Flickr Images

Pierwsza warstwa: skóra
Druga warstwa: krew
Trzecia warstwa: kości
Czwarta warstwa: dusza.

IRIS "OZ" OZARE
tylko, a może AŻ 26 wiosen ★ Norweżka ★ była studentka ★ niegdyś primabalerina ★ obecnie głos miejscowego radia ★ niespełniona pseudo-tancerka ★ już nie tańczę! Czy nie widzisz, że kuleje?! ★ mol książkowy ★ wielgachne okulary do czytania ★ wegetarianka ★ słodkie marchewki na przekąskę ★właścicielka małej, łaciatej świnki Sisi ★ poranne medytacje ★ mowa jest srebrem, a milczenie złotem ★ beztalencie kulinarne ★ bezsenność ★ I poziom pracoholizmu ★ wieczny pośpiech, zamęt i chaos ★ skryte granie na mandolinie ★ fetysz czerwonej szminki ★ obcasy i makijaż od święta ★ Pani Kurdupel ★ Kruszynka wśród wielkoludów ★ chuderlak ★ wystające obojczyki ★ długie, lekko krzywe nogi ★ zachrypnięty niski głos ★ cholerny akcent ★ chyba ze mnie kpisz! Wcale nie zniekształcam litery R! ★ wampirze kły ★ zadarty nos ★ orzechowe włosy ★ setki, tysiące, miliony piegów! ★ oczy Kaczki Dziwaczki ★ mały biust ★ chłopczyca?! Ależ skąd! ★ zielona herbata jako napój bogów ★ mleko czekoladowe i pistacje najlepszym afrodyzjakiem ★ nałogowo żuję gumę bananową ★ cynamon to zło! ★ różowe lub czarne lenonki ★ zwiewne koszule ★ szorty ★ kolekcja kapeluszy ★ starym garbusem przez świat! ★ mały chytrusek ★ uosobienie roztargnienia ★ determinacja ★ marzycielka ★ gbur ★ cham ★ złośnica ★ maruda ★ skryta histeryczka ★ zmienne nastroje ★ niepewność ★ kwiaty, kwiaty, pełno kwiatów! ★ samotność ★ świat zwariował! Wszędzie parszywe klauny! ★ czarno-białe filmy ★ samotne wyprawy na plażę ★ nocne wędrówki ★ karuzele ★ granie w szachy z miejscową starszyzną ★ dobra duszyczka ★ Pani-Dobra-Rada ★ samokrytyka ★ dążenie do pewnej doskonałości ★ już z góry zostałam skazana na porażkę ★ muzyka klasyczna jako środek antystresowy ★ bajki i Jack Daniels w gorsze dni ★ kilka tabletek na poranne migreny ★ często prowadzenie rozmów z własnym JA

CIEKAWOSTKI:
- Iris nienawidzi tańca! A zarazem wciąż do kocha i pożąda. Całym swoim ciałem, sercem i duszą. To właśnie z nim wiązała swoją przyszłość dopóki około pół roku temu nie doznała poważnej kontuzji lewego kolana. Wystarczyła jedna chwila, aby los z niej zakpił i przekreślił marzenia, serwując jej potężnego kopniaka w zadek, bolesną cud-terapię, załamanie nerwowe, mini depresję i subtelność kulejącego słonia.
- kobieta stara się unikać dłuższego przebywania na słońcu - przynajmniej w chwilach, kiedy zapomni nałożyć grubaśnej warstwy kremu ochronnego - ponieważ już po kilkunastu minutach jej ciało przybiera nieprzyjemnego, różowego odcienia; z czubka nosa schodzi jej skóra, a piegi stają się okropnie widoczne!
- wielbicielka sztormów i letnich deszczy.
- posiadaczka dość charakterystycznych oczu, które z pewnością zapadają w pamięci. Niestety są otoczone dość jasnymi rzęsami, co wynagradza ich dość pokaźna długość, za co Iris wielokrotnie dziękuję.
- codziennie rano biega (jeżeli tym można nazwać powolne truchtanie, powłóczenie lewą nogą, tysiące przekleństw, hektolitry potu i cholerny ból kolana. Nie ma to jak odrobina sportu i determinacji, prawda?) wzdłuż wybrzeża i zachodzi do pobliskiej piekarni, gdzie kupuje świeże rogale lub bułki z ziarnami.
- nienawidzi kawy, jednak jej zapach uważa za nęcący i uwodzicielski.
- nie przepada za zatłoczonymi miejscami oraz niepotrzebnym hałasem. Może dlatego unika wszelkich imprez, które na wyspie są częścią każdego wieczora.
- panicznie boi się klaunów; kiedy dostrzeże owego osobnika z czerwonym nosem pospiesznie ucieka, krzycząc i wymachując dłońmi niczym wariatka.
-  jej dłonie są wiecznie zimne, dlatego w chłodniejsze dni - wbrew wszelkim komentarzom - nosi rękawiczki, a nawet owija się szalikiem. Może jest kosmitką? Kto to wie!
 ***
 A ślad 
Twoich zębów 
jest najgłębiej,
najgłębiej...
  AFILIACJA MIESZKANIE POWIĄZANIA


 AKTUALIZACJA: 14.06.2013
WIZERUNEK: nieznany, przypadkowe zdjęcia

[Serdecznie wszystkich witam :)
z góry chce powiedzieć, że Karta Postaci może ulec niewielkim zmianą + w 100% jest mojego autorstwa (tak, tak, możecie ją spotkać również na innym Blogu). Co do wątków i powiązań to jestem otwarta na wszelkie propozycję.]

114 komentarzy:

  1. [Rozumiem, że wątkiem zainteresowana, tak? :D Tylko kurcze... Lubi spokój? Aaron wręcz lgnie do miejsc, w których takowego spokoju nie ma. Ona jest dziennikarką radiową? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Mamy tu trochę a raczej dużo sprzeczności co dziewczyny lubią i gdzie się podziewają ale może być ciekawie i można coś wymyślić ;p Hmm niedługo dołączy tu kuzyn Lori więc może oni kiedyś razem kręcili a dziewczyny jakoś się polubiły czy coś i Irys wpada do niej na jakąś lemoniadę po jej codziennym bieganiu? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  3. [No i już coś mamy! :D To co, na pewno ja mam zacząć co nie? xD ]

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy dzień był tak samo piękny. Codziennie promienie słoneczne grzały aż niektórym mózgownice się do końca rozpuszczały, plaża w środku dnia zmieniała się w istną patelnię a pod wieczór w wieczną imprezę dla rozwydrzonych nastolatków.
    Lari tu mieszkała więc takie zabawy już jej nie interesowała bo miała to na co dzień więc jej zbrzydło. W sumie jej ulubioną częścią dnia był poranek. Wtedy cała wyspa rodziła się do życia. Z wielu piekarni wywodziły się cudowne zapachy świeżych wypieków, handlarze wystawiali swoje małe sklepiki z co dopiero zebranymi owocami i warzywami, to był istny raj.
    Jak co dzień rano, Lari otworzyła mały barek na plaży, który do południa zwykle prowadziła sama bo nie było zbyt dużo ruchu. Już zdążyła zrobić lemoniadę gdy na horyzoncie ujrzała idącą Irys no a do jej nosa doleciały już cudowne zapachy tego co znajdowało się w papierowej torebeczce, którą niosła. Pomachała do niej z baru po czym od razu nalała im do dwóch szklanek zimnej, orzeźwiającej lemoniady.
    -Obijasz się coś, dopiero przychodzisz, no wiesz.. Już dawno po dziewiątej -zaśmiała się pod nosem i usiadła na stołku, który miała po swojej stronie baru

    OdpowiedzUsuń
  5. [Może być i tak właściwie. Może być zabawnie. :D Zaczniesz?]

    OdpowiedzUsuń
  6. Żeby poznać tę historię trzeba stanowczo cofnąć się o kilka godzin wstecz, kiedy to serce Aarona zostało złamane kolejną trwającą tydzień znajomością z pewną dziewczyną.
    Byli razem na imprezie.
    To może nic niezwykłego, ale dla Aarona – trudna sprawa. Niósł ze sobą brzemię ogromnego pecha, który sprawiał, ze nie mógł się z nikim związać. To jakaś szajbnięta wokalistka postanawiała zerwać z nim na scenie – wyśpiewując mu piosenkę o tym, że jest draniem, to inna jeszcze bardziej szalona istota pytała go, czy nie dałby jej spróbować swojej krwi, jeśli się z nim prześpi… To kolejna okazywała się lesbijką. Teraz trafiła się wyjątkowo utalentowana gitarzystka, która grała na jednym z pobliskich festiwali. Nie było tak tragicznie. Żadnej zdrady, nic szalonego – po prostu stwierdziła, że jednak do siebie nie pasują. Bo – uwaga – jest zazdrosna o to, jak on gra na gitarze. Uważała go za lepszego od siebie, choć w jego mniemaniu wcale tak nie było. Ta… Chora sytuacja. Nic dziwnego zatem, że załamany Aaron postanowił wypić nieco więcej, a potem bez słowa zniknąć z imprezy odchodząc chwiejnym krokiem w kierunku plaży.
    I teraz dopiero, jak przez mgłę zobaczył twarz jakiejś istotki, która postanowiła go obudzić.
    Czy żył?
    - Nje szyję. – Oznajmił siadając, bardzo powoli… Ostrożnie na piasku. – Jezdem sombi! Sjem dwój musk. – Tak wybełkotał niewyraźnie spoglądając na kobietę. – To niepo? Jezdeś jak aniołek. Sombi idom do niepa?

    OdpowiedzUsuń
  7. [dziękuję, cieszę się że te wypociny mogły się jednak komuś spodobać. znalazłby się może jakiś pomysł na wątek? chęć zaczęcia ale z pustką w głowie.]

    OdpowiedzUsuń
  8. [W filmie było trzech Polaków ;)
    Możesz rozwinąć tę myśl? Bo nie mam pojęcia, co tam mogłaby robić Cece.]

    Cecilia L.

    OdpowiedzUsuń
  9. - Kłowa? - Wybełkotał i kolejne słowo łapiąc się za wspomnianą wcześniej część ciała. Obiema rękami, nieco pokracznie. Na początku biedak nawet nie trafił.
    Zamlaskał.
    - Ona nie mófi. Kłowy nie mófią. - Pokręcił przecząco łbem. I... Zaczął się podnosić z piasku zupełnie ignorując fakt, że ma na sobie tylko i wyłącznie te kąpielówki. Może nawet nie zauważył?
    Wyglądało na to, że jegomość nie ma kaca. Póki co przynajmniej.Był napierdolony jak dziki Monk i najwyraźniej było mu z tym dobrze. Nic nie bolało. Nie czuł zimno, choć gęsia skórka, która pokrywała opalone (nieco przychude) ciało sugerowała, że jego organizm odbiera to wszystko nieco inaczej.
    - Gzie jezdem? - Tak zapytał bardziej siebie aniżeli kobietę, która mu towarzyszyła. Rozglądał się marszcząc nos, chwiejąc się. Ta... Ten piasek zdawał się falować jak morze, które rozpościerało się ledwie dwa kroki dalej.
    Pozlepiane przez sól włosy sugerowały, że musiał pływać. Może po wyjściu z imprezy postanowił się po prostu odstresować? Kto tam wie!
    - Morze dzisiaj rwieeee! - To powiedział w miarę wyraźnie przystępując krok w bok, potem kolejny. W końcu wylądował na tyłku.
    Oj będzie miał kaca... Bez wątpienia. Za kilka godzin, kiedy alkohol go puści.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Również witam :D Właśnie tak czytam kartę i rzeczywiście masz rację, nasze postacie mają kilka cech wspólnych, a więc będzie dobre nawiązanie.
    Pomysł całkiem ciekawy. Jakaś impreza w plenerze, szalone tańce i podeptane nogi :D Jestem zdecydowanie za.
    Zaczynasz, czy ja mam to zrobić? :]

    _Sophie

    OdpowiedzUsuń
  11. - Jezdeź zdrażna... Nie grzycz. - Wydął dolną wargę przechylając głowę nieco w bok. Jak kopnięte szczenię. Prawda była taka, że ten facet bał się kobiet. Kilku, ale... Bał się. Nie lubił, gdy się na niego krzyczało. Przyprawiało go to o dreszcze. Tak... W tej kwestii był okropnym tchórzem.
    Na początku była matka.
    Potem wokalistka w jego zespole - Sophie. W jego mniemaniu najbardziej przerażająca bestia na tej ziemi. Czarnowłosa, filigranowa, wiecznie wypielęgnowana bestia! Naprawdę straszna! Bez wątpienia mogła mu wyrządzić ogromną krzywdę.
    Tymi drobnymi piąstkami, ptasimi ramionami... Ta, na pewno.
    Co jednak poradzić? Strach pozostawał strachem, nawet gdy pojawiał się irracjonalnie.
    Jak w tej chwili.
    Mętne spojrzenie zapijaczonego kolesia nagle zdawało się przybrać... Takiego przerażonego wyrazu! Tak. Wystraszył się Iris. Rozchylił wargi spoglądając na wyciągniętą w jego stronę dłoń, przełknął głośno ślinę i... Pokiwał głową. Pochwycił wyciągniętą w jego stronę dłoń.
    Drobna Iris mogła się przeliczyć. Ten prawie dwumetrowy facet jakby na to nie spojrzeć - sporo ważył. Spróbował się podnieść, ale ostatecznie... Pociągnął biedną dziewczynę na siebie.

    OdpowiedzUsuń
  12. [ciężka decyzja. może weźmy więc pomysł pierwszy z brzegu - z uciekającą świnką. zaczniesz czy ja mam to zrobić?]

    OdpowiedzUsuń
  13. Już się nie mogła doczekać kiedy Irys doczlapie się w końcu do jej baru i wtedy będzie mogła wręcz pochłonąć cudowne i pyszne wypieki, które ze sobą zabrała. Z uśmiechem jeszcze raz pomachala dziewczynie jak była już blisko a gdy usiadła pokrecila głową a ręce oparła o dłonie
    -Wstydu to nie masz, jak można w ogóle zasypać?! -zapytała pozbawiona i posunęła jej szklankę z przygotowanym dla niej napojem pod nos. -Oj nie marudź już, noo.. Daj lepiej moje dzisiejsze śniadanko,napij się lemoniady i delektuj się pięknym dniem, który zrzuca nam upał jak codzień -uśmiechnęła się, zamknęła oczy i wyciągnęła twarz w stronę słońca. Po chwili jednak otworzyła jedno oko by na nią spojrzeć -Oj no już no, co krab ci się na palcu przyczepil czy co, że masz taka minę? Usmiechnij się -sama się wyszczerzyla. Jakoś dziś miała szczególnie dobry humor choć sama do końca nie wiedziała dlaczego

    OdpowiedzUsuń
  14. Przejąłby się! Serio! Byłby zawstydzony i na pewno zaoferowałby pomoc, ale teraz... Teraz był napruty i upadek Iris nie mógł tego zmienić. Chłopak odchylił głowę do tyłu i zarechotał nieprzyjemnie.
    - Lesisz na mnieee! - Tak właśnie rzekł przez śmiech spoglądając na kobietę.
    Nie... Na pewno aktualnie nie robił dobrego wrażenia.
    Co do ucieczki zaś.. Nic straconego. Aaronowi dzięki bogu w takim stanie nawet nie lepiły się łapska, nie wykazywał żadnych oznak agresji... Jakieś ziarenko moralności widać w nim jednak zostało. Chłopak spojrzał po sobie.
    - Ej... Kiety mnie rosebrałaś? - Zagaił podnosząc spojrzenie na Iris i... Wtedy zjawiło się wybawienie. Na plaży truchtem biegnąc pojawił się inny mężczyzna - czarne, długie włosy, ciemne ślepia, ciemna skóra... Kolejny Grek.
    - Boże! Aaron! - Tak właśnie rzekł przystając nieopodal, pochylił się i złapał głębiej powietrza. - Wszyscy cię kurwa szukają...
    I tu zerknął na dziewczynę, która wylądowała na piasku obok jego przyjaciela. Tak... przyjaciela, albowiem długowłosy był perkusistą w zespole Aarona. Widać byli na jednej imprezie, widać ten postanowił cudem jednak nie pić...
    - Przepraszam panią najmocniej za jego zachowanie. - Tak rzekł właśnie do biednej Iris podchodząc bliżej. Przykucnął przerzucając sobie łapsko Aarona przez kark, usiłował go podnieść.
    - Eeeej sa dziewszyna na mnie lesiii... - Żałosne. to prawda... Bardzo żałosne.
    Do czego potrafi mężczyznę doprowadzić kobieta!

