąc z rozbawieniem głową.

    [Ja na szczęście nie mam tego problemu, ponieważ prawie zawsze miałam bezimienne konto na Blogspocie, więc popisy weszły mi już w krew :).
    A długość komentarzy jak najbardziej mi odpowiada! Chociaż nie wiem czy zawsze jej podołam.]
    Iris

    OdpowiedzUsuń
  13. [To co walka o ostatniego ogórka na bazarze? :D wiem pomysłowa jestem, że ho ho :D]

    OdpowiedzUsuń
  14. Obrazy związane z kontuzją i tego, co musiała po niej przejść, mignęły w głowie Iris jak jakieś slajdy. Cholera. Bardzo rzadko o tym myślała. Pragnęła zapomnieć i pozbyć się żalu, który atakował ją za każdym razem, gdy dostrzegała tańczące pary. A tutaj - na Skiathos - było to nieuniknione. Jak wiele potrafi zmienić jedna chwila, decyzja, słowo, czyn czy nawet spojrzenie...
    Jednak powróćmy do naszej kobieciny, która zerwała się z miejsca, pragnąc zaczerpnąć świeżego powietrza. W tym celu uchyliła okno, wpuszczając do kuchni wieczorny chłód, który sprawił, że zadrżała. Zaś na jej rękach i udach pojawiła się gęsia skórka. Oddychaj. Po prostu oddychaj. Miała ochotę trząść się jak opętana, aby zrzucić z siebie niewygodne wspomnienia pełzające po zakątkach umysłu. Zamiast tego zmusiła się do zachowania pozornego spokoju. Odetchnęła głęboko, a potem obciągnęła czarną podkoszulkę i głośno odchrząknęła. Aby wreszcie odwrócić się w stronę mężczyzny i posłać mu blady, trochę wymuszony półuśmiech. Znał ją zbyt dobrze, by mogła ryzykować kłamstwem. Zdradziłyby ją nie tylko oczy, lecz również niekontrolowane pocieranie nosa.
    - O wiele lepiej. Już tak bardzo mi nie dokucza. - odparła, rozpoczynając bezsensowną krzątaninę po kuchni, aby zająć czymś drżące dłonie. I nie tylko uprzątnęła naczynia, chowając je do odpowiednich półek, lecz również wyrównała nerwowo kubki, sztućce oraz talerze. - Chociaż czasami miewam uciążliwe skurcze. Ale to nic. Kwestia przyzwyczajenia. - dodała beztrosko, uśmiechając się lekko i wzruszając ramionami, jak gdyby ów "utrudnienia" wcale nie sprawiały, że miała ochotę krzyczeć, przeklinać i uderzać głową w ścianę. Był wtedy bezradna i bezsilna czego wręcz NIENAWIDZIŁA!
    Wreszcie Oz klasnęła energicznie w dłonie, cmoknęła i złapała przyjaciela za dłoń, ciągnąc go w kierunku przedpokoju, gdzie z wiklinowego pojemniczka wyjęła kluczyki z breloczkiem. I nie pozwalając mu dojść do słowa, rzekła:
    - Czas odebrać Twoje bagaże. No i... - tutaj na chwilkę przerwała, aby wręcz wypchnąć Kristiana z mieszkania i zatrzasnąć drzwi z nie lada hukiem. I wlokąc się niespiesznie wąską ścieżką kontynuowała swój monolog. - ...i musisz mi wszystko opowiedzieć. Za pewne dużo się zmieniło od mojego wyjazdu, prawda? - furtka zaskrzypiała, a Iris zatrzymała się przed swoim ukochanym garbusem.