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie lubiła marudzenia i narzekania. Taka po prostu była, że próbowała się przynajmniej cieszyć z tych najmniejszych rzeczy jakie się jej w życiu przytrafiają, przecież o to chodzi prawda? Mieszkali w Grecji co lepszego mogło im się przydarzyć w życiu?
    -Wiesz co? Sama jakoś tego nie pojmuję -zaśmiała się pod nosem po czym wyciągnęła ręce w jej stronę i kilka razy otworzyła po czym od razu zamknęła pięści -Daj, daj, daaaaj -jęknęła uśmiechając się a ślinka na zapach ciasteczek, które dziś będą jej robiły za śniadanie, leciała jej po samych kostkach. Zrobiła smutną minkę jak dzieciaczek, który nie dostał lizaka za to, że był grzeczny -Tylko gryza noo -powiedziała ślicznie trzepiąc oczkami, żeby wyglądała jak najsłodziej choć to bardziej było komiczne niż słodkie
    -Bo będziesz płacić za tą lemoniadę, o! -zaśmiała się i podparła ręce o biodra - I jeszcze tą ladę wyczyścisz od swoich butów -uniosła brew chcąc wiedzieć czy dziewczyna ulegnie czy może będzie musiała jeszcze coś wymyślić by podzieliła się z nią ciastkami

    OdpowiedzUsuń
  16. Ona to przecież wszystko robiła specjalnie i z determinacją! Jak w ogóle mogła się tak nad nią znęcać? To było nie do pomyślenia! Zmarszczyła nosek i skrzyżowała ręce na piersiach patrząc się na nią całkiem nawet groźnie.
    -Franca a nie masochista, choć może trochę też.. -mruknęła pod nosem po czym sama napiła się swojej cudownej lemoniady co będzie robiło za jej śniadanie. Próbowała też zahamować stróżkę śliny, która leciała jej i robiła małą kałuże wokół siebie ale jakoś jej to nie szło .
    Gdy w końcu dziewczyna zlitowała się nad nią Lari uśmiechnęła się szeroko i od razu pochłonęła jednego rogalika ale za to tym drugim już się delektowała. Dziewczyny gdyby miały cały kosz tych rogalików mogły by zjeść wszystko i jeszcze trochę gdyby tylko mogły i dostały tyle ile by chciały.
    -To co masz na dzisiaj w planach? -uniosła lekko brew patrząc się na nią i popiła rogalika lemoniadą. Teraz jak już dostała swoje ukochane słodkości może z nią pogadać i nawet może posłuchać jej marudzenia

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo chętnie by się rozłożyła tak samo jak dziewczyna, niestety jakby nie było to Lari była w pracy i nie mogła sobie na to pozwolić jak i na to, by ją popchnąć by upadła na piasek. A to cholernie ją korci! Uśmiechnęła się pod nosem na jej słowa po czym spojrzała na nią bo przeoczyła co mówiła, ale to nie mogło być nic ważnego, chyba.. Z uśmiechem więc kiwnęła głową
    -Czyli nic konkretnego nie masz co nie? -uniosła brwi patrząc się na nią. Tak, właśnie miała zamiar zwiać z roboty by cały dzień wylegiwać się na jakimś klifie i słuchać marudzenia Iris a potem iść na jakieś coś do jedzenia i może ognisko, które odbędzie się wieczorem na plaży.
    -Tak w ogóle, mój kuzyn przyjeżdża niedługo do nas tutaj niby już na stałe choć on wszędzie lata jak taka kurwa -zaśmiała się pod nosem -Będę potrzebowała jakiegoś kogoś co mu podobi za przewodnika kilka dni -uśmiechnęła się i oparła łokcie o blat pochylając się w jej stronę. Przynajmniej wtedy przez jakiś czas nie będzie jej marudziła -Znasz może kogoś kto ma trochę czasu? -uśmiechnęła się unosząc lekko brew. Była pewna, że dziewczyna się domyśliła, że chodzi jej o nią.

    OdpowiedzUsuń
  18. Każdy już chyba bardzo dobrze rozpoznawał ten jej dziwny wyraz twarzy wiążący się z kłopotami no i oczywiście tym, że Lari coś ponownie kombinuje zresztą jak zwykle. Nie miała jednak zamiaru dać się tak łatwo spławić jak się jej wydawało. Schowała lemoniadę do lodówki zjadła w błyskawicznym tępię ostatniego rogalika i wzięła obie szklanki z których wylała przepyszną lemoniadę. Widziała niezadowolenie Iris ale nie przejęła się tym tylko kontynuowała swoje szybkie zwijanie się z pracy. Była 11:30 więc za niecałe pół godziny powinna się pojawić dziewczyna z którą Lari pracowała więc na ladzie zostawiła karteczkę z napisem "Zaraz Wracam" a sama przeskoczyła przez ladę, chwyciła Iris za rękę i pociągnęła ją za sobą
    -No chodź no! Nie ciągaj się! -pogoniła ją by ta się pośpieszyła, nie chciała by ktoś ich a bardziej ją zobaczył jak ucieka z pracy i chyba nie ma w tym nic aż tak dziwnego, prawda? Gdy już byli na bezpiecznej długości i hałasujących turystów zostawili za sobą na plaży zwolnili i mogły spokojnie sobie iść po starych uliczkach Skiathos.
    -No tak, kuzyn -przypomniało się jej bo tego jeszcze nie wyjaśniły a ona nie miała zamiaru znosić marudzącego kuzyna i jeszcze bardziej marudzącej Iris -Hmm nie wie czy ktoś by się do niego nadał -powiedziała a po chwili klasnęła w dłonie i wyglądała jakby odkryła Amerykę albo lody bez kalorii -Ale ty byś była idealna! -powiedziała z szerokim uśmiechem

    OdpowiedzUsuń
  19. Słońce nie dawało za wygraną. Ilekroć zbliżała się do niego ciemniejsza chmura, niezmordowanie, przy pomocy chłodnego wiatru przedzierało się znów, piekąc niemiłosiernie. Ludzie wyglądali na zdezorientowanych. Ociekając potem, chowając się w cieniu drzew i budynków zastanawiali się, czy tego właśnie oczekiwali. Spiekoty, widoku lepkich ciał i drinków, które docierały do stolika ciepłe i niesmaczne. Turyści, obrzydliwie bogaci turyści. Byli gotowi do wielkich poświęceń, gdy chodziło o demonstrację ilości zer zebranych na koncie oszczędnościowym. Względny spokój bocznej uliczki zakłóciła pewna nieprawidłowość. Łaciata świnka przedzierająca się pomiędzy nogami przechodniów, na którą nikt nie zwracał uwagi. Nikt poza Theo, którego zwykle imały się drobne szczegóły. Przystanął, obserwując stworzonko pędzące wprost na niego. Była spłoszona, nie panowała nad instynktowną potrzebą ucieczki. Gwar ulicy potęgował to uczucie. Pozwolił jej przebiec obok siebie.
    W chwili, gdy zniknęła za rogiem, usłyszał krzyk. Właścicielką donośnego głosu składającego się na serię siarczystych przekleństw, była młoda kobieta. Stojąc przed domem, wpatrywała się w miejsce, gdzie zniknęła niesforna świnka. Musiała być jej właścicielką. Zareagował bez namysłu, kierowany chęcią pomocy.
    - Złapię ją! - uniósł dłoń w geście proszącym o zachowanie spokoju. Ludzie uskakiwali mu z drogi, gdy popędził w ślad za małą uciekinierką. Kiedy ostatnio to robił? Bieg szybko go zmęczył. Płuca regularnie trute tytoniem nie były już tak wydajne. Mimo to nie zaprzestał pościgu.

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie rozumiała dlaczego tak bardzo próbuje się wymknąć. Przecież to nic takiego strasznego! No chyba, że chodziło to o osobę, którą miała by się zając to w tym przypadku doskonale ją rozumiała, ale przecież musiała coś wymyślić! Lari nie może ciągle a raczej codziennie opuszczać pracy bo jej kuzynowi będzie się nudziło w barku. Westchnęła ciężko na to jak zareagowała
    -Kłamiesz! -powiedziała oburzona gdy twierdziła, że nie zna jeszcze wysypy -Sama cię osobiście przeciągnęłam wzdłuż, wszerz i trzy razy na ukos tej wyspy więc mnie tutaj nie kituj! -prychnęła pod nosem po czym westchnęła ciężko. To nie tą drogą to szło, miała ją przekonać a nie jeszcze na nią narzekać. Podeszła do niej bliżej objęła jej jedną rękę i spojrzała na nią błagająco
    -Prooooszę, proszę, proszę, proszę, proszę! -zaczęła jęczeć jej jeszcze bardziej do ucha, uwieszając się na jej ręce tak by nawet uniemożliwić jej by dalej szła. Jakoś w końcu musiała ją przekonać no więc to było pierwsze co jej przyszło do głowy, będzie jej marudzić do usranego przyjazdu jej kuzyna

    OdpowiedzUsuń
  21. [A ja ładnie podziękuję za przywitanie :)]

    Cordelia

    OdpowiedzUsuń
  22. No i to jej odpowiadało. Zawsze lubiła jak wszystko wychodziło po jej myśli, ale dlaczego miała się nad nią przestać znęcać? W sumie podobało się jej to całkiem. Chociaż raz niech toś wysłucha jej marudzenia i zachowywania się jak jakiś dzieciak a tym razem tą osobą miała być Irys.
    Z uśmiechem i zadowoleniem pokiwała główką i uwiesiła się na niej z wdzięczności
    -Tak! Kupuję to, sprzedane! -powiedziała radośnie a oczywiście cieszyła się, że pozbyła się kuzyna zanim jeszcze spadł jej na głowę -Teraz mogę ci nawet postawić gofry, lody czy jakieś ciastko! -zaproponowała i nie czekając na odpowiedź dziewczyny od razu zmieniły kierunek i pociągnęła ją lekko w stronę centrum miasteczka. Może i nie mieli wielu kawiarni, ale za to mięli kilka dobrych, sławnych i wielowiecznych kawiarenek prowadzących od ich powstania przez tą samą rodzinę.
    To jednak nie było tak jak dziewczyna myślała. Lair nie miała w ogóle zamiaru brać sobie wolnego czy opuszczać pracy. Skoro jej kuzyn i tak przyjeżdżał tu podobno na stałe t i tak będzie miała go na głowie cały czas. Tu chodziło bardziej o to, że przez te pierwsze trzy-cztery dni on na bank nie trafi z plaży do hotelu, który będzie się znajdował jakieś sto metrów stamtąd.

    OdpowiedzUsuń
  23. [A cześć:)
    Wątek wymyślę, ale jest jeden problem. Ponieważ dopiero w piątek będę wolna od wszystkich zajęć związanych z ukończeniem szkoły. Także proszę, nie obraź się jeżeli do piątku niczego nie napiszę. Obiecuję, że pod koniec tygodnia sama zgłoszę się z pomysłem :D.]

    Lawliet

    OdpowiedzUsuń
  24. [Wątek chętnie :) Nasze postacie mają trochę wspólnego, a mimo to nic ciekawego nie przychodzi mi do głowy.. Prócz czegoś tak banalnego jak zwyczajne spotkanie wieczorem na plaży -.-]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Pani ze zdjęcia, często na innych zdjęciach wygląda jak lamadziara. Ładna, nawet piękna, ale jednak fotoshop robi swoje ;)
    A co do wątku to ja proponuję żeby już się znały! Tym bardziej, że Elle też biega, chociaż tego nienawidzi i też z rana medytuje i ćwiczy też. Do tego może wspierać Iris dość często kulinarnie i przynosić obiadki. Pisząc w skrócie proponuję żeby były takimi znajomymi sąsiadkami, które mają ze sobą dużo wspólnego, co Ty na to?;>]
    //Gabrielle

    OdpowiedzUsuń
  26. Wieczór należał do tych ładnych. Ba, tutaj, w Skiathos wszystkie (a może przynajmniej te dziewięćdziesiąt procent wieczorów) należało do ładnych. Nie było co porównywać tutejszej pogody do tej w Londynie, który przez ciągłe opady wydawał się niezmiernie smutny i szary. Elle lubiła Londyn. Ba, kochała go nad życie! Nie ma co się dziwić, była kimś w rodzaju patriotki lokalnej, co z pewności odziedziczyła po swojej babci. Co by jednak nie powiedzieć, mieszkała tam od urodzenia, z początku niemal w samym centrum, później, od piętnastego roku życia na obrzeżach w białym domku z szarą dachówką. Było jej tam dobrze, jej samej, samiusieńkiej, bez nikogo. Z kolei Grecja była jej marzeniem od dzieciństwa, więc kiedy tylko pomyślała o wyjeździe wiedziała jaki będzie jej cel.
    Wracając jednak do meritum, pogoda była idealna, wieczory ciepłe i spokojne. Z oddali tylko można było usłyszeć odgłosy bawiących się ludzi. Mimo to nauczyła się już znajdować ciche miejsca na wieczorną medytację, przy zachodzącym słońcu. Umiała spędzać godziny na plaży, wsłuchując się w dźwięki wody, skupiając się na ustawicznym cieple, które co jakiś czas w nowy sposób rozchodziło się po jej ciele. Dzisiaj długo nie wysiedziała. Po czterdziestu minutach wstała niezadowolona z siebie. Może to przez mocniejsze podmuchy wiatru a może przez lekki głód, który wciąż się zwiększał? To nie było ważne, po prostu postanowiła wrócić do domu. I już była nieopodal, kiedy to przechodziła obok domu sąsiadki Iris. Już z początku ulicy czuć było, że coś się pali, teraz Elle zorientowała się skąd. Przez kuchenne, uchylone okno leciał czarny, gęsty dym. Oho, Iris próbowała coś usmażyć. Blondynka bez zastanowienia skręciła szybko aby zapukać w drzwi wejściowe. Cisza.
    - Iris? - Zapytała, ni to głośno, jednak z minimalną dozą niepokoju. Nie było na co czekać. Popchnęła delikatnie drzwi, które okazały się być otwarte i pognała do kuchni, gdzie ze smażonych na patelni warzyw został tylko wiór, który powoli zmieniał się w iskrzące płomienie. Bez zastanowienia Murrill wyjęła pierwszy lepszy garnek i szybko nalała do niego zimnej wody, która już po chwili znalazła się na kuchence. Wszystko teraz skwierczało głośno, jednak jednocześnie przestało się palić. Elle odetchnęła z ulgą, powoli domyślając się gdzie znajduje się jej sąsiadka. Bez zastanowienia skierowała się pod drzwi łazienki, w które zapukała delikatnie.
    -Iris, dom ci się pali. - Powiedziała, po chwili marszcząc delikatnie czoło. - A właściwie to palił. - Dodała, żeby to zanadto nie wystraszyć kobiety.

    // Gabrielle

    OdpowiedzUsuń
  27. Na to sama by nigdy nie wpadła! Uśmiechnęła się szeroko na słowa dziewczyny i aż podskoczyła z radości na jej słowa
    -Jak mu coś zrobisz to jeszcze ci zapłacę -powiedziała ze śmiechem. Nie raz już miała kuzyna dość na tyle, że chętnie skręciła by mu kark czy coś podobnego ale nie mogła bo to w końcu rodzina i tak dalej.
    Miasteczko miejscami było zapełnione turystami i mieszkańcami po same brzegi lecz nie które miejsca były puste, że można by nawet pomyśleć, że są całkowicie opuszczone. To wszystko było jednocześnie wadą jak i zaletą. Lari nie była zdziwiona, że kawiarnia była pełna i tak, zmusi ją choćby miała nieść ją na plecach do wejścia do środka
    -Nawet nie próbuj uciekać -pogrodziła jej palcem po czym nie dając jej możliwości ucieczki złapała ją za nadgarstek i praktycznie dosłownie wciągnęła ją do środka i stanęła w kolejce
    -Spróbujesz tylko uciec czy coś podobnego a te lody wylądują w twoich gaciach, jak tylko je dostaniemy -mruknęła do niej

    OdpowiedzUsuń
  28. [Dzięki za powitanie xd I tak, bobas ładny, jak każdy bobas :d]
    Aimee

    OdpowiedzUsuń
  29. Gabrielle spokojnie mogła się domyśleć, że tak to będzie wyglądało. Zaskoczona Iris pomiota się chwilę w kuchni, co spowodowało minimalne rozbawienie u blondynki. Zaśmiała się cicho, uśmiechając się od ucha do ucha, rozchylając pełne usta. Następnie podrapała się po karku, patrząc to na kuchenkę, to na kobietę, która chyba nie do końca wiedziała co zrobić. była taka zaskoczona i jednocześnie zagubiona w tej sytuacji co jedynie dodawało jej urok.
    - Przy mnie nie zginiesz. - Powiedziała Elle, przenosząc patelnię do zlewu a następnie sięgnęła po rolkę papierowych ręczników, którymi zaczęła wycierać zalaną kuchenkę. Poruszała się po kuchni z dużą swobodą, na którą poniekąd sama sobie pozwoliła, chociaż nie był to już pierwszy raz. Otworzyła okno na oścież, zdając sobie sprawę z tego, że inaczej szarego dymu wcale szybko się nie pozbędą. W tym momencie można było tylko dziękować za wietrzny wieczór bo w innym wypadku Iris zajęłoby wietrzenie kuchni przynajmniej kilka dobrych godzin. - Idź się ogarnąć i daj mi chwilę to może nie umrzemy z głodu. - Dodała, zatrzymując się na chwilę, żeby spojrzeć prosto w magiczne oczy, chcąc nieco uspokoić pannę Ozare. To jedno przydługie spojrzenie miało dodać otuchy i zapewnić, że kobieta umknie i tym razem śmierci głodowej. Trwało to jednak tylko te kilkanaście sekund a później blondynka poprawiła kucyka, który znajdował się niemal na czubku jej głowy i skierowała się do lodówki, obciągając przy okazji szeroką, przykrótką bluzkę, co jednak i tak nic nie dało. - Zostało ci coś jeszcze do jedzenia z czego da się coś zrobić? - Zapytała, otwierając drzwi lodówki, którą niemal bezczelnie zaczęła przeglądać.
    // Gabrielle

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie było takiej opcji, że da się nabrać na tej jej mruczenia, marudzenia i udawanie załamanej. Niech teraz cierpi! Nie miała najmniejszego zamiaru stać w tej kolejce sama po tym by jej kupić lody. Chciała słodkości to musiała na nie zasłużyć w postaci stania w tej nieludzkiej kolejce.
    Spojrzała na nią gdy pociągnęła ją za rękę a potem spojrzała na jakąś tam parę. Westchnęła ciężko i wywróciła oczami. Skrzyżowała ręce na piersiach i patrzyła się przed siebie na kolejkę próbując ją jakoś zignorować ale to w cale nie było takie łatwe. Już miały niedaleko do kasy więc Lari westchnęła zrezygnowana a ręce po prostu jej opadły
    -Okeej, no.. -mruknęła i spojrzała na nią -Powiedz jakie chcesz lody i idź na dwór, żebym nie musiała cię już słuchać -wywróciła oczami uśmiechając się lekko.