    Iris

    OdpowiedzUsuń
  15. Niedzielne popołudnie. Ciepło, tony turystów rozkładało się na plaży nad rzeką i piekło swoje piękne ciałka, za pewnie na kolor jakiś taki brązowy, może czarny? Jedni to troszkę nieudanie - bo na czerwono. Ona już wiedziała, będą cierpieć i to dość poważnie, jutro czy pojutrze, za pewnie przez kolejne dni ich cudownych wakacje. Nie ma to jak przyjechać na urocze wakacje, do przepięknego miejsca i już pierwszego dnia spiec się tak bardzo, by kolejne dni ukrywać się w cieniu i jęczeć, przy każdym nawet tym najmniejszym ruchu. Loca siedziała pod molo, obserwując, bade dzieci ganiają się nawzajem. Śmiała się cicho za każdym razem, kiedy niemalże dwu letnia dziewczynka, biegała wesoło łapiąc motylka. Przed słońcem chronił ją duży kapelusz.
    Najchętniej to urządziła by dziś swój balkon. Tak w wynajmowanym mieszkanku miałą balkon, a to wielkie szczęście, bo właśnie jadane na balkonie śniadania i kolacje miały swój urok. No Loca wcale nie była aż taką surową, zimną osobą, była gdzieś tam w środku romantyczką, dbającą nie tylko o swój wygląd, ale także o wygląd otoczenia w którym się znajdowała, to na prawdę było dla niej ważne, czuła się wtedy lepiej i lepiej jej się żyło. Była szczęśliwsza? Czy Loca w ogóle była szczęśliwą osobą? Ciężko to stwierdzić, ona sama nie potrafiła, znaleźć żadnego powodu do bycia szczęśliwą, może dlatego, że byłą samotna? Była. Miała kilku znajomych i ich się trzymała - wolała mieć kilku prawdziwych niż wielu fałszywych, ale wiadomo jak to było, uczucie samotności unosiło się gdzieś w powietrzu. Było tak cicho, chłodno, co odbijało się na charakterze naszej bohaterki. Siedziałą tak i obserwowała ludzi rozmyślając sobie nad wszystkim, wstała jednak i ruszyła sobie na pobliski bazar. Nie było chyba jeszcze aż tak późno więc powinna znaleźć jakieś produkty na przepyszną kolacje no i jutrzejszy obiadek. Wstałą więc i ruszyła do owego miejsca. I już pierwsze lepsze stoisko sprawiło, że do niego podeszła i zaczęła z ciekawością wybierać jakieś warzywka. No i przyszła późno to nic dziwnego, że został ostatni ogórek, pech chciał że w tym samym czasie złapał go jakiś mężczyzna.

    OdpowiedzUsuń
  16. Latam. Ja latam! - Iris rozłożyła ramiona, a z jej gardła wyrwał się radosny, ochrypły śmiech zmieszany z piskiem. Jednocześnie kobieta zaczęła rytmicznie uderzać otwartymi dłońmi w plecy przyjaciela. Raz za razem. Tworząc jakiś zwariowany, nieokreślony utwór oraz nieznacznie wierzgając swoimi patyczkowatymi nogami. A wszystko to z wypiekami, które niespodziewanie pojawiły się na bladych, piegowatych policzkach.
    Czy była szczęśliwa? O tak! W danej chwili wszystko wróciło na swoje dawne, właściwe miejsce. Była tylko ona i Kristian, a cały świat stał przed nimi otworem. Czego można chcieć więcej? Może jedynie miłości jak z argentyńskiej telenoweli, szklanki chłodnej wody w upalny dzień i oczywiście odrobiny powietrza w zatłoczonym autobusie.
    Nieważne. Powróćmy do naszej kobieciny, która kilkukrotnie zamrugała, spoglądając to na twarz przyjaciela, a to na wyciągniętą dłoń, która ewidentnie domagała się kluczyków. I z pewnością gdyby tylko wiedziała o kolejnych mandatach, punktach karnych oraz utracie prawo jazdy, opieprzyłaby go z góry na dół, nie pozostawiając na nim suchej nitki. Byłaby wtedy poważna, a jej głos srogi, lecz coraz szerszy uśmiech świadczyłby o tym, iż wcale nie jest zła. A wręcz przeciwnie: cholernie dumna! Ot co! Przecież sama stała się demonem prędkości od kont przyjechała na wyspę. Jak gdyby ta odrobina adrenaliny rekompensowała jej trwałe kalectwo i brak tańca. Jednak Kristian nie musi o tym wiedzieć, prawda? Nie teraz. Nie jutro. Nigdy!
    - Dobrze. Niech Ci będzie. Postaram się nie wybuchnąć z ciekawości. - odparła, a kluczyki lekko zagrzechotały, który opadły na dłoń mężczyzny, zaś Iris zapięła pasy i opadła na oparcie miękkiego fotela uchylając okno, aby poczuć na twarzy chłodne muskanie wiatru. A kiedy wreszcie ruszyli, dodała: - A do sklepu i tak musimy wstąpić. Skończył mi się zapas mleka czekoladowego. - i z zadowolona miną wysunęła dłoń zza wnętrze garbusa, aby poczuć na niej chłostanie powietrza.
    I w danej chwili liczyła się tylko ta PODRÓŻ. Nie łaciata świnka, która pozostała w domu; nie zapowiedź poważnej rozmowy ze strony Krisa; a już na pewno nie bezsensowne bredzenie współpracownika, którego nudna audycja płynęła z głośników odtwarzacza.
    Kiedy mój wóz się kołyszę, zupełnie nic nie słyszę...

    Iris

    OdpowiedzUsuń
  17. Życie Iris można było śmiało przyrównać do rozpadającego się małżeństwa. Kobieta czerpała z niego garściami z przeświadczeniem, że los jej sprzyja. Sumienna, pewna siebie, a przede wszystkim szczęśliwa. Jej związek z FORTUNĄ trwał niecałe 26 lat, a potem pierdut. Wszystko rozsypało się w drobny mak, a ona sama nie potrafiła posprzątać wszechobecnego bałaganu. Jedynie, gdzieś tam w głębi siebie - jak twierdził jej terapeuta - błagała o pomoc, popadając w pierwsza fazę zaprzeczenia. To wtedy pojawiły się nocne lęki, przygnębienie oraz silne emocję, które wielokrotnie rozładowywała na bliskich. Czym sobie na to zasłużyli? Niczym, lecz w mniemaniu Oz - wszystkim. Nawet samym faktem istnienia. Następnie przyszła faza druga: złość, podczas której pojawiło się pytanie: "Dlaczego właśnie ja? Czemu nie ona? On? Ktokolwiek! Czym sobie na to zasłużyłam?!" To wtedy Iris znienawidziła taniec, a wraz z fazą trzecią czyli depresją odcięła się od świata zewnętrznego. Zamiast tego prowadziła ze sobą bezsensowne negocjacje, składając FORTUNIE kolejne obietnicę, aby naprawić zepsuty związek. Aż wreszcie przyszła upragniona akceptacja, chęć walki o własne życie. A wraz z nią pojawiła się absurdalna myśl wyjazdu, która w głowie Oz była symbolem nowego początku oraz szansą na nowy "związek".
    A w tych wszystkich fazach była rodzina, Kristian i Vibeke. Kobieta, która automatycznie stała się jednym z powodów ucieczki naszej niespełnionej tancerki. Nawet dziś Iris doskonale pamiętała ich pierwsze wspólne spotkanie, jak i niechęć jaką obdarzyła wybrankę przyjaciela. Irytowała ją wszystkim, a nawet sposobem w jaki się poruszała czy wypowiadała imię Krisa. Jej przesłodzony szczebiot przyprawił ją o dreszcze; zaś wyrzuty i srogie spojrzenia aktywowały sumienie Oz, która zawzięcie wyrzucała/wyganiała przyjaciela z mieszkania, gdy ten (już po kontuzji) spędzał u niej całe dnie. Czyżby wyjazd w jej mniemaniu był idealnym rozwiązaniem problemu Vibeke, jakim była sama Oz? Z pewnością tak! Chociaż nadal Iris była święcie przekonana, że owa Norweżka nie jest odpowiednią kobietą dla jej przyjaciela. Mimo to milczała i nawet teraz przełknęła słowa, które cisnęły jej się na usta. Zamiast tego skupiła się na czymś całkowicie innym...
    - Tydzień? - wymamrotała, nieświadomie ściszając głos do ochrypłego półszeptu oraz ściskając dłonie w piąstki. Chyba nie myślałaś, że z Tobą zostanie, frajerko?! Jednocześnie zwilżyła dolną wargę, czując w gardle nieprzyjemną suchość. - Zostaniesz tylko tydzień? - dodała, mając nadzieję, że ów pytanie nie brzmi w jej ustach jak jedna, wielka pretensja i zawód. Zapomniała nawet (jak wymagała tego kultura) spytać o zdrowie i samopoczucie Vibeke. Zamiast tego skupiła się na tym, iż po raz kolejny będzie musiała zmierzyć się z utratą przyjaciela.
    Czy była w danej chwili egoistką? Może. Jednak widok Kristiana sprawiał, że znowu miała ochotę żyć oraz walczyć o to, by kiedyś znowu stanąć na parkiecie. Sama jego obecność dodawała jej otuchy i odganiała niewygodne, przykre myśli; lęki, z którymi musiała się prawie codziennie mierzyć oraz samotność, która powoli zaczynała ją męczyć.