    OdpowiedzUsuń
  31. Murrill naprawdę lubiła gotować i gdyby mogła to gotowałaby dla całego miasteczka. Ba, jeden jej obiad wystarczałby przynajmniej by domownicy pobliskich domów mieli co jeść. W kuchni czuła się dobrze. Może też w jakiś sposób czuła, że przez to zaprzecza swojemu wizerunkowi paniusi, która nie jest w stanie ugotować wody na herbatę, nie wspominając już o zrobieniu jajecznicy. Elle gotowała dużo, smacznie, szybko i pomysłowo. A przynajmniej starała się w wolnym czasie, którego wbrew pozorom wcale nie miała tak dużo jak się mogło wydawać. Ostatnio nawet zastanawiała się czy nie wznowić studiów bądź nie wybrać się po prostu na inny kierunek, jednak to by się łączyło z całkowitym brakiem czasu wolnego a jednocześnie wszystko wskazuje na to, że byłaby zmuszona zatrudnić nauczyciela do swojej szkoły a nie miała bladego pojęcia czy na wyspie ktokolwiek po za nią ma potwierdzenie przejścia kursu kung fu. Po za tym chyba by się bała. Póki co wszystko jest pod jej opieką i to jej się jak najbardziej podoba.
    Kiedy Iris wróciła do kuchni na stole leżały już dwa talerze,sztućce, serwetki, szklanki i kieliszki.
    - Już kończę. - Powiedziała, wlewając sos do sałatki, którą zaraz położyła na stole. - Będziesz miała mały zapas jedzenia. - Dodała, pochylając się teraz nad kuchenką, żeby przewrócić po raz ostatni kotlety z fasoli, które zaraz wyłożyła na mały półmisek. W miseczce wylądowała kasza, w drugiej z kolei sos z kawałkami warzyw. Wszystko to po chwili znalazło się na stole. - Jak zostanie kasza to jeszcze zrobię z niej kotlety. - Powiedziała, rozglądając się po kuchni z zastanowieniem czy wszystko już podała. Machnęła ręką, wznosząc oczy ku niebu na znak zapomnienia i za chwilę położyła jeszcze solniczkę z pieprzniczką. - Mam nadzieję, że będzie ci smakować. - Powiedziała za chwilę ściągając usta. - Masz jakieś wino, przydałoby się do tego. - Przyznała, patrząc teraz na kobietę.
    //Gabrielle

    OdpowiedzUsuń
  32. Dawniej potężnym motorem napędowym ciała była wyobraźnia. Wyimaginowany morderca ściskający w dłoni ociekający krwią nóż zmuszał wszystkie mięśnie ciała do wysiłku, jakiego nie czuły nigdy wcześniej. Przesuwał granicę wytrzymałości. Był nieugięty, ale i ty nie mogłeś mu ulec. Przeskakując nad plastikowym samochodzikiem ciągniętym na sznurku przez kilkuletnie dziecko Theo starał się przywołać to uczucie. Ten nagły wzrost adrenaliny, wiarę we własne możliwości. Tym razem powód był z pozoru błahy, aczkolwiek to doskonała okazja do sprawdzenia samego siebie. Samego siebie wyniszczonego przez stres i uzależnienie od kofeiny.
    Pościg, tak absurdalny, przyciągał coraz więcej gapiów. Szarżująca świnka i goniąca ją dwójka ludzi nie była punktem codziennego życia miasteczka. Urozmaicenie, które każdego z jego uczestników kosztowało zbyt wiele siły. I cierpliwości. A ta kończyła się z chwilą, w której stworzenie postanowiło zwiedzić miejski ratusz. Uchylone drzwi były tylko zachętą. Tam jednak, zupełnie zdezorientowane i niemal unieruchomione przez wypolerowane posadzki, ukryło się pod ławką. Stamtąd łatwo było je wydobyć.
    - Spryciula - szczebelki ławki zatrzeszczały, a dźwięk poniósł się echem po opustoszałym korytarzu, gdy Theo dał odpoczynek zmęczonemu ciału rozsiadając się wygodnie. Świnkę przytrzymał mocno na kolanach. Scena ciągle wyrwana z filmu oglądanego w sobotni wieczór dla rozrywki. Zaciekawione spojrzenie urzędniczki tylko utwierdziło chłopaka w tym przekonaniu. Przeszła dalej bez słowa, a on, dysząc ciężko, opadł na drewniane oparcie i zamknął oczy.

    OdpowiedzUsuń
  33. ["Będzie sapać jak lokomotywa" - rozwaliłaś mnie ;)]

    Jak najlepiej zacząć dzień? Cóż Cordelia miała na to kilka iście wspaniałych sposobów, żaden jednak nie uwzględniał pobudki o siódmej rano. Oczywiście dla normalnego człowieka nie jest to zbyt wczesna godzina ale dla niej jak najbardziej. Przyjemnie pachnąca pościel i niezwykle wygodne łóżko sprawiają, że nie ma ochoty się z nimi rozstawać.. Ale jest jeden powód, dla którego to robi. Jeden, malutki, kudłaty powód. Jej "paskudny" potworek ubóstwiający poranny jogging po plaży, który zawsze koło siódmej brutalnie ją budzi składając na jej twarzy (jego zdaniem) czuły pocałunek. Spojrzała na niego i teatralnie wywróciła oczami gdy dostrzegła, że pałęta się z kąta w kąt nie spuszczając z niej wzroku. Zwlekła się więc z łóżka, nałożyła to co miała pod ręką (oczywiście nie tak dosłownie), związała włosy w niedbałego koka i wyszła ze szczeniakiem, który aż się telepał z radości. Kilka dni temu udało jej się znaleźć taki zakątek plaży, gdzie o tej porze było naprawdę niewiele ludzi i Dżolero mógł się bez problemu wyszaleć.
    Pobiegła za nim gdy ten skierował się w stronę morza. Pokręciła głową z rozbawieniem siadając na piasku gdy psiak zaczął szczekać na wodę i uciekać przed falami. Dzień jak co dzień.
    - Nie wypiłam przez ciebie kawy.. Czy naprawdę byś nie wytrzymał gdybyśmy na plażę poszli nieco później? Mógłbyś mi dać.. Chociażby piętnaście minut.. - Mruknęła nie spuszczając z niego wzroku zupełnie jakby czekała na odpowiedź..

    OdpowiedzUsuń
  34. Ona była zdecydowanie za dobra, jak mogła sie dac tak podejść? Gdyby Iris została na te jeszcze kilka minut w kolejce przecież nogi by jej nie odpadły i sama na pewno też by przeżyła, no cóż.. Lari była uczulona na marudzenie więc nie dziwić się z jej reakcji.
    Uśmiechnęła się do niej i pokiwała głową bo nie raz to słyszała gdy Iris dostawała tylko to co chciała
    -Dobra niech ci będzie, choć nie zaslozylas na to by dostać trzy gałki! -powiedziała w jej stronę choć nie była pewną czy to słyszała. W końcu Lari dopchala się do kasy no i kupiła im te przeklęte lody. Gdy wydostala sie z małej lodziarni podeszła do niej i podała jej porcję lodów, która chciała
    -No to co teraz będziemy robić cały dzień? -zapytała gdy ruszyły powoli przed siebie małymi uliczkami miasteczka.

    OdpowiedzUsuń
  35. [Witam! Dobry pomysł, więc pozwól, że od razu zacznę :)
    Jako że sezon letni właśnie się zaczął, Leon już dorabiał sobie jako animator na koloniach brytyjskich dzieci, które nieświadome niczego kilka razy mogłyby stracić życie, gdyby nie uwaga ich opiekuna. Bawili się właśnie w berka, więc piski i śmiechy dzieci zlewały się w jeden wielki hałas, który ogarną całą plaże. Leon jak gdyby nigdy nic biegał razem z nimi, zapominając zupełnie o swoich 28 latach na karku. Gdy im się znudziło grali w siatkówkę i właśnie podczas tej zabawy pewna nieznana i niezauważona prze nikogo plażowiczka dostała z piłki w głowę. Wszystkie dzieci wybuchnęły gromkim śmiechem, a Leon trochę mniej zadowolony podszedł do nieszczęśliwej ofiary.
    - Nic się pani nie stało?- zapytał swoim ciepłym, zmartwionym głosem.
    Leon

    OdpowiedzUsuń
  36. - Więc nie myśl tylko jedz! - Rzuciła sympatycznie w stronę kobiety, uprzednio śmiejąc się cicho na koncertowe dźwięki wydawane przez jej żołądek. Rzeczywiście chyba niewiele brakowało od śmierci głodowej.
    - Po za tym wiesz, że uwielbiam gotować i robię to z chęcią a już szczególnie kiedy mogę przy okazji kogoś nakarmić. - Dopowiedziała zgodnie z prawdą z resztą. Już nie wspominając o samym poczuciu wdzięczności wobec osób, które w ogóle z nią rozmawiały nie traktując jej przy tym jako głupiej blondyneczki, która niczego po za sobą samą nie widzi. To był taki mały dług wdzięczności a w tym przypadku przynajmniej wiedziała jak go spłacać - jedzeniem.
    - Mam nadzieję, że będzie ci smakować, smacznego. - Powiedziała po chwili, a sama sięgnęła jeszcze do szuflady po korkociąg żeby otworzyć butelkę półwytrawnego, czerwonego wina.
    - Bardzo boli? - Zapytała krzywiąc się lekko, kiedy tylko dostrzegła, że kobieta rozmasowuje kolano. W sumie głupie pytanie, powinna się ugryźć w język. Jasne, że bolało a ona nie mogła nic na to poradzić! Już nie wspominając o tym, że zdecydowanie nie powinna wpychać swojego zgrabnego nosa w nie swoje sprawy.

    //Gabrielle

    OdpowiedzUsuń
  37. [Dziękuję bardzo za powitanie :) Co zaś się tyczy wątku - tak sobie pomyślałam, że Noe mogłaby już kilkakrotnie natknąć się na Iris podczas jej nocnych wypadów na plażę. Parę razy by ze sobą rozmawiały, a któregoś dnia spotkałyby się gdzieś nieopodal skał, gdy nagle zaczęłoby lać jak z cebra. Obie schowałyby się przed burzą w jakiejś jaskini i utknęłyby tam na kilka godzin, rozmawiając o wszystkim i o niczym (filozoficzne pogaduszki - zawsze spoko :D). Co Ty na to?

    P.S. Po przeczytaniu karty tak sobie pomyślałam - skoro Iris nie może tańczyć ze względu na kontuzję kolana to chyba biegać też nie powinna móc? :)]

    OdpowiedzUsuń
  38. Nie no ludzie trzymajcie bo jeszcze jej coś zrobi! Nie dosyć, że zaprosiła ją łaskawie na lody, stała za nią w kolejce to jeszcze marudziła, że za długo tam stała?! Bo to oczywiście była jej wina, że banda jakiś przygłupich chłopaczków co stała przed nią nie mogli się zdecydować co by chcieli.
    -Ja ci kiedyś coś naprawdę zrobić -mruknęła pod nosem po czym zabrała się za jedzenie swoich ukochanych lodów truskawkowych, cytrynowych i kaktusowych. Spojrzała na Iris i uniosła lekko brew patrząc się na nią -Odpocząć? -powtórzyła za nią, przecież jeszcze nawet nic nie zdążyły nic zrobić tak ciężkiego, żeby mogły się zmęczyć. No ale przecież miały obie wolny dzień więc mogły przecież spędzić go trochę przyjemnie
    -No ok, możemy iść nad klif -uśmiechnęła się do niej i ruszyły powolnym krokiem w upalnym słońcu na wzgórze, które było popularne wśród młodych turystów ze skakania do wody z kilkumetrowego klifu. Lari też do często robiła tylko tam gdzie nie było turystów i miała spokój ze znajomymi.
    -Czy mi się wydaje czy ostatnio zrobiło sie tutaj jakoś spokojnie? -zapytała zakładając na nos okulary przeciwsłoneczne i spojrzała szczerząc się na koleżankę. Uliczki miasteczka wydawały się jakieś puste. To może była tylko cisza przed burzą i sezonem wakacyjnym?

    OdpowiedzUsuń
  39. - Ej, bez paniki. Każdemu może się zdarzyć!- powiedział przyjaznym tonem. Ale trzeba przyznać, nie wyglądało to zbyt przyjemnie. Nie trzeba być lekarzem, żeby wiedzieć jakie mogą być konsekwencje tej sytuacji.
    - Przepraszam za dzieciaki, naprawdę czasami dają popalić.- powiedział, próbując zmienić temat, który jak widział przestraszył i zdezorientował nieznajomą.
    - Ma Pani jakiś krem?- zapytał, ale sam odpowiedział sobie na to pytanie, widząc oparzoną skórę nierozważnej plażowiczki. Powiedział coś pod nosem i pobiegł do swojego plecaka. Wracając, uśmiechnął się szeroko do kobiety.
    - Spokojnie, jestem wykwalifikowanym pomocnikiem. Gorsze rzeczy w swoim życiu widziałem. Proszę się obrócić i zaraz już na pewno będzie się czuła Pani lepiej-powiedział, udając poważny głos.
    - I proszę nie brać tego dwuznacznie. To prawdziwe życie nie film- dodał rozbawiony. Miał nadzieję, że wywoła tym uśmiech u Iris.
    Leon

    OdpowiedzUsuń
  40. Gabrielle zaśmiała się serdecznie po czym wzięła większy łyk wina i na powrót uśmiechnęła się.
    - Taka moja rola.- Powiedziała, całkowicie na to przystając. Podobało jej się to, tym bardziej, że pomagało to na pozbycie się wizerunku pustej idiotki. - I z chęcią przyjmę oświadczyny. - Dodała całkowicie poważnie - Do facetów mam awersję. - Oznajmiła w pełni szczerze. Nie wiedziała czemu właściwie to powiedziała, tym bardziej, że poniekąd traktowała to jako zwierzenie a co jak co, ale tego nie miała w zwyczaju. Nie była w tym dobra, wolała wszystko trzymać dla siebie. Rzadko kiedy mówiła o swoich uczuciach, co najwyżej pisała długie maile do Victora, przyjaciela, który został w Anglii, jednak nigdy nie opowiadała o tym głośno. Sama nie wiedziała dlaczego, może nigdy nie czuła się do końca pewnie w czyimś towarzystwie, choć na pozór wydawało się całkowicie inaczej.
    - Cieszę się, że ci smakuje. - Powiedziała więc szybko, chcąc jakoś zatuszować wcześniejsze wyznanie, tak jakby Iris miała przez to całkowicie zapomnieć wcześniejsze jej słowa. - Powinnaś wpaść do mnie w weekend na obiad. - Zaproponowała luźno. - Jeśli masz czas to zapraszam, ugotuję co tylko chcesz. - Zagwarantowała, szczerze mając nadzieję, iż sąsiadka przystanie na tę propozycję.
    // Gabrielle

    OdpowiedzUsuń
  41. [Hej:) Nie fanka, a przynajmniej jeszcze nie. Aczkolwiek mam zamiar oglądać ten serial. Taki wizerunek a nie inny gdyż właściwie to oglądałam ostatnio film z tym aktorem i tak jakoś wyszło:-) Na watek oczywiście chętna. Taki pomysł mam, że może Iris i Aidan będą sąsiadami? Nie znalazłam w twojej karcie jakichś bliższych informacji na ten temat:) Więc chyba mogło by być:) A ostatecznie można by było doprowadzić do konfrontacji podczas burzy, czy tam ulewy. Gdy obydwoje obserwowaliby to zjawisko ze swoich ganków czy coś?:) Może być ?
    Aidan]

    OdpowiedzUsuń
  42. Cała sytuacja mimo całkowitej chęci poważnej interwencji wyglądała niesamowicie śmiesznie. Iris wyglądała niesamowicie komicznie z przerażoną miną spłoszonej sarenki. Leon nie mógł powstrzymać się od głośnego śmiechu. Wsmarował w jej krwistoczerwone plecy krem, próbując jak najdelikatniej dotknąć ofiarę swoimi ciepłymi, lecz szorstkimi dłoniami. Jej ostatnia uwaga zbiła go totalnie z tropu i zaczął się niekontrolowanie śmiać, jednak po chwili spoważniał i z groźną, udawaną miną zaczął mówić ciężkim i przerażającym głosem.
    - Jak to możliwe, że dopiero Pani przejrzała mnie na wylot? Cała moja kariera najlepszego seryjnego mordercy legła w gruzach. Czy chcę być Pani kolejną ofiarą- zakończył z serdecznym uśmiechem.
    - A teraz poważnie. Niech Pani poczeka chwilę. Zawiozę Panią do szpitala, musi to przecież obejrzeć lekarz.- powiedział troskliwym, stanowczym głosem i krzyknął do swoich podopiecznych, że kto pierwszy będzie w hotelu ten dostanie dodatkową nagrodę w konkursie na najlepszego sportowca. Ruszyli wszyscy razem w kierunku pobliskiego hotelu i po chwili znowu pojawił się Leon z kluczykami w rękach. Otworzył jej drzwi i przy okazji zapytał o imię.
    - Powinno się znać imię swojej ofiary. Przynajmniej tak to robią w horrorach- powiedział z szerokim uśmiechem, ruszając samochodem.
    Leon

    OdpowiedzUsuń
  43. - Iris?- powiedział cicho i sam do siebie Leon. Najdziwniejsze imię jakie kiedykolwiek słyszał. Ale idealnie do niej pasowało. Tak, wziął ją za wariatkę, ale taką pozytywną. Uwielbiał ludzi mających dystans do siebie i do wszystkiego innego, a ona właśnie na taką osobę wyglądała. Jej krzywo zapięta koszulka, dziwna poza i czerwona skóra potęgowały wrażenie zakręconego stylu życia Iris, ale w żadnym wypadku nie przeszkadzały mu one. Próbował wypytać ją o to czym się zajmuję, co lub robić w wolnym czasie. Dalej wyglądała na przerażoną, dlatego próbował ją rozśmieszyć głupimi minami lub dowcipami, tak zabawnymi jak ta cała sytuacja. Gdy dojechali na miejsce, Leon zaczął przepychać się przez obolałych, "umierających" pacjentów, taranując drogę do recepcji. Przez gwar powiedział, żeby zarejestrowała się,a on poszedł poszukać znajomego lekarza, który przyjął ją od razu. Tak, nieznajomy psychopata dzięki sowim dziwnym znajomością załatwił Ci szybsze załatwienie sprawy.
    - Poczekam tutaj- powiedział, uśmiechając się do Iris i otwierając jej drzwi do gabinetu.
    Leon

    OdpowiedzUsuń
  44. [A tak jeszcze a propos serialu, polecasz?:)]
    Od momentu ujrzeniu mojego nowego domu wiedziałem, że będę miał z nim dużo roboty. Wymagał solidnego remontu. Jednakże z jakichś względów chciałem to zrobić sam. Może dlatego, że chciałem poczuć większa więź z tym miejscem? Nie wiedziałem nic o tym miejscu, ale zdecydowanie chciałem poczuć się tu jak w domu. Ku mojemu uradowaniu wychowywała się tutaj moja zastępca matka. Wszędzie leżały porozstawiane jej zdjęcia a także przedmioty codziennego użytku. Gdyby nie kurz, można by było pomyśleć, że właściciele domu wyszli tylko na chwilę i zaraz wrócą. Chciałem jakoś przywitać się z sąsiadami czy coś, w końcu miałem wprowadzić się do ich dzielnicy, jednak brakowało mi jakoś odwagi by po prostu zapukać do drzwi nieznajomych i zacząć rozmowę. To nie byłem ja. Liczyłem na to, że ten "problem" rozwiąże się jakoś sam. I tak też się stało.
    Jeszcze w dzień przeprowadzki zdążyłem obejrzeć przelotnie pudła leżące porozstawiane w całym domu. Składały się z naprawdę sentymentalnych rzeczy. Nie wiedziałem jak ktoś mógł je po prostu tak zostawić. Zajmowałem się tym cały dzień, nie jadłem, nie piłem. Byłem tak podekscytowany poznaniem chociaż w najmniejszym calu przeszłości mojej mamy. Z rozmyśleń wyrwał mnie głośny huk. Wyjrzałem przez okno. Okazało się, że to tylko, a może i aż, grzmot. Wiedziałem, że pewnie za chwilę runie deszcz, wyszedłem więc na zewnątrz by pozbierać pozostawione na podwórku przedmioty. Nagle zauważyłem, że na podwórku obok ktoś siłuje się z niebieską płachtą próbując nieudolnie zakryć dziurę. Z początku nie chciałem się wtrącać, lecz widziałem wyraźnie, że dziewczyna sobie z tym nie radzi, a rozpadało się już na poważnie. Podbiegłem do niej i powiedziałem głosno, chcąc przekrzyczeć deszcz:
    -Pomogę ci.- po tych słowach wspólnymi siłami zakryliśmy ową dziurę i położyliśmy na płachtę coś cięzkiego by nie zwiał jej wiatr.
    Aidan

    OdpowiedzUsuń
  45. Cordeia nigdy nie była wielką i oddaną fanką sportu chociaż lubiła czasem zanurzyć się w przyjemnie chłodnej wodzie by przepłynąć kilka odległości na basenie bądź wskoczyć na rower i przejechać parę kilometrów. Ale nie potrafiłaby się zmusić do codziennego joggingu, gdyż ta forma aktywności ruchowej najzwyczajniej w świecie ją nudziła. Oczywiście gdyby nie owe "diabelstwo" w ogóle by rano nie wstawała..
    Przez jakiś czas obserwowała blondynkę, która mówiąc szczerze jej zaimponowała. Było widać, że ma trudności z chodzeniem a mimo to nie poddawała się i uparcie mknęła przed siebie. Nawet nie dostrzegła kiedy Dżolero stracił zainteresowanie wodą i pobiegł w stronę nieznajomej kobiety. Ta ledwo zdążyła opaść na piasek, futrzak był już przy niej i z nieukrywaną fascynacją błądził wokół jej osoby aż w końcu odważył się szturchnąć noskiem jej policzek jakby chciał się upewnić, że żyje.. Spłoszył się jednak gdy kobieta poderwała się z ziemi. Nie zaczął szczekać ani warczeć, po prostu jej się przyglądał. Cordelia widząc całe to "przedstawienie" pokręciła delikatnie głową, nieco niechętnie się podniosła i ruszyła w kierunku blondynki.
    - Wybacz. - Mruknęła stając tuż przy szczeniaku. - Nie spodziewałam się, że to.. Diabelstwo kogokolwiek "zaatakuje." - Dodała zerkając na swojego futrzaka, dość szybko jednak wróciła wzrokiem do kobiety. - Przeważnie całą swoją uwagę poświęca wodzie..

    OdpowiedzUsuń
  46. [Wróciłam. Huh, no to tak... Wątek.... Ona lubi samotność, on lubi samotność. Mogą przebywać w samotności razem. Matko. xD Inteligencja... No dobra, może po prostu mogą się znać z dzieciństwa i są w rodzaju "prawie przyjaciół" którzy umieją się dogadać bez słów? No tak, pomyliłam znaczenie powiązania z wątkiem. :d]

    Lawliet

    OdpowiedzUsuń
  47. Jimmy po śmieci rodziców przeszedł drastyczną zmianę. Z grzecznego i poukładanego chłopca w istnego buntownika. Zawsze chciał być taki jak brat; doceniany, szanowany, popularny i utalentowany. Podziwiał go za wytrwałość i to z jaką łatwością nawiązuje nowe kontakty, nawet narzeczonej swego czasu uparcie mu zazdrościł. Ale zdając sobie sprawę, że Nathaniel wcale nie jest takim ideałem jakiego obraz stworzył sobie w głowie zaczął być sobą. A przynajmniej tak mu się wydawało. Nieodpowiednie towarzystwo w jakie wpadł miało na niego zły wpływ. Nagle stał się agresywny, uparty, a dotąd z jednego nałogu jakim była kawa dorobił się także paru innych. I może gdyby wspomniał komuś o swoim problemie, a Nate nie był tak zaobserwowany pracą i staraniem się utrzymać normalny dom- to by coś zauważył. Do tej pory jednak tak się nie stało więc młodzieniec mógł korzystać z życia, a przynajmniej z jego powierzchownych uroków. Imprezy do białego rana wcale nie były codziennością, a powoli stawały się normą. Także dzisiaj na plaży, w domu jednego z kolegów nieco pofolgował z alkoholem, który w połączeniu ze śladową ilością narkotyków spowodował mieszankę wybuchową, a Jimmy…no cóż, Jimmy nie do końca kontrolował to co mówi jak i robi. Z imprezy wyszedł stosunkowo wcześnie jako jeden z pierwszych, uparcie twierdząc, że wcale nie potrzebuje nikogo do pomocy i do domu dojdzie samotnie. Jak pomyślał tak zrobił jednak nie wychodziło mu to najlepiej. Nogi odmawiały posłuszeństwa, a piasek pod stopami wcale niczego nie ułatwiał. W dodatku zawroty głowy tylko spotęgowały uczucie jakby miał się zaraz wywrócić i był już tego bliski chwiejąc się to z jednej strony na drugą, lekko w przód oraz w tył.

    OdpowiedzUsuń
  48. [Muszę zacząć oglądać:)]
    Próbowałem zrobić to jak najszybciej, by nie zmoknąć aż tak bardzo, jednak nie udało mi się. Mimo iż może zajęło nam to jakieś półtora minuty, przemokliśmy do suchej nitki. Nie wiedziałem co dalej, czy mam po prostu sobie pójść czy coś powiedzieć. Wszystko psuło ta pogoda. Stałem więc jak ten debil czekając na rozwój sytuacji. Na szczęście sąsiadka zdecydowała za mnie i już chwilę później byliśmy u niej. Nadal jednak nie wiedziałem co miałem zrobić. Zdjąłem na początku buty, by jej nie nabrudzić, skoro i tak wnieśliśmy sporą ilość wody. Nawet nie znaliśmy swoich imion, więc moze lepiej zacząć od tego?
    -Nie ma za co.- odpowiedziałem z ciepłym uśmiechem przyklejonym do buzi. Dziewczyna krzątała się po domu, najwyraźniej próbując jak najszybciej się wysuszyć. Obserwowałem więc każdy jej ruch i gdy znalazła się ponownie obok, wyciągnąłem dłoń.- Jestem Aidan, tak w ogóle. Nowy sąsiad. Wypadało się wczesniej przywitać, ale jakoś nie było okazji. Tyle jeszcze do zrobienia. I na dodatek ta pogoda. Niczego nie ułatwia.- dodałem, by nie zapadła między nami cisza. W momencie w którym spojrzałem w okno, niebo przecięła błyskawica. Uśmiechnąłem się na ten widok. Rzadko kiedy udało mi się ją zobaczyć na niebie, ponieważ zawsze gdy akurat patrzyłem, nic nie było.
    Aidan

    OdpowiedzUsuń
  49. [Buźka dokładnie ta, chociaż przyznam, że tego nie oglądałam ;D Jeśli zaczniesz to będę cię wielbić, naprawdę ;> Czyli z mojej strony wypadałoby wymyślić jakiś pomysł, ale niestety nie widzę żadnego punktu zaczepienia :(]
    Emily

    OdpowiedzUsuń
  50. [Haha, sama pomyślałam o tej burzy, czytając, że Iris lubi sztormy ;> Emy pewnie umrze w tej budce telefonicznej, ale może być zabawnie ^^]
    Emily

    OdpowiedzUsuń
  51. - A tam od razu uratowałem życie. Zrobiłem to co każdy by na moim miejscu zrobił. Wszystko w porządku?- odpowiedział dyplomatycznie i pytał się jak najbardziej uprzejmie. Szkoda by było, gdyby lokalne radio straciło tak dobrego pracownika. Słuchał namiętnie muzyki, dlatego bez przerwy puszcza swoje płyty, chyba, ze najdzie go ochota właśnie na to radio. Nawet nie wiedział się ma do czynienia ze swoją ulubioną prowadzącą! Właśnie przypominał sobie o tym, że musi wrócić do domu i załatwić pewną ważną, zawodową pracę i tym samym odpuścić swój rozległy wywiad z Iris. No cóż, nie zawsze dostaję się to co chcę.
    - Przepraszam, ale muszę już iść. Masz tu mój numer i napisz jak wyzdrowiejesz. Podwieźć Cię gdzieś?- powiedział troskliwym, ale też władczym głosem. Robi tak zawsze, gdy chce panować nad ekstremalną sytuacją? Ale czy ta właśnie nią była? Nie sądzę. Po prostu nasz pan Samaras ma skłonności do przesadzania.
    Leon

    OdpowiedzUsuń
  52. [Idealny pomysł na wątek, więc żeby nie być dłużną, zacznę :>]

    Po nocnej zmianie w Host clubie, wszedł zmarnowany do mieszkania biorąc od razu prysznic. Znów sobie nie pośpi, bo zaraz musi otwierać piekarnię. Wypieki na szczęście już zrobili jego pomocnicy, dobrzy znajomi, którzy bardzo dobrze się ze sobą dogadują. Szatyn zmienił ubrania na bardziej luźnie i pojechał na miejsce pracy. Zaraz otworzył sklep wystawiając różne wypieki na wystawę i ubierając mały biały fartuch. Usiadł na krześle przeciagając się i ziewając. Zaraz spostrzegł, że jakaś dziewczyna weszła do piekarni i rozgląda się. Od razu zerwał się z krzesła stając przy ladzie.
    - W czym mogę służyć? Coś może polecić? - zapytać uśmiechając się czule.

    OdpowiedzUsuń
  53. Zaśmiał się serdecznie, słysząc to, że się nie przedstawił.
    - Naprawdę się nie przedstawiłem? Nazywam się Leon- powiedział wesoło, szukając kluczyków do samochodu. Jak zwykle gdzieś je zapodział! Przeszukał wszystkie kieszenie i gdy już miał zamiar się poddać, okazało się, że zostawił je na dachu auta. Tak, jest najbardziej roztrzepanym facetem przynajmniej w tej części Europy.
    - Nie widziałaś tego- rzucił, odwracając się do Iris i grożąc jej palcem.
    - No to do następnego spotkania. Miejmy nadzieję, że przyjemniejszego dla Ciebie w skutkach.- powiedział zaczepnie, uśmiechając się szeroko w jej stronę. Nawet teraz ze skwaszoną miną, wyglądała uroczo. Aż szkoda było ją zostawić samą sobie. Chciałby ja zaadoptować. BOŻE! To jest kobieta, nie zwierzątko. Czasami Leon czuł się jak jakiś psychol. Gdy odpalił auto, opuścił jeszcze szybę, pomachał energicznie i ruszył na pełnym gazie. Jak widać ta historia nie była, aż taka dramatyczna. W końcu poznał słynny głos Skiathos. I w dodatku jego właścicielkę. Tak samo zabawną i intrygującą.
    Leon

    OdpowiedzUsuń
  54. Zapewne co drugi człowiek myślał, że jego życie było naprawdę najgorsze w porównaniu z innymi. W kryzysowych chwilach najlepiej było powiedzieć sobie, że zawsze mogłoby być gorzej. Bo zawsze mogło. Zdawało się, że Emily już coś na ten temat wiedziała. Nie bez powodu przybyła właśnie na tę wyspę i to jeszcze w takim momencie swojego życia, w którym powinna siedzieć na tyłku, czekać na najgorsze i rozpaczać. Ale nie. Panna Salmon miała w nosie to, co się z nią działo i nie dość, że wyjechała z rodzinnego miasta pełnego przyjaciół i krewnych to jeszcze zamieszkała sama i rozpoczęła swoje życie na nowo. Głupi pomysł, ale jaką frajdę dawał!
    Emily wiedziała, że dzisiejszy dzień zapowiadał się kiepsko. Już wychodząc rano z mieszkania do pracy czuła w powietrzu coś niepokojącego. Poza tym miała swoją kobiecą intuicję, która krzyczała do niej, żeby zawróciła, zadzwoniła do biura, że jest chora i zakopała się w łóżku pod kołdrą. I niech ją piorun trzaśnie (to żart, rzecz jasna), jeśli nie miała racji! Dziewczyna po skończonym dniu pracy wyszła sobie z biura. W klimatyzowanym wnętrzu było wręcz bosko, za to za drzwiami przywitał ją ogromny zaduch. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Naprawdę bardzo, bardzo niedobrze.
    Panna Salmon potrzebowała powietrza. najlepiej dużo świeżego powietrza, bo inaczej zachowywała się niczym astmatyk, który zaczynał się dusić i czekał aż ktoś poda mu tlen. Emily nie czekając na zbawienie ruszyła szybkim krokiem w stronę swojego mieszkania, starając się w ogóle nie zwracać uwagi na to, co działo się nad jej głową. Bo nagle zerwa się wiatr, brunatne chmury znalazły się tuż tuż i...
    Z ust Emily mimowolnie wyrwał się krótki, ale za to głośny krzyk, który zapewne rozleciał się po całej wyspie. Pytanie tylko czy przez ten wiatr ktoś cokolwiek usłyszał. Niewiele myśląc, a raczej szybko uciekając przed grzmotami (pal licho wszelkie zasady postępowania podczas burzy) dobiegła do jedynej kryjówki - budki telefonicznej. Pociągnęła za drzwiczki niezwykle mocno i wparowała do środka. I jednocześnie prawie kogoś sparaliżowała, ale kto by się tym przejmował?
    -Telefon zajęty? - wyjąkała tylko starając się złapać oddech.
    Emily

    OdpowiedzUsuń
  55. [ A zdjęcie wiem, że piękne i tak naprawdę gdyby nie Quentin to by go nie było. A gdzie się nasza Cora najczęściej pojawia. Hmmmm.. chyba tam, gdzie może sobie popatrzeć na ludzi. Wtedy dodaje więcej rzeczy do swojej listy, ale ma też o czym sobie potem pomarzyć. Czasem również kogoś poznaje, po prostu tak przez przypadek.]