    Iris

    OdpowiedzUsuń
  18. Gdy tak siedziała w milczeniu, bez ruchu, mogłaby przysiąc, że jej życie nie jest pustą skorupą, lecz w chwili przyjazdu Kristiana nabrało dawnego sensu i smaku. Krótko mówiąc Iris nigdy nie czuła się tak swojsko, jak wtedy, kiedy wiedziała, że ten jest tuż obok. Mimo to wiadomość o krótkiej wizycie przyjaciela wprawiła ją w lekkie odrętwienie sprawiając, że kobieca dłoń bezwładnie opadła, zaciskając się w piąstkę. Natomiast krótkie paznokcie pomalowane na ukochaną czerwień wbiły się w wewnętrzną stronę, pozostawiając po sobie lekkie, płytkie wgłębienia.
    - Praca. Obowiązki. Miłość. Życie... - wymamrotała, a jej głos był nienaturalnie wysoki i zdławiony, jak gdyby naszej kruszynie zbierało się na suchy, niespodziewany szloch. Lecz zamiast łez na policzkach Oz pojawiły się dobrze nam znane, bladoróżowe wypieki; zaś ona sama odwróciła twarz ku szybie, mrużąc oczy przed wiatrem. Jednocześnie pociągnęła żałośnie nosem, mamrocząc coś o nieistniejącej alergii i przeziębieniu. A wszystko tylko po to, aby ukryć swoje gwałtowne wzruszenie, o którym nie zamierzała rozmawiać.
    - Cieszę się. - dodała jeszcze i odwróciła się w kierunku mężczyzny, aby obdarzyć go szerokim, ciepłym uśmiechem, który niestety nie ogarniał jej dziwnych, wyjątkowych oczu. To właśnie one (przynajmniej w mniemaniu Iris) były jej największym atutem. Natomiast reszta wydawała się być boską kpiną czy abstrakcją. - Zawsze jesteś tutaj mile widziany. - rzekła jeszcze nim pospiesznie opuściła garbuski i przeciągnęła się, wydając przy tym zadowolony pomruk. Niczym stary kocur wylegujący się na rozgrzanym piecu czy dachu.
    A gdy tylko została objęta silnym, męskim ramieniem, wtuliła głowę w bok przyjaciela, przenosząc na niego większość swojego - ledwo wyczuwalnego - ciężaru. I w chwili, gdy do jej nozdrzy dodarł pewien bardzo dobrze znany zapach (nie, nie, nie...nie chodziło tu o pot!) zagryzła usta, aby powstrzymać słowa, które zamarły jej w gardle. Chociaż już teraz wiedziała, że wkrótce je wypowie. Prędzej czy później, lecz nie tutaj.
    - Możesz tutaj przyjechać, kiedy tylko zechcesz. Przecież wiesz, że mój dom jest i Twoim domem. - powiedziała jeszcze z tą swoją czułością, którą dość często ukazywała Kristianowi właśnie w taki sposób. Poprzez słowa, których uprzednio nawet nie przemyślała. Najczęściej były one kierowane niespodziewanym impulsem, tak jak i większość czynów Iris, która mocno wtuliła się w przyjaciela. O tak! Zamierzała jak najlepiej wykorzystać ten tydzień!

    [Nic się nie stało :) I cieszę się, że odpisałaś!]
    Iris

    OdpowiedzUsuń
  19. "Ty mały żałosny człowieczku..." - w przeraźliwie jasnym i wyrazistym rozbłysku Iris uświadomiła sobie, że jej niezapowiedziany wyjazd (a może powinna nazwać go ucieczką. czy nie tym właśnie był?) był pewnego rodzaju błędem, którego nie da się naprawić; ani nie snem, z którego wkrótce się obudzi. Wyspa, panujący tutaj piekielny upał, tłumy spoconych turystów, prze-serdeczni mieszkańcy i kamienne budynki o jednakowych, niebieskich okiennicach były zbyt rzeczywiste. Była na Skiathos i obecnie cholernie cieszyła się przyjazdu Kristiana, który - nie okłamujmy się - był arcyważną osobą w życiu naszej drobnej kobieciny. Kochała go. Kochała w ten specyficzny, wyjątkowy sposób, który sprawiał, że w jego obecności potrafiła obnażyć własne serce...
    - Yhym. - Oz zadarła głowę ku górze, czując jak jasne, mysie kosmyki opadają na piegowate policzki oraz łaskoczą ją w czubek nosa. A następnie cicho kichnęła/prychnęła, otaczając tors mężczyzny swoimi wątłymi ramionkami i wtulając czółko w miękki materiał jego koszuli.
    Jak mogłam go zostawić?
    Wkrótce będziesz musiała go pożegnać.
    Nie dam rady. Rozpadnę się!
    Boisz się samotności czy ciemności?
    Psychola, który zdaje się czaić za każdym rogiem...