    Cora

    OdpowiedzUsuń
  56. Cora była naprawdę szczęśliwa, że tu wyjechała. Była pozostawiona sama sobie co jej jak najbardziej odpowiadało. Tutaj nikt nie wiedział, że jest chora. Nikt nie starał się jej przekonać by jednak się leczyła. Bo po co miała to robić skoro leczenie i tak nic nie dawało? W sumie gdyby wykryli jej to w początkowym stadium może leczenie miałoby jakiś sens. Ale po co miała spędzać resztę swojego życia w szpitalach modląc się aby jej się polepszyło? Czy nie lepiej było żyć pełnią życia przez ten czas kiedy to jeszcze była na tym świecie? No dobrze, jest to zrozumiałe ale dlaczego nie robi tego w swojej Anglii? Może dlatego, że w tym kraju wszystko kojarzyło jej się z chorobą. Było za dużo osób, które wiedziały. Do tego ten kraj nie był taki słoneczny jak ta wyspa, na którą tak naprawdę trafiła przypadkiem. W sumie to nawet jej to nie przeszkadzało. Ludzie byli tutaj bardzo pogodni i mili. Zupełnie inaczej niż w deszczowym kraju zwanym Wielką Brytanią.
    A o tym jacy ludzie są pogodni utwierdziła się nawet w tym momencie kiedy to stała w kolejce w piekarni by kupić sobie jakieś pieczywo na śniadanie. Widać, że nie była tutejsza. Była blada, piegowata i w ogóle zupełnie inna niż miejscowi. Ale jej to nie przeszkadzało. Wystarczyło, że patrzyła na tych ludzi z piękną śniadą cerą i wszystko było inne.
    Musiała przyznać, że zdziwiła się kiedy otrzymała słonecznika od kobiety, która stała przed nią. Była ona bardzo pogodna i gdy człowiek patrzył na jej uśmiechniętą twarz aż sam się uśmiechał. Dlatego nasza panna Jenkins odwzajemniła jej uśmiech oczywiście pokazując swój zgryz charakterystyczny dla Anglików niczym ukradziony od jakiegoś konia.
    - Dziękuję. - odparła może i krótko ale była bardzo zadowolona z tak niby nic nieznaczącego gestu kobiety.

    Cora

    OdpowiedzUsuń
  57. Dziewczyna wydawała się miła i sympatyczna a także lekko zwariowana. Z uśmiechem przypatrywałem się jej ruchom, które były takie pełne życia, że aż nie mogłem się nie uśmiechać. Byłem ciekawy co jej się stało, że kulała. Uznałem jednak, że skoro znamy się jakieś pięć minut, to może to nie jest najlepszy temat do rozmowy. W końcu to nie moja sprawa. Zabrałem od niej jeden ręcznik i od razu wytarłem sobie twarz. Podziękowałem, po czym nieco ze zdziwieniem wziąłem drugi ręcznik. To było w sumie logiczne, że nie mogłem zostać w przemoczonych ubraniach, ale głupio mi tak było zostawać w samym ręczniku przy nowo poznanej osobie. Nie należałem do osób śmiałych, chwalących się swoim ciałem. Ostatecznie jednak uśmiechnąłem się i skierowałem się w stronę toalety, próbując iść jak najbardziej delikatnie by jej nie nawnosić. Rozebrałem się i położyłem przemoczone do suchej nitki ubrania na grzejnik, po czym wytarłem jeszcze włosy układając je w charakterystycznym nieładzie. Na pierwszy rzut oka mogłem sprawiać jeszcze wrażenie chłopaka z jakiegoś porządnego domu. Jednakże po pozbyciu się ubrań, można było już się domyślać. Miałem na ciele kilka tatuaży i to nie do końca zrobionych w studiach tatuaży tylko bardziej tak "po domowemu". Po za tym nikłe ślady po dawnych bójkach ulicznych, bez których oczywiście nie da się obyć na ulicy oraz mała blizna nad lewą piersią. Obwiązałem się drugim ręcznikiem w pasie, po czym wyszedłem w końcu do dziewczyny. Spotkałem ją w kuchni.
    -Mieszkasz tutaj od dawna?- spytałem chcąc jakoś zacząć temat. Trochę czasu mogło minąć zanim ubrania mi wyschną. Po za tym chciałem się dowiedzieć co nie co o nowej sąsiadce.
    Aidan

    OdpowiedzUsuń
  58. Gdy w końcu nadeszła jej kolej spojrzała za ladę gdzie znajdowało się pieczywo. Zastanowiła się chwilę co tym razem wziąć. W końcu nie będzie brała całego bochenka chleba bo by go musiała chyba z tydzień jeść, naprawdę. Dlatego też po dłuższym zastanowieniu poprosiła o bułkę z nasionami dyni oraz jakąś tam z ziarnami, postanowiła , że od razu weźmie sobie coś na kolację. Czasem można sobie sobie na nią zjeść jakieś pieczywo a nie tylko owoce. W sumie była szczupła i mogła sobie na to pozwolić. Zapłaciła za swoje zakupy i wyszła z budynku.
    Zdziwiła się kiedy kobieta, która wcześniej dała jej kwiat zaczęła do niej machać. Ale żeby nie wyjść na aspołeczną istotę podeszła do niej trzymając w jednym ręku kwiat a w drugiej zapakowane pieczywo. Zdziwiła się słysząc jej pytanie. Spojrzała na nią i odpowiedziała zupełnie szczerze:
    - W sumie to miałam zamiar troszkę zwiedzić tą wyspę bo jeszcze nie miałam okazji więc jeśli to nie problem to mogłabyś mnie podrzucić w jakieś fajne miejsce. - powiedziała z lekkim uśmiechem.

    Cora

    OdpowiedzUsuń
  59. Był środek tygodnia i w dodatku nie dość, że z nieba lał się istny ogień, to musiał ogarnąć tony papierków, którymi zarzuciła go szanowna pracodawczyni- stara dyrektorka, która pamięta chyba czasy drugiej wojny światowej. Leon siedział zajęty pracą w pokoju nauczycielskim, nie zauważając, że rozładowała mu się komórka, z którą nie rozstawał się od paru dni. Dopiero późnym wieczorem w domu podłączył go do ładowarki i zauważył nieznane połączenia. Czy to ten numer o którym myślał? Zaśmiał się odruchowo i nacisnął zieloną słuchawkę. Czekał z niecierpliwością, rozsiadając się wygodnie na kanapie.
    Leon
    [ Przepraszam, że pisze takie krótkie odpowiedzi, ale rozkręcam się. I zaczyna się robić fajnie i muszę przyznać, że genialnie piszesz :D]

    OdpowiedzUsuń
  60. [Witam :) Z tej strony autorka Nikolaia z Transylvania Castle. Tak dobrze mi się z Tobą pisało, że po prostu nie mogłam się powstrzymać i musiałam Cię wytropić!^^
    Na TC niestety zamilkłam z powodu sesji, lecz jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, już w czwartek będę wolna. W związku z tym miałabym do Ciebie mały interes. Skoro już tutaj za Tobą przydreptałam, to też w końcu zechce dołączyć. A że chwilowo jestem wyprana z pomysłów, może potrzebowałabyś kogoś do powiązań...? ;) Albo chociaż ciekawego wątkowania bez powiązania^^ Mogłabyś odezwać się na hylinska.k@gmail.com?
    Mam nadzieję, że nie odstraszy Cię ten mój mały atak, ale na prawdę od dłuższego czasu z nikim tak dobrze nie prowadziło mi się wątku, do tego stopnia, że nie mogłam doczekać się odpowiedzi. Dobrze, wystarczy tego dobrego ;)
    Pozdrawiam! I liczę na odpowiedź :)]

    OdpowiedzUsuń
  61. Zdziwiła się kiedy kobieta otworzyła przed nią drzwi. Nie zostało jej nic jak tylko podziękować i po prostu wsiąść do tego samochodu, który wyglądał jakby miał się zaraz rozlecieć mieszcząc w sobie dwie osoby. Ale w sumie wolała jechać czymś takim niż jakąś sportową bryką, która wyciąga miliard kilometrów na godzinę i jest dla mężczyzn, którzy mają kompleks penisa.
    Zazwyczaj zapięłaby pas co było u niej normalne, nawet jakby miała jechać tylko dwadzieścia kilometrów na godzinę. Ale teraz kiedy jej życie nie było dla niej takie ważne po prostu tego nie zrobiła.
    - Na plaży byłam i to bardzo wiele razy. - przyznała słysząc jej słowa.
    - Ale w tym miejscu, o którym mówisz nie miałam okazji być.
    Gdy ruszyły Cora cały czas patrzyła za okno podziwiając widoki, oraz ludzi, których mijały. Cieszyła się, że tam pojedzie bo w sumie zawsze lepsze to niż siedzenie na plaży i przyglądanie się jakimś ludziom tym samym marząc o stworzeniu rodziny, której nie będzie się mieć.


    Cora

    OdpowiedzUsuń
  62. Nie no ludzie trzymajcie bo jeszcze jej coś zrobi! Nie dosyć, że zaprosiła ją łaskawie na lody, stała za nią w kolejce to jeszcze marudziła, że za długo tam stała?! Bo to oczywiście była jej wina, że banda jakiś przygłupich chłopaczków co stała przed nią nie mogli się zdecydować co by chcieli.
    -Ja ci kiedyś coś naprawdę zrobić -mruknęła pod nosem po czym zabrała się za jedzenie swoich ukochanych lodów truskawkowych, cytrynowych i kaktusowych. Spojrzała na Iris i uniosła lekko brew patrząc się na nią -Odpocząć? -powtórzyła za nią, przecież jeszcze nawet nic nie zdążyły nic zrobić tak ciężkiego, żeby mogły się zmęczyć. No ale przecież miały obie wolny dzień więc mogły przecież spędzić go trochę przyjemnie
    -No ok, możemy iść nad klif -uśmiechnęła się do niej i ruszyły powolnym krokiem w upalnym słońcu na wzgórze, które było popularne wśród młodych turystów ze skakania do wody z kilkumetrowego klifu. Lari też do często robiła tylko tam gdzie nie było turystów i miała spokój ze znajomymi.
    -Czy mi się wydaje czy ostatnio zrobiło sie tutaj jakoś spokojnie? -zapytała zakładając na nos okulary przeciwsłoneczne i spojrzała szczerząc się na koleżankę. Uliczki miasteczka wydawały się jakieś puste. To może była tylko cisza przed burzą i sezonem wakacyjnym?

    [To ty mi nie odpisałaś ;p wstawiłam to 18 czerwca wieczorem a ty pisalaś rano xD ale może pożarło twój komentarz czy coś, też tak mam czasami -.- ]

    OdpowiedzUsuń
  63. Tak to na pewno ona. Znowu. Kolejny raz zastaję Iris w chaosie i niekontrolowanej sytuacji. Uśmiechnął się sam do siebie, przekręcając głowę w bok z niedowierzania.
    - Cześć, nie wiem czy mnie pamiętasz.. Leon, twój wybawiciel- powiedział wesoło, jednak ukrywał swoje zmartwienie, bo słyszał zaspany głos kobiety. Nie chciał przecież jej przeszkadzać, nie lubił wchodzić komuś z butami w prywatność.
    - Chciałem się tylko zapytać co u Ciebie?- czuł się jak małolat, zestresowany nie wiadomo czemu. Chodził w tą i z powrotem po swojej sypialni, otwierając szeroko okno by poczuć świeży zapach, morskiego powietrza. Co się dzieje? Z własnej woli dzwoni do jakiejś kompletnej wariatki, która w ogóle jest chyba najbardziej roztrzepaną osobą na świecie. Przynajmniej ktoś jest na pierwszym miejscu ! Ktoś go zdetronizował. Przynajmniej raz nie jest najgorszy. ale nie to sprawiało mu satysfakcję. Nie znał jej dobrze, ale widać, że ma genialne poczucie humoru. Czekał z lekkim uśmiechem na jej odpowiedź.
    Leon

    OdpowiedzUsuń
  64. [ Już widze bratnią dusze w Iris- cynamon to zło, aż mnie mdli na samą myśl!
    To może jakiś wątek z Ethanem?
    Tak myślę, że mogła pojawić się w lecznicy ze swoją świnką( choć nie mam pojęcia co miałoby jej dolegać) albo spotkali się na porannym joggingu, kiedy:
    a) Ethan pomógł jej, bo ból był bardziej uciążliwy niż zwykle i odprowadził ją do domu albo coś tam coś tam
    b) już po biegu spotkali się w piekarni i już parokrotnie próbował się z nią umówić na bieg, jednak ta nigdy się nie pojawiała
    No sama nie wiem, może cos Ci spasuje ;D]

    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  65. Ethan po tych paru latach doświadczenie, zorientował się, że niekiedy bardziej musi się zająć właścicielem aniżeli swoim pacjentem. Panika, wyolbrzymianie wszelkich objawów oraz nieustanny krzyk na personel w lecznicy był chlebem powszednim, jeśli nagle działo się coś z czyimś pupilem. Pamięta, kiedy przyszła do niego pewna nastolatka, która z przeraźliwym wrzaskiem, zapuchniętymi, od płaczu oczami wkroczyła do lecznicy powtarzając, że jej szczur nie żyje. Pomijając już fakt, że biedaczek miał już prawie pięć lat, zaczął intensywnie linieć, a na uszach pojawiały się ropne wycieki i faktycznie jego czas się kończył, nic mu nie było. Okazało się, że zwierzak spał, bardzo twardym snem, ale przedtem owa nastolatka, prawie zmusiła go do metody usta-usta.
    Cały dzień miał szczepienie, co oznaczało niesamowity spokój. Jeden zastrzyk, pieczątka w książeczce i do widzenia. Co prawda później musiał też jechać do schroniska zaszczepić wszystkie zwierzęta, jednak to mogło poczekać nawet do jutra. Więc siedząc w swoim gabinecie i słysząc czyjś krzyk, wywrócił tylko oczami z myślą koniec tego dobrego. Wyszedł do poczekalni, gdzie na krzesłach siedzieli nieco przestraszeni inni właściciele ze swoimi zwierzakami, a przy recepcji stała kobieta, wyglądająca jakby zaraz miała wybuchnąć, trzymając duży wiklinowy kosz.
    - Proszę się uspokoić. Straszy pani moich pacjentów...-powiedział półgłosem, podchodząc do kobiety, z uspokajającym uśmiechem.- Zapraszam do gabinetu- dodał, wcześniej pytając się innych w kolejce, że na to zezwalają. Kiedy zamknął już za sobą drzwi spojrzał na blondynkę i pokręcił lekko głową. Podszedł do dystrybutora wody, stojącego w kącie pomieszczenia, po czym podał kobiecie kubek zimnej wody.
    - Teraz proszę mi na spokojnie powiedzieć, co dolega... śwince- poprosił uprzejmym głosem, wyciągając prosiaka z koszyka i kładąc go na stole. Fakt faktem, że kwiczał żałośnie, jednak nie uważał by były powody do takiej paniki. Podniósł wzrok na kobietę, unosząc lekko brwi i czekając na odpowiedz, miedzy czasie głaszcząc ryjek świni.

    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  66. Jedynym mądrym posunięcie w kontakcie z pacjentami i ich właścicielami jest niczym nie zmącony spokój. Kiedy oni mają prawo do strachu i nawet łez on musi dawać im pewność, że są we właściwym miejscu i wszystkim się zajmie. Jego łagodne oczy, delikatny uśmiech i mądra mina ponoć działało kojąco na skołatane nerwy.
    Jednym z wielu plusów zwierząt jest to, że nie potrafią symulować, w przeciwieństwie do ludzi. Więc jeśli ktoś tu już przyszedł, święcie przekonany, że coś nie gra musiała być ku temu przyczyna. Jednak zwierzęta bardzo długo potrafią ukrywać ból i cierpią w ciszy, np. takie koty, jeśli po nich widać, że coś jest nie tak, przeważnie jest już za późno by cokolwiek zrobić.
    W momencie kiedy kobieta mówiła co się dzieje z jej świnką, on zaczął ją badać. Przewrócił ostrożnie na grzbiet i obmacał brzuch, wcześniej zakładając rękawiczki. Gdy skończyła mówić poniósł na nią wzrok i posłał ciepły uśmiech, a w jego oczach pojawiła się iskierka rozbawienia.
    - Czy jadła coś... nadzwyczajnego? Mi wygląda to na zwykłe zaparcie, nawet nie na zatrucie- powiedział, stawiając Sisi na nogach.- Brzuch jest nieco wzdęty. Wymioty nie powinny się powtórzyć, a... mętne spojrzenie spowodowane było zmęczeniem i strachem- dodał ściągając białe rękawiczki i wrzucając je do kosza. Podszedł do umywalki, gdzie dokładnie umysł dłonie i wrócił do swojego biurka.- Zapisze lekarstwa, jednak proszę je podać tylko, jeśli wymioty się powtórzą. A tak to niech odpoczywa i niech zawsze ma świeżą wodę. Masaże powinny również pomóc, a na pewno nie zaszkodzą- zapisał nazwę leku i podał blondynce kartkę. Wstał i podniósł prosiaka, po czym z uśmiechem spojrzał jej w oczy.- Nie strasz już tak pani, Sisi- i odłożył ją do koszyka, w którym tu przyjechała.
    - Jeśli jeszcze w czymś będę mógł pomóc proszę przyjść, albo zadzwonić.

    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  67. Słysząc przez słuchawkę dziwne odgłosy walki z pupilem, zastanowił się przez chwilę czy naprawdę nie ma do czynienia z jakąś wariatką. Boże, przecież nie może powstrzymać się od śmiechu, a nie chce, żeby jego rozmówczyni poczuła się zawstydzona lub co gorsza zła na niego. Przecież to tylko koleżeńska rozmowa. Ale ona tam chyba walczy na śmierć i życie! Więc może wybrał zły moment na telefon? Jej szaleństwo jak widać było zaraźliwe.
    - Mam nadzieję, że to nie było do mnie- powiedział, udając poważny ton, słysząc uwagę do Sisi.
    - U mnie? Nic ciekawego. Praca i tylko praca. No i zapomniałem się ostatnio przyznać, że jestem twoim wielkim fanem. Twoje audycje są genialne, ale ten koleś z którym ją prowadzisz... Masakra. Totalny krawaciarz. Wiej nudą przez radio. Wolę jak sama ją prowadzisz- powiedział wszystko z prawdziwym entuzjazmem, ale powstrzymał się po robiło się trochę zbyt wylewnie.
    - Kiedy mogę się zgłosić po autograf? Chyba, że wolisz mi przysłać do domu.- mówił to szczerze, przemieszczając się do kuchni, żeby zrobić sobie kawę. Sam był zaskoczony swoim zainteresowaniem względem totalnego frika po drugiej stronie połączenia. Sam nie był wzorem do naśladowania, ale Iris? Jest jeszcze bardziej egzotyczna, niż całe to miasteczko. Świetnie, naprawdę. Leon uwielbia takich ludzi i nie ukrywa tego. Próbował nakłonić ją delikatnie do spotkania w jakimś ciekawym miejscu i miał nadzieję, że pozytywnie zostanie rozpatrzona jego prośba.
    Leon

    OdpowiedzUsuń
  68. Kiedy kobieta skierowała się do drzwi on zaczął przekładać jakieś papierki na biurku, po czym wstał i rozejrzał się po gabinecie, jak to miał w zwyczaju przed przyjęciem kolejnych pacjentów. Podniósł wzrok dopiero, gdy usłyszał pytanie i tym razem już się zaśmiał. Jego śmiech był niski i nieco zachrypnięty, jednak przyjemny dla uszu. Wokół oczu i ust pojawiły się zmarszczki, które sprawiły, że jego twarz wyglądała łagodniej.
    - Właściwie to jest...- przyznał w końcu i wskazał ręką, by szła pierwsza. Przeszli gabinet, weszli to kolejne pomieszczenia, które można uznać za schowek czy magazyn, a na końcu były brązowe drzwi.- Wyjdzie pani do mojego ogrodu. Śnieżka prowadzi prosto do bramki, więc bez problemu powinna Pani trafić- powiedział, otwierając przed nią drzwi.
    Dopiero teraz dokładniej jej się przyjrzał. Poruszała się z niesamowitą gracją i lekkością, pomimo utykania, które nie umknęło jego uwadze. Niska i szczupła, z patykowatymi nogami. Miała pełne, nieco spierzchnięte i oczy... Oczy miała cudowne. Kiedy przechwycił jej spojrzenie ponownie jego usta wygięły się w uśmiechu.
    - Do widzenia- pożegnał się z lekkim skinieniem głowy. Patrzył i czekał, aż zniknie z jego pola widzenia. Zaśmiał się krótko pod nosem i pokręcił głową, po czym wrócił do pracy.

    [przepraszam, że tak krotko]
    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  69. Zaśmiała się pod nosem i pokręciła głową no co nie mogła przecież się na nią długo gniewać, była rozbrajająca no i nie mogła na to nic poradzić. Spojrzała na nią i westchnęła ciężko jednak z uśmiechem na ustach
    -Wiesz co? Mózg ci kiedyś zamarznie przez gryzienie tych lodów, chyba, że tak już nic nie ma -zaśmiała się pod nosem i uśmiechnła się do niej ślicznie -Ja też cię kocham! -powiedziała szybko na swoją obronę
    -No i bardzo dobrze.. Plaże są przereklamowane i tyle -mruknęła pod nosem łyżeczką plastikową grzebiąc w lodach -Chyba przeniosę się do baru w hotelu, mam dość już plaży -wzruszyła ramionami i zjadła kawałek lodów po czym ponownie zaczęła grzebać w lodach aż w końcu wyrzuciła je do pobliskiego śmietnika. Spojrzała na nią i widząc jej podejrzany wzrok uśmiechnęła się lekko i wzruszyła ramionami

    OdpowiedzUsuń
  70. Ethan nie żył według żadnego schematu, nie używał kalendarza( chyba, że do odliczania dni, kiedy Lucas ma przybyć) ani terminarzy spotkań. Nie miał poczucia, że rutyna wkradła mu się w życie, choć czuł, że wiele się zmieniło odkąd tu przybył. Postanowił się ustatkować i choć jego siostra przyjęła tą wiadomość z gromkim śmiechem, on jako tako dawał sobie radę. Przynajmniej w jego mniemaniu.
    Przeważnie wstawał koło szóstej, nie potrzebując budzika. Obmywał twarz zimną wodą, wypił kawę, umył zęby i wskoczył w dresowe spodnie i szary podkoszulek, po czym wychodził by pobiegać. Kiedy mieszkał w Anglii mógł biegać rano, popołudniu i wieczorem, jednak tutaj nie pozwalało na to niemiłosierni grzejące słońce, które już wcześnie rano dawało się we znaki. Przebiegł może z trzy kilometry, kiedy w końcu sobie odpuścił. Kiedy się zatrzymał miał spocone plecy i rozgrzany kark, szara koszulka którą miał na sobie niemalże cała przesiąknęła potem, przyklejając się do jego ciała.
    Przypominając sobie, że nie ma nic w domu co nadawałoby się do spożycia musiał jeszcze zrobić zakupy. Opierając ręce na kolanach i oddychając głęboko rozejrzał się wokół, jego wzrok zatrzymał się na drzwiach małej piekarni. Zrobił parę przysiadów i skłonów, ponaciągał mięśnie nóg i rąk, po czym ruszył w kierunku sklepu, przecierając kawałkiem rękawa twarz, którą zrosił pot.
    Wszedł do środka i pierwsze co zwróciło jego uwagę, była drobna osóbka, która opierała się o ladę. Na twarzy blondyna rozkwitł szeroki uśmiech. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do kobiety. Również musiała biegać, bo całe jej ciało błyszczało od potu, a podkoszulek, który miała na sobie kleił się do ciała, podkreślając wszystkie detale jej sylwetki. Nawet krótkie spodenki, które opinały jej zgrabną pupę, na którą on bezczelnie patrzył.
    - Dzień dobry- odezwał się w końcu, kiedy zakończył swoje oględziny i oparł się obok niej.

    [hahaha nie wiem co mi to wyszło, ale niech będzie ;) Nie marudze!]

    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  71. Ignorował wąsatego sprzedawce i całą swoją uwagę skupił na blondynce. Widział, że coś nie gra i przyglądał jej się uważnie, a na jego czole pojawiła się mała bruzda. Kiedy usiadła zsunął wzrok na jej nogę, która chyba bezwiednie zaczęła masować. Zaraz podniósł wzrok na jej twarz i ponownie został oszołomiony jej tęczówkami.
    - Zaczynają mnie irytować te formalności...- przyznał marszcząc lekko nos i mrużąc oczy, przy czym posłał jej swój firmowy uśmiech.- Ethan- przedstawił się i podał jej dłoń.
    - Coś dla państwa?- zapytał zniecierpliwiony sprzedawca, a Ethan odwrócił się do niego posyłając mu nieprzyjemne spojrzenie, na co ten machnął ręką. Kiedy blondyn znów spojrzał na siedzącą kobietę, wskazał na jej nogę.
    -Mogę Ci jakoś pomóc?- zapytał łagodnie, nie chciał by poczuła się zażenowana czy zawstydzona. Cokolwiek się działo, widać było, że strasznie jej dokucza, a Harrison chciał tylko zaoferować pomoc.- Może kupić Ci bagietkę?- uśmiechnął się i przetarł nieogolony policzek dłonią. Kiedy po raz kolejny sprzedawca coś chrząknął pod nosem Ethan wywrócił oczami i poprosił o cztery bułki oraz chleb, coby wąsal nie wybuch ze złości.
    - A dla Ciebie...?- zwrócił się do niej ponownie, stojąc przy kasie.

    [To będziemy tak na zmianę marudzić... ]
    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  72. Dziewczyna spojrzała na nią widząc jak zareagowała, ale jakoś za bardzo się tym nie przejęła nie miała humoru tak po prostu, ale to nie było do niej podobne. Od dawna tak dziwnie się zachowywała.
    -Nie mam ochoty na lody i tyle -wzruszyła lekko ramionami patrząc się na nią. zagarnęła za ucho kosmyk włosów a dłonie włożyła do kieszeni od spodenek. Szła przed siebie bez słowa patrząc się na dróżkę przed siebie i kopała pojedyncze kamyczki. Nie zwracała na nic uwagi aż w końcu wyszły z zabudowanego terenu i zaczęły się kierować w stronę klifu.
    -O której masz być w radiu? -zapytała patrząc się przed siebie czekając tylko na to aż będę bliżej klifu na którym będzie mogła sobie usiąść i popatrzeć w pustą głębie oceanu.

    OdpowiedzUsuń
  73. Stercząc pod drzwiami dłuższą chwilę, Kristian zdołał bardzo dobrze przyjrzeć się samym drzwiom, jak i elewacji budynku, przy okazji zastanawiając się czy aby na pewno dobrze trafił. Było tutaj bowiem masę domków podobnych do siebie tak bardzo, że potrafiłoby to skołować każdego przyjezdnego, a takim też przyjezdnym był sam szatyn. Adres sprawdził pięć, jak nawet nie dziesięć razy. To po prostu musiało być tutaj!
    Czekając, nieco zwątpił. A co, jeśli to nie tutaj? Jeśli się pomylił? Ta mała zołza zniknęła tak nagle, że nawet gdyby okazało się, że ten przeuroczy domek rzeczywiście nie należy do niej, Kristian gotów był przetrząsnąć całą wyspę, podnieść nawet najmniejszy kamyczek, by w stu procentach upewnić się, że nie znajdzie tutaj Iris i móc z czystym sumieniem wyruszyć na dalsze poszukiwania. Rozumiał jej potrzebę samotności. Postanowił, że da jej trochę czasu, bo też nie wiedział, co tym razem zalęgło się w jej główce. Miarka jednak się przebrała! Zbyt długo nie dawała oznak życia i szatyn najzwyczajniej w świecie zaczął się martwić.
    Wreszcie! Drzwi otworzyły się z impetem (Iris ewidentnie nie wiedziała, kto stoi w progu jej domu) i stanęła w nich kruszyna w nieco opłakanym stanie, a tym samym serce mężczyzny przyspieszyło, bijąc jak szalone nie tylko z fali ulgi, która go zalała, ale też złości i chęci przetrzepania jej tyłka. Nie zdążył jednak nawet otworzyć ust, kiedy coś trzasnęło i nieomal nie dostał drewnianym skrzydłem w nos.
    - Iris, jak nie drzwiami, to wejdę oknem! - zawołał, po czym oparł się o drzwi całym swoim ciężarem. Nie wiedział, że kobieta nieudolnie barykaduje je od wewnątrz swoim drobnym ciałkiem, przez co ostatecznie ja przesunął i wsadził głowę w powstałą szparę. - Tu Cię mam! - zawołał radośnie, ale też z uśmiechem nieco sadystycznym, która nie wskazywał na nic dobrego. W końcu bez solidnego opieprzu się nie obejdzie, prawda?

    Kristian Heyerdal

    OdpowiedzUsuń
  74. - Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych - odparł całkiem spokojnie, szczerząc zęby w zupełnie niewinnym uśmiechu. Rzeczywiście, Kristian należał do tych osób, które nie uznawał siedzenie w miejscu i narzekania na swój marny los. Jeżeli chciał coś osiągnąć, to po prostu to robił i do tego dążył, po krótszym lub dłuższym czasie osiągając zamierzony efekt. Nie inaczej było ze znalezieniem Iris.
    Cóż, musiał przyznać, że reakcja kobiety była bardzo gwałtowna i histeryczna. No tak, nie zapomniał o tym, że Oz miała skłonności właśnie nie do czego innego, jak histerii, lecz czyżby uciekła także przed nim? Czyżby był aż na tyle upierdliwy, a może zrobił coś nie tak? Kierowała nim bowiem tylko i wyłącznie troska i to z powodu troski o swoją przyjaciółkę się tutaj znalazł. Nawet jeśli ta teraz piorunowała go wzrokiem, jakby miała ochotę ponownie zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, a jeszcze wcześniej coś mu zrobić. Coś bolesnego i nieprzyjemnego. Kristian nie zamierzał pozostać dłużny!
    Kiedy tylko drzwi stanęły przed nim otworem, wszedł do środka, nie chcąc znowu prawie dostać drewnem w nos. Zawisł nad Iris, a że był od niej sporo wyższy, zgarbił ramiona i pochylił głowę, robiąc groźna minę. Musiał powstrzymać się od śmiechu, widząc to jej bojowe nastawienie, kiedy dobrze wiedziała, że mógł ją podnieść jedną ręką, a co za tym idzie, była zbyt drobna, by wygrać w jakimkolwiek siłowym starciu.
    - Trzeba przyznać, że nie było to takie łatwe. Co Ty wyrabiasz?! - fuknął, tym razem on, zdecydowanie głośniej niż sama Iris. - Znikasz z dnia na dzień i nie dajesz żadnego znaku życia. Odchodziłem od zmysłów! - fuknął po raz kolejny, marszcząc brwi i przygryzając wewnętrzną stronę policzka. Zaraz też ułożył dłonie na ramionach Oz i zacisnął palce na jej wątłym ciele, pochyliwszy się jeszcze bardziej, tak, by zerknąć w jej wyjątkowe oczy.
    - Nawet nie wiesz, ile już wariantów śmierci dla Ciebie wymyśliłem w czasie, kiedy Cię szukałem - oznajmił, jakby było to wyznanie nadające się jak najbardziej do wypowiedzenia prosto w oczy drugiej osoby.

    OdpowiedzUsuń
  75. Kristian westchnął, nieco zrezygnowany i wzniósł oczy ku niebiosom, jakby szukając pomocy u samego Stwórcy.
    - Nie przyjechałem przecież tutaj po to, żeby Cię atakować... - mruknął, wodząc wzrokiem za przechadzającą się nerwowo kobietą, lekko mrużąc przy tym oczy. Jego nozdrza zadrgały nieznacznie, kiedy podirytowany, głośno wypuścił powietrze z płuc, mimowolnie obserwując sposób poruszania się Iris. Jakby chciał ocenić czy od momentu, w którym ostatnio ją widział, coś się poprawiło. A nie widział jej dawno i miał ochotę ją za to udusić.
    - List! - prychnął, wywracając oczami, po czym pacnął się otwartą dłonią w czoło. - No tak, list! Świstek papieru, który miał mi wszystko wyjaśnić! - zawołał, rozkładając ręce, jakby dostał nagłego olśnienia. - Proszę Cię, Iris - powiedział cicho, spoglądając na nią z pobłażaniem. - Postaw się na miejscu wszystkich tych, których zostawiłaś. Nie martwiłabyś się, tak po prostu? - spytał, wbijając w nią spojrzenie, po czym ostatecznie odwrócił wzrok i skrzyżowawszy ręce na piersi, podszedł do okna wychodzącego na uliczkę. Tam też oparł ręce na parapecie, czoło zaś na chłodnej szybie, która natychmiast pokryła się lekką mgiełką od jego ciepłego oddechu.
    - Rozumiem to. Ale zrozum też mnie. Jak niby miałbym zostawić Cię w spokoju i o Tobie zapomnieć, wstrętna cholera? - rzucił, nie spoglądając na nią, lecz na widoczki rozciągające się za oknem i ludzi leniwie sunących przed siebie.
    List. Owszem, przeczytał list, który mu zostawiła. Dlatego też dał jej nieco czasu, nim zaczął jej szukać. Jak jednak widać, długo nie wytrzymał. Martwił się, a teraz ona mu się tu miotała i na niego warczała, jakby był najgorszym zbrodniarzem. Niedoczekanie! Miał wyjść? Udać, że go tutaj nie było? Zabawne. Może i wywołał swoim przybyciem małą burzę, ale tak szczerze to... lubił burze.
    - I co teraz? Mam sobie iść? - spytał, odwracając się do niej przodem i przysiadając na parapecie. Posłał Iris pytające spojrzenie, może nawet nieco wrogie w tym momencie.