    Iris potrząsnęła głową, aby uciszyć cichy, natrętny głosik, który bezustannie prześlizgiwał się przez zakamarki umysłu, atakując go niechcianymi myślami. Jednocześnie z wyraźną niechęcią odsunęła się od przyjaciela, łapiąc go jedynie za dużą, szorstką dłoń i raźno maszerując przed siebie. O tak! Prawie nie kulała, kiedy tak szli wąskimi alejkami portu.
    - Trzymam Cię za słowo. - dodała i rozchyliła usta w szerokim, chochlikowym uśmiechu "od ucha do ucha", pokazując swoje małe ząbki oraz wampirze kły. Jednocześnie dźgnęła go w bok i wyrwała się truchtem do przodu, łapiąc wieczorny wiatr w rozchylone ramiona. I tylko przez chwilę było słychać jej radosny śmiech, gdyż kilka sekund później zatrzymała się przed wejściem do przechowywali, pozwalając aby Kris otworzył przed nią drzwi. - Jakiż z Pana dżentelmen. - wymamrotała i elegancko dygnęła, wchodząc do środka, gdzie przywitała starszą kobietę beztroskim, greckim "dobry wieczór!". A gdy została w pomieszczeniu sama zakołysała się na piętach, obejrzała wszystkie obrazy i wyszła na zewnątrz, aby stojąc tuż na krawędzi przystani - z ramionami splecionymi na klatce piersiowej - wpatrywać się w ostatki zachodzącego słońca.

    Iris

    OdpowiedzUsuń
  20. [O jejaś widocznie zgubiłam gdzieś twój komentarz -.- ale jeśli zapodasz temat to zacznę nowy wątek od razu! :D]

    OdpowiedzUsuń
  21. Czy to tylko kolejny sen, Kris? - Iris wstrzymała oddech, zaciskając dłonie na nadgarstkach mężczyzny. Jak gdyby czekała na jakiś znak, objawienie, a może chwilę, w której wszystko okaże się złudzeniem, a ona ponownie stanie na deskach opery. I wstrzymując oddech wsłuchiwała się w delikatny chlupot fal. Ledwo wyczuwalny podmuch wiatru głaszczący zarumienione policzki. Krzyk mewy na horyzoncie. Cichy baryton marynarza, wyciągającego ostatnie sieci. I to wszystko... Nic więcej. Jedynie znajoma woń perfum, obejmujące ją silne ramiona, bliskość drugiej osoby, radość i widok zachodzącego słońca.
    - Tęskniłam za Tobą wiesz? - wymamrotała, kołysząc się delikatnie na piętach i opierając plecami o tors przyjaciel. Jednocześnie uniosła ramiona ku górze, aby zapleść dłonie na karku Kristiana i przeciągnąć się z cichym mruknięciem. Następnie poklepała go lekko po szorstkim policzku i balansując na krawędzi pomostu odwróciła się w jego stronę, aby móc z ironicznym wyrazem twarzy, przyglądać się jego dziwacznym "popisom". O tak! Właśnie za tym tak cholernie tęskniła! Chyba się starzejesz, Oz. Kobieta cicho prychnęła, jak gdyby pragnęła zaprzeczyć własnym myślą i pokonać jakieś dziwne rozczulenie, które chwyciło ją za gardło.
    - Nie mogę się już doczekać! - rzekła, a jej uśmiech stawał się z sekundy na sekundę coraz szerszy, aż osiągnął swoje apogeum. Natomiast Iris klasnęła radośnie w dłonie i z rozmachem złożyła na obojczyku przyjaciela (prawie zawsze całowała go właśnie tam. może ze względu na wzrost? któż to wie, co siedzi w tej kudłatej, norweskiej głowie...) mlaskaty i siarczysty całus. - I oczywiście wstąpimy jeszcze do sklepu po mleko czekoladowe. Czasami mam wrażenie, że w moim domu mieszka jakiś skrzat, który je spija. Wczoraj miałam prawie dwie butelki, a dziś zero. Nic. Uwierzysz?! - dodała, energicznie przy tym gestykulując oraz idąc przy boku mężczyzny. I tylko czasami zerkała przed siebie bo prawie ciągle gapiła się na osobę Kristiana, jakby chciała go zjeść lub po prostu sie nim nacieszyć.

    Iris

    OdpowiedzUsuń