    OdpowiedzUsuń
  76. Był zaskoczony tą propozycją, ale co miał zrobić słysząc te dziwne dźwięki wydobywające się ze słuchawki?
    - No nie wiem, nie wiem..- powiedział, udając zastanowienie- Myślę, że się skuszę. Powiedz tylko gdzie mam się stawić i już jadę. Mam wziąć apteczkę, piłę łańcuchową czy przybory na kemping?- zaśmiał się sam do siebie i szukał już kluczyków do motoru. Cieszył się z takiego obrotu sprawy, bo szczerze mówiąc też potrzebował z kimś po prostu pogadać, a wszyscy jego znajomi byli dzisiaj zajęci. Przebrał się też ze swojego domowego, podziurawionego dresu w coś bardziej schludnego.
    - Nie chcesz może czegoś do jedzenia albo picia? Bo po drodze zahaczę jeszcze o jakąś kawiarnię.- zapytał się z nieudawaną troską w głosie. Niczego sobie nie wyobrażał, cieszył się tylko, że nie będzie musiał sam siedzieć w tym domu przez kolejny wieczór z rzędu.
    Leon

    OdpowiedzUsuń
  77. Miała pewny i silny uścisk, rzadko spotykane u kobiet, jednak jemu się podobało. Nie zna jej za dobrze, a właściwie w ogóle jej nie zna, jednak wydaje się być osobą, która chce być niezależna. Starała się być silna, a to, że teraz tak cierpi z bólu sprawiało, że czuła się gorzej niż przeciętny człowiek w takiej sytuacji. Nie chciała być w centrum zainteresowania, a co ukazać wszystkim swojej słabości.
    Ethan wziął zakupu i stanął przed nią. Pozwolił zrobić z siebie podporę i czekał, aż kobieta wstanie. Wziął by ją na ręce, ale czuł, że nie opłaciłoby mu się to, więc zrezygnował.
    - Jasne, już idziemy- powiedział, uważnie i z troską przyglądał się jej zmaganiom. Objął ją w tali, by bardziej przydać się jako podpora i powoli wyszli z piekarni.- Ee... Daleko mieszkasz? Ja, jak wiesz tuż za rogiem, więc mogę podjechać samochodem i Cię podwiozę. Nie ma problemu- zasugerował, przystając.- Mogę też Cię odprowadzić pod sam dom, jeśli masz tyle czasu- posłał jej ciepły uśmiech, chciał trochę rozluźnić atmosferę, bo uważał, że niepotrzebnie czuję się tak zażenowana.

    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  78. Był aż tak przewidywalny, że Iris wiedziała, że się zgodzi. Oj, moja droga. Wdepnęłaś w czuły męski punkt zwany dumą. Igrasz z ogniem. Przecież to normalne, a ona jeszcze sama poprosiła o pomoc. Dżentelmeni pomagają damą w takich sytuacjach. Krwiożercze bestie i uwięzienie we własnej komnacie to przecież nic dla księciuniów na białych koniach. Nie czytałaś bajek w dzieciństwie? Klasyczny przypadek. Brakuje tylko starej wiedźmy i było by jak w Śpiącej Królewnie.
    - Mleko i pistacje? Robi się. Swoją drogą to wysokie wymagania, ale zrobię co w mojej mocy. Będę za niedługo.- powiedział wesoło, kończąc połączenie. Schował telefon i wsiadł na motor, upewniając się, ze zabrał wszystko co potrzebne. Pojechał do małego dyskontu i do ulubionej kawiarni. Trafił do niej bez większego problemu. Zauważył jej ogród, wyglądał całkiem fajnie i uznał, że jego właścicielka nie może być aż taką kosmitką skoro potrafi go utrzymać w takim ładzie. Zapukał do drzwi, poprawiając jeszcze swoją czuprynę. Czy ona naprawdę ma go za naiwniaka? Dobra, zobaczymy. Przynajmniej będzie miał satysfakcję z tego, że poznał osobiście swoją towarzyszkę bezsennych nocy. Leon zawsze słucha jej radia, gdy jego wrodzony niepokój nie daje mu zasnąć.
    Leon

    OdpowiedzUsuń
  79. - Impuls - cmoknął, powtarzając za nią bezwiednie. Rozumiał, no bo jaki byłby z niego przyjaciel gdyby nie zrozumiał? W sumie wydawało mu się, że dostrzegał w tym wszystkim także swój udział. Od momentu, w którym Iris doznała kontuzji, wszyscy jej nadskakiwali, w tym Kristian, który za wszelką cenę i ze wszystkich sił chciał jej pomóc i poprawić samopoczucie. Panienka Ozare zaś była typem osoby, którą w końcu coś takiego mogło zmęczyć. I zmęczyło.
    Szatyn przesunął wzrokiem po jej sylwetce, wreszcie zatrzymał wzrok na twarzy, z której można było czytać jak z otwartej książki. Zdradzała ją mimika, drobne skurcze i rumieńce. I uśmiechnął się pod nosem, kręcąc głową.
    - O co tak właściwie cała ta sprzeczka? - mruknął, unosząc kąciki ust i bezwiednie rozchylił ramiona, zobaczywszy, że Iris ruszyła w jego stronę. Po chwili zaś przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił, a także cmoknął ją w czubek głowy, ulokowany gdzieś w okolicy jego obojczyka.
    - Nic się nie stało, zołzo. Tylko myślałem, że choć troszeczkę ucieszysz się na mój widok... - mruknął i wykorzystując okazję, że ma ją ta blisko siebie i trzyma ją w potrzasku, lekko dźgnął ją w żebra. Ot tak, za karę! A niech ma!
    Cieszył się, że wreszcie ją znalazł, mimo że na początku rzeczywiście kipiała w nim złość i frustracja. Emocje te jednak wyparowały na jej widok i pozostała tylko ulga, a także radość, że jest cała i zdrowa, i że ma się dobrze. Bo przynajmniej tak wyglądała, mimo świeżej plamy na koszulce, którą właśnie wycierała w ubranie Kristiana.
    Wtem mężczyzna poczuł na swojej łydce coś zimnego i wilgotnego. I ewidentnie nie była to stróżka potu. Wzdrygnął się, co pozostająca w jego ramionach Iris mogła poczuć i spojrzał w dół. A jego oczom ukazała się... świnka. Mała świnka marszcząca nosek, a raczej ryjek i spoglądająca na niego z zaciekawieniem.
    - Upał chyba źle na mnie działa... - wymamrotał i odsunął dłoń od ciała kobiety, by intensywnie potrzeć oczy. Czyżby miał omamy? Zwidy spowodowane gorącem, do którego jeszcze nie przywykł? No bo wszystko, ale żeby świnka?!

    OdpowiedzUsuń
  80. [Dzień dobry :D Czy ja mogę prosić o wąteczek?]
    Blake

    OdpowiedzUsuń
  81. Przypomniał sobie cudownie, że przecież Iris wspominała o swoich dolegliwościach.
    - Tak, to ja- powiedział, uśmiechając się sam do siebie. Drzwi były otwarte, usłyszał bez problemu skąd dobiega jej głos. Gdy zobaczył ją rozwaloną na łóżku, nie mógł powstrzymać się od pobłażliwego uśmieszku i rzucił w nią zakupami. Oczywiście, upewniając się, że zauważyła jego gest.
    - Siema, trzymaj! Widzisz jak łatwo było wejść do twojego domu. Każdy złodziej czy psychopata bez trudu się tu znajdzie. To wspaniałe z twojej strony.- powiedział sarkastycznie, siadając na fotelu. Złapał w końcu krwiożerczą bestię i zaczął się jej przyglądać.
    - To pewnie ten potwór, który Cię terroryzuję. Chyba musimy pogadać na osobności.- zrobił groźną minę do biednej Sisi, trzymanej jako zakładniczka. Rozejrzał się po pokoju. Artystyczny nieład, ale kontrolowany. I tak od razu dostał się do sypialni. Jakie to można mieć szczęście w życiu. Rozsiadł się wygodnie i czekał na dalsze pogawędki z Iris. Boże, jak dobrze, że można jeszcze spotkać tak sympatycznego człowieka i tak spontanicznie się z nim spotkać.
    Leon

    OdpowiedzUsuń
  82. Teraz jedyne co mogło drażnić jej nozdrza to jego pot połączony z wonią jakiegoś mocnego dezodorantu. Co prawda krople zniknęły już z jego twarzy i szyi, jednak wciąż był cały mokry, tak jak i jego koszulka. Natomiast on czuł lekki zapach bananów i nie wiedział czy ma jakieś omamy węchowe czy rzeczywiście w powietrzu unosi się ten zapach.
    - Przecież mówiłem, że Cię odprowadzę- zauważył i wykrzywił usta w uśmiechu. Wciąż jednak uważał, że wzięcie jej na ręce byłoby najlepszym wyjściem. I tak właściwie opiera na nim swój ciężar( prawda taka, że jest lekka jak piórko) i byłoby wygodniej im obu, tym bardziej, że mają kawałek do przejścia. On jednak się nie odezwał i z anielską cierpliwością, spokojnym krokiem i z ciągłym uśmiechem na twarzy prowadził ją, w drugiej ręce wymachując ich zakupami.
    - Jak się ma Sisi?- zagaił.- Przeszło samo czy musiałaś podać leki?- zapytał z zaciekawieniem przypominając sobie jej wizytę w lecznicy.

    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  83. Dobrze było trzymać Iris w ramionach i widzieć, że z nią wszystko w porządku. Nie darowałby jej (i sobie), gdyby coś się stało. Albo gdyby jej nie znalazł, a ona już nigdy się nie odezwała... W momencie, kiedy kobieta cmoknęła go w obojczyk, potrząsnął głową, chcąc odpędzić od siebie te czarne scenariusze. Już wystarczająco się namartwił!
    - Świnka? Serio? - mruknął Kristian, z powątpiewaniem przyglądając się zwierzątku, które raczej powinno taplać się w błocie lub zdobić stoły w postaci pysznych dań, niż biegać po dywanach i panelach. Nie to znowu, żeby był przeciwnikiem zwierząt, wręcz przeciwnie! Wolał jednak bardziej przyziemne zwierzątka jako ukochanych pupili, te już od lat udomowione, jak psy czy koty. Świnka, na dodatek łaciata świnka, była dla niego totalną abstrakcją. Abstrakcją, na którą Oz jak najbardziej mogła wpaść, więc aż tak bardzo go to też nie dziwiło. Po niej momentami można było spodziewać się wszystkiego.
    Tymczasem świnka, chrumkając wesoło, a przynajmniej mężczyźnie wydawało się, że jest to raczej wesoło chrumkanie, niż na przykład jakieś złowrogie albo nieprzyjazne, obeszła go dookoła, co jakiś czas poszturchując wilgotnym ryjkiem. Ostatecznie Kristian, wciąż do świnki nieprzekonany, przykucnął i sprawdził, czy da się pogłaskać. Dała i nawet nie była aż taka zła w dotyku. Jak na razie jednak nie czuł potrzeby zacieśniania więzów z Sisi i przemierzył pokój, by przystanąć w progu łazienki.
    - Wcisnęli Ci ją w zoologicznym jako świnkę morską? A tu całkiem niespodziewanie wyrósł z niej taki potwór? - spytał kąśliwie, ale nie złośliwie i oparłszy się o framugę, podrapał nos, z którego posypały się niewielkie płatki odchodzącej skóry. Wszystko wskazywało na to, że Norweg nie zamierzał zostawić na biednej Sisi suchej nitki. A przynajmniej nie do momentu, w którym zaakceptuje ją jako zwierzątko domowe.
    Nie czekając na odpowiedź Iris, przeszedł też do nieco bardziej palącej kwestii.
    - Oz... - zaczął, robiąc zupełnie niewinną minkę. W tym momencie zdał sobie sprawę z tego, że jego docinki w stronę świnki (cóż za rymy!) mogą mu teraz nie pomóc, zważywszy na jego prośbę.
    - Jest taka sprawa... Bo kiedy już dotarłem na miejsce, zostawiłem bagaż w przechowalni przy porcie, żeby nie musieć go taszczyć ze sobą, kiedy będę Cię szukał... - wyjaśnił, rozciągając wargi w bezzębnym, potulnym uśmiechu. Bezzębnym tylko dlatego, że warg nie rozchylił, przez co uśmiech ten wyglądał nieco żałośnie. Jego prośba zaś była oczywista. Ten piękny garbusem stojący przed domem na coś powinien się przydać, prawda? I jakkolwiek bagaż nie był zbyt ciężki, a on nie był chucherkiem, najzwyczajniej w świecie nie miał ochoty go nosić w tym upale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Ciągle zapominam się podpisać.. Ale to ja Kristian ^^]

      Usuń
  84. Podczas kiedy kobieta krzątała się po łazience, Kristian uważnie jej się przyglądał. Zauważył, że zdążyła się opalić i bardzo ładnie było jej z ta opalenizną, o czym zamierzał wspomnieć w najbliższym czasie. Opalenizną delikatna, bowiem wiedział, że ze swoja karnacją Oz słońca raczej unikała. Mimo to ono jej nie oszczędziło.
    I jak wszystkie jego poprzednie dziewczyny miały nie być o nią zazdrosne? Co prawda sam Kristian im się dziwił i niczego nie rozumiał, w końcu Iris była tylko jego przyjaciółką. Przyszywaną młodsza siostrzyczką za którą dałby sobie oko wydłubać. Tak, Kristian ewidentnie nie rozumiał, że druga kobieta zawsze była zagrożeniem. Zawsze, choćby nie wiadomo co się działo. Nawet Vibeke, jego narzeczona, była zazdrosna, chociaż chyba pogodziła się już z całą tą sytuacją. Chociaż, kto wie co tam siedzi w czeluściach kobiecego umysłu?
    - Uważam! - prychnął, oburzony. - Po prostu nie przywykłem do prosiaczków jako zwierząt domowych. Kubusia Puchatka też gdzieś skrywasz, Krzysiu? - spytał, krzyżując ręce na piersi i unosząc brwi. Zaraz jednak poniosła go wyobraźnia i musiał mocno przygryźć wewnętrzną stronę policzka, by nie parsknąć śmiechem. Jego wizja przedstawiała pochowane po szafach i szufladach postacie z wspomnianej już bajki, które Iris skrzętnie skrywała przed swoimi gośćmi.
    Zdzielony koszulką, odskoczył, unosząc dłonie w obronnym geście. Chwycił też w dłonie prawdopodobnie dezodorant, wycelowany oczywiście w kobietę, gdyby ta miała jeszcze zamiar go atakować. Widząc jednak, że nie rozpętała się wojna, odłożył kosmetyk, obrócił się na pięcie i... Zamarł, otwierając i zamykając usta jak ryba wyciągnięta z wody, święcie oburzony, dodatkowo rozkładając ręce, jakby spadł na niego jakiś wielki ciężar. Tak, właśnie zauważył, że Sisi była traktowana lepiej od niego! Korzystając z tego, że Oz jeszcze chwile przed pokazaniem mu języka była odwrócona do niego plecami, posłał śwince wrogie spojrzenie. Zaraz jednak rozpogodził się, nie chcąc zostać przyłapanym na gorącym uczynku i zmarszczył nos w odpowiedzi na ten bezczelnie wytknięty w jego stronę język.
    - To jak będzie? - spytał, drepcząc za nią do kuchni. Przy okazji poznawał rozkład pomieszczeń, o! - Hm, no i musiałbym sobie znaleźć jakiś hotel. Cokolwiek. Bo skoro już przyjechałem, to na parę dni mogę zostać i się poobijać. I Cię pomęczyć! - stwierdził uradowany. Oczywiście miał jeszcze zamiar wypytać, czy aby na pewno wszystko w porządku, czy decyzja o wyjeździe nie była spowodowana czymś z goła innym i tak dalej, i tak dalej. Jak na zbyt troskliwego przyjaciela przystało.

    [Musze się przyzwyczaić do podpisywania, bo to moje pierwsze be4zimienne konto na blogspocie^^ I mam nadzieję, że długość komentarzy CI nie przeszkadza i Cie nie męczy, ale one same mi się tak piszą... Aż się dziwię, bo prawie zawsze miałam z tym problem!]

    Kristian

    OdpowiedzUsuń
  85. Uniósł brwi, jak to miał w zwyczaju, kiedy coś go zaciekawiło i zadziwiło, przyglądając się, jak Iris karmi Sisi. Nie wiedział nic o świnkach! Nic o świnkach, które były zwierzątkami domowymi! Jeżeli jednak miał tutaj zostać, będzie musiał się dowiedzieć. W końcu kiedy Iris pójdzie do pracy, prowadzić audycję, on zostanie tutaj, prawda? Razem z Sisi, która jakby wyczuła, że o niej myśli, gdyż na moment przestała interesować się miską i zerknęła na niego, chrumkając cicho. Jakby mamrotała coś pod nosem, niekoniecznie miłego, o Kristianie.
    - Mmm... - wymruczał zadowolony, kiedy już kojący balsam wylądował na jego nosie. Boże, jakieś to było cudowne uczucie! Norweg aż odetchnął błogo, uśmiechając się przy tym także... błogo! Chyba właśnie znajdował się w siódmym niebie i na ziemię sprowadził go nie tylko głos Oz, ale też stukot obijającej się o kafelki miski.
    - No wiesz... - zaczął leniwie, zezując nieco na czubek swojego nosa. Nie mógł się nadziwić, że jakiś tam balsam działa takie cuda. Ani go nic nie swędziało, ani nie piekło! Dobrze, że panienka Ozare posiadała w swoim nowym domku takie cuda. Bardzo się przydadzą, kiedy po dłuższym pobycie tutaj Kristian będzie wyglądał jak skwarek.
    - Wyjechałaś, to skąd ja mogę wiedzieć czy mnie tutaj chcesz? Więc bardziej martwię się o Ciebie, niż o siebie i moje zawstydzenie - stwierdził, pokręcił się chwilę po kuchni, po czym podskoczył i przysiadł na blacie, lekko machając nogami, tak, by nie stukać piętami w znajdującą się pod nim szafkę.
    - A tak serio, poważna rozmowa Cię nie ominie! - zagroził, celując w nią palcem i posłał jej wymowne spojrzenie. Zaraz jednak jego wzrok złagodniał, a to dlatego, że zawiesił go na kontuzjowanej nodze Oz. - A jak tam kolano? - spytał bez ogródek, przyglądając jej się uważnie i oczekując konkretnej odpowiedzi.

    [Och! Ja pewnie nie zawsze jakoś bardzo się rozpisze, więc nie ma się czym przejmować ^^]

    Kristian

    OdpowiedzUsuń
  86. [A to już jak wolisz ;) Podsuń pomysł, to coś zacznę ^^]
    Blake

    OdpowiedzUsuń
  87. [Cześć! Lubię imiona na I. I, o, zacznę, bo pomysł fajny ;>]

    India czerpała z dobroci tubylców. Tutaj, na greckiej wyspie, było to jakoś dużo prostsze, bo ludzie byli supermili, więc nawet nie musiała dawać z siebie za wiele, by korzystać z uprzejmości. Tak więc miała już pokój w hoteliku za darmo (plus świeże owoce każdego ranka!), a w jednej z kawiarni dawali jej z uśmiechem sok z mango i truskawek. Chyba lubiła Grecję.
    Tego dnia przyszła do jednego z nadmorskich barów, gdzie trafiła na wyjątkowo gadatliwą i dociekliwą kelnerkę. Chcąc nie chcąc, musiała w końcu podzielić się historią swoich ostatnich dwóch lat. Urywki jej monologu zainteresowały kilka osób, więc po chwili siedziała już przy stoliku z kompletnie obcymi ludźmi (przyzwyczaiła się do takiego towarzystwa) i z pasją opowiadała o Barcelonie, Toskanii, cudownej Słowenii. W sumie dziwiło ją to zainteresowanie, bo miała wrażenie, że nie była tu jedyną tego typu podróżniczką. Ale jej to pasowało. Lubiła opowiadać o swoich przygodach.
    Popijając owocowy koktail przypominała sobie kolejne zabawne i dziwaczne historie, które ludzie przyjmowali z entuzjazmem. Wyciągnęła z małego plecaka podręczny aparat (lustrzanka w taką podróż? Idiotyzm!) i pokazała kilka zdjęć z Albanii. Dobrze jej tu było. Parę dni temu nawet przeraziła ją myśl osiedlenia się. Na razie nie miała na to czasu.

    OdpowiedzUsuń
  88. Norweg wiedział, że wszelakie tematy związane z kontuzją lewego kolana były dla Iris ciężkie i wolałaby ich wcale nie poruszać. A najlepiej udawać, że nic takiego się nie stało. Tak właśnie robiła, prawda? Udawała, że nic się nie stało. I gdyby Kristian nie byłby jej przyjacielem, prawdopodobnie by jej odpuścił i również wziął udział w tym przedstawieniu, grając osobnika, który niczego nie dostrzega. Jednak z racji tego, że był z panienka Ozare tak blisko, nie mógł tego ignorować i nie zauważać, wręcz cisnął ją pod tym względem, chcąc znać prawdę i wiedzieć o chociażby najmniejszych postępach.
    Westchnął cicho, widząc jak zareagowała na jego pytanie. Wiedział, że poniekąd sprawił jej ból, ale jak już zostało wcześniej wspomniane, nie zamierzał udawać, że nie widzi. Podrapał się po policzku, wyczuwając pod opuszkami odrastający zarost, po czym potarł prawe oko, gdyż zaczęła mu dokuczać soczewka. Chwile później pociągnął nosem, a cały czas przy tym słuchał słów Iris, widział jej zdenerwowanie i to, ze za wszelką cenę pragnęła porzucić ten temat.
    - Minęło dopiero pół roku - powiedział w końcu, dłonią zmiatając z kuchennego blatu okruszki. - Będziemy negocjować z Twoim kolanem tak długo, aż nie przystanie na nasze warunki! A raczej Twoje - zaznaczył, unosząc kąciki ust. Dopiero co przyjechał, chciał się nią nacieszyć, więc przybrał nieco bardziej żartobliwy ton, nie chcąc teraz psuć Iris humoru. Ściągnięty z blatu, klapnął na ziemię, dając się ciągnąc kobiecie. Kiedy znaleźli się na zewnątrz, odetchnął głęboko powietrzem nieco chłodniejszym niż za dnia.
    - A jak nie wynegocjujemy - zaczął jeszcze, podszedł do kobiety stojącej przy garbusie i złapawszy ją chwytem strażackim, przerzucił ją sobie przez plecy. - To będę Cię wszędzie nosił! - oznajmił, obchodząc garbusa, aż wreszcie pochyliwszy się, otworzył jedną ręką drzwi i wrzucił Iris do środka. Od strony pasażera. Sam szybko obiegł maskę i wskoczył do środka, przywłaszczając sobie miejsce kierowcy i nie mając zamiaru nigdzie się z niego ruszać. Jedynie uśmiechnął się ślicznie, wyciągając ręce po kluczyki.
    - Czy dużo... - mruknął, marszcząc brwi, z dłonią wciąż wyciągniętą w stronę Iris. - To zależy. Opowiem Ci wszystko później, na spokojnie. Jak już odbierzemy moje bagaże, skoczymy gdzieś do sklepu, chyba że masz coś dobrego w lodówce. Wrócimy, umyję się, bo cały się lepię, ugotujemy coś i pogadamy, hm?
    Jak widać, Kristian miał już plan doskonały. Włącznie z tym, że zamierzał prowadzić. A jeszcze nie poinformował drobnej kobietki siedzącej obok, że całkiem niedawno odebrano mu prawo jazdy. Zdecydowanie za często przekraczał dozwoloną prędkość, aż punkty karne dały o sobie znać...

    Kristian

    OdpowiedzUsuń
  89. - Bułki żytnie z ziarnami. - powtórzył rozglądając się . Po chwili zwrócił uwagę na dziewczynę. Przyjrzał się jej dokładnie uśmiechając się. Oj tak, pamięć i wzrok to on miał dobrą. - Podglądałaś mnie w pracy, wiesz że tak nie ładnie? - zapytał siegajac po bułki. - Ile bułek panienka sobie życzy?

    OdpowiedzUsuń
  90. Trzymając wierzgającą Iris, Kristian uśmiechnął się pod nosem. Brakowało mu jej w Norwegii. Brakowało mu jej nawet mimo tego, że Vibeke posyłała mu karcące spojrzenie za każdym razem, kiedy do niej wychodził. Teraz jednak Vibeke była daleko. Daleko były jej pretensje i niezadowolona mina, z którymi na prawdę starała się walczyć, Kristian to widział. Daleko też był jej uśmiech, dłonie, głos i jej roześmiane, a jego ulubione oczy. Cholera, kochał ją, ale kochał też Iris, choć bez wątpienia były to dwa równe rodzaje miłości.
    Zaśmiał się krótko, czując na dłoni niepozorny ciężar kluczyków. Prawo jazdy stracił miesiąc po wyjeździe Iris i od tamtej pory nie jeździł.
    - Zobaczymy, jak sprawuje się ten Twój garbusek - stwierdził, wsunąwszy kluczyki do stacyjki. Już po chwili wrzucił pierwszy bieg i ruszyli.
    - Musisz być tylko moim pilotem! - zaśmiał się Kristian, bo jakkolwiek do portu pewnie by trafił, w końcu wcześniej całą drogę pokonał pieszo, tak już nie wiedział, gdzie tutaj znajduje się jakiś bazarek, targ, a może mały sklepik? Jak na razie jechał przed siebie, na czuja obierając kierunek, w którym powinien znajdować się port, aż w końcu wyjechali na drużkę blisko nabrzeża i Kristian pozwolił sobie zwiększyć prędkość, uśmiechając się od ucha do ucha.
    Ewidentnie była mu potrzebna przerwa od codzienności i pracy, dlatego tez już w dniu wyjazdu postanowił, że kiedy znajdzie Iris, zostanie co najmniej na tydzień. Rozmyślania przerwała mu radosna melodyjka; to jego komórka rozdzwoniła się w kieszeni. Norweg zwolnił, wygrzebał telefon z kieszeni i zerknąwszy na wyświetlacz, zwolnił jeszcze bardziej, po czym przeprosił Iris i odebrał.
    - Tak, dotarłem i znalazłem ją. Wszystko w porządku - oznajmił z lekkim uśmiechem, wysłuchawszy tego, co miała do powiedzenia osoba po drugiej stronie słuchawki. Lewą ręką trzymał telefon przy uchu, prawą zaś prowadził, teraz jednak bardziej się toczyli niż jechali.
    - Jeszcze nie. Tak, dzisiaj - muczał, kontynuując rozmowę, która dla Iris przyjęła postać monologu. - Tak, po tygodniu wrócę. Pa! - oznajmił ostatecznie i się rozłączył.
    - Vibeke - oznajmił, z powrotem kładąc obydwie ręce na kierownicy. - Z tego wszystkiego zapomniałem do niej zadzwonić...

    Kristian

    OdpowiedzUsuń
  91. - Ej, czuję się teraz urażony. Może wyglądam na psychopatę, ale mam złote serce.- powiedział, kładąc rękę dobrodusznie na klatce piersiowej. Wyglądała naprawdę zabawnie leżąc tak uwięziona na łóżku. Dobra, czasami ma sadystyczne zapędy. Nie jego wina, że ma takie poczucie humoru. Usiadł lekko zmieszany na brzegu posłania, czując jak ten potwór dobiera się do jego nogi. A myślał, że jego właścicielka wyolbrzymia. Jak widać to Sisi jest dyktatorem tego domu.
    - Mam się czuć jak u siebie? Dobra.- wstał na chwilę, ściągnął buty i koszulę i położył się na łóżku, naprzeciw Iris. Zmrużył oczy i uśmiechnął się szeroko. Zastanawiał się o co zapytać, wcześniej ułożył sobie nawet listę, ale jak to miał w zwyczaju zapomniał wszystkich. Skupił się jednak, położył na plecach i obserwował uważnie jej sufit.
    - Więc droga Iris, zacznę od podstawowych pytań, bo prawdę mówiąc nie wiem o Tobie nic. Od zawsze tutaj mieszkasz, a jeśli nie to skąd pochodzisz? Czym się interesujesz? Jakiej słuchasz muzyki? Czemu masz szatańskie zwierzę w domu?- mówił szybko, przerywając sobie tylko gdy Sisi doskwierała za bardzo.
    - Standardowe pytania, potem będzie ciężej- powiedział z szaleńczym uśmiechem na ustach.
    Leon

    OdpowiedzUsuń
  92. Uśmiechnął się szeroko kiedy powiedziała, że świnka jest jak nowa i pokiwał głową mrucząc coś dobrze, to dobrze. Przez resztę drogi milczeli on sam nie wiedział o co mógłby jeszcze zapytać ani jak zagadać, a ona chyba była za bardzo zażenowana by cokolwiek mówić. Ethanowi zaczęła się niemiłosiernie dłużyć ta droga, a ramię na który się wieszała kobieta w końcu poczuło ciężar i czuł jak jego mięśnie się zaciskają. Słychać byłą tylko jej ciężki oddech i szuranie butów po drodze. Słońce znów przygrzało, więc na czole i karku mężczyzny pojawiły się kropelki potu.
    W końcu blondynka się zatrzymała oświadczając, że dotarli na miejsce. Harrison puścił ją by ta doskoczyła do bramki.
    - Zawsze do usług. Cieszę się, że mogłem pomóc- powiedział i obdarzył ją szerokim uśmiechem, przez który wokół jego oczu i ust pojawiały się zmarszczki, i sprawiały, że jego twarzy wyglądała na łagodniejszą. Nawet z trzydniowym zarostem.

    [ Przepraszam za zwłokę! Poprawię się!]
    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  93. [Na wstępie, wybacz mi proszę tak duże opóźnienie! Pierwszy tydzień wakacji okazał się też tygodniem załatwiania czego popadnie...]

    Spuszczają wzrok z drogi tylko na moment, Kristian zerknął na Iris, skubiąc zębami spierzchniętą dolną wargę.
    - Tydzień - przytaknął. - Widzisz, mimo że w pewnym stopniu sam sobie jestem szefem, to jednak nie jest tak w stu procentach i tylko tyle dostałem urlopu, zważywszy na to, że mam go też zaklepany na później - wyjaśnił i była to jak najbardziej prawda. A właściwie część prawdy, bowiem na tą chwilę Norweg nie miał ochoty wspominać o ślubie. Dziwne, prawda? Przecież powinien skakać z radości! Wiedział jednak, że Vibeke i Iris za sobą nie przepadają (wolał nie zagłębiać się w to, jakie stosunki dokładnie panują między nimi i czy przypadkiem nie jest to nienawiść), w związku z tym wolał jej o tym powiedzieć nieco później, przy kolacji.
    - Także ciesz się, że w ogóle przyjechałem! - dodał i obróciwszy głowę, pokazał jej język.
    Nie minęło też wiele czasu, kiedy dojechali do portu. Kristian pamiętał drogę, parę razy tylko upewnił się czy jedzie w dobrym kierunku, teraz zaś zaparkował garbusa przyjaciółki kilkanaście metrów od miejsca, w którym to bezpiecznie spoczywał jego bagaż. Zgasił silnik, wysiadł i zupełnie bezwiednie schował kluczyki do kieszeni. Nim zdążył obejść auto, Iris już wysiadła, więc nie zdołał jej pomóc i jedynie zamknął za nią drzwi, westchnąwszy cicho, gdyż nie mógł zrealizować swojego szarmanckiego planu.
    - Nie martw się! - rzucił wesoło, obejmując ją ramieniem, kiedy powoli ruszyli w stronę przechowalni. - Chyba mnie jeszcze tutaj zaprosisz, prawda? Więc na tym jednym tygodniu się nie skończy - zapewnił i mrugnął do niej porozumiewawczo.

    Kristian

    OdpowiedzUsuń
  94. [ Hm, mogą się znać, ponieważ obie rano biegają nad brzegiem :>]

    OdpowiedzUsuń
  95. - Jeszcze będziesz miała mnie dość! - zapewnił i wyciągnął dłoń z kieszeni tylko po to, by lekko potargać włosy Iris, jakby ta była małą dziewczynką. Czasami właśnie w ten sposób ją traktował, zresztą i jemu zdarzało się zachowywać nieodpowiednio do swojego wieku, co niektórym czasem przeszkadzało, on jednak nie zamierzał się zmieniać. Nie był poważnym panem chemikiem, był wesołym panem chemikiem, który zarażał swoja pasją każdego, kogo tylko brał pod opiekę w laboratorium! Ale, ale, właśnie zamknęliśmy dwa zupełnie różne tematy w jednym.
    - Nie smutaj - dodał, pochylając się nieco, by móc spojrzeć w oczy przyjaciółki, po czym sprzedał jej pstryczka w nos. - Widzisz, ja nie zdecydowałem się na rozpoczęcie nowego życia jak Ty i na razie jest to tylko tydzień, ale skoro mnie zapraszasz... - urwał i znacząco poruszył brwiami, uśmiechając się złowieszczo. - To na pewno będę często wpadał! - dokończył entuzjastycznie. Przecież nie mógł jej zostawić, prawda? Nie mógł dać jej spokoju! Kto jak kto, ale na pewno nie Kristian!
    Po kilku minutach i krótkim spacerze dotarli do celu. Jeszcze przed wejściem do przechowalni Kristian przetrząsnął kieszenie, z jednej z nich (a wcale nie miał ich tak dużo!) wyciągnął portfel i otworzył przed Iris drzwi. Kiedy ta weszła do środka, podążył za nią. Za niewielkim kontuarem stała może nie wiekowa, ale starsza Greczynka, przez co Norweg miał pewne problemy, gdyż nie umieli znaleźć wspólnego języka. Ostatecznie jednak jakoś się dogadali, choć mężczyzna wciąż dziwił się temu, że się im udało. Teraz na jego widok kobiecina uśmiechnęła się szeroko i od razu podreptała do innego pomieszczenia, by przynieść jego bagaż. Kristian zaś ruszył za nią. W końcu męska duma i honor nie pozwalały mu na to, by starsza pani targała jego niezbyt lekkie bagaże.

    Kristian

    OdpowiedzUsuń
  96. [. Hej, czyżby stara Mel z Parisa ? ;)
    Masz może jakiś pomysł na wątek, może powiązanie ? .]

    Max Manson

    OdpowiedzUsuń
  97. [. Oj wybacz, ale dziękuję za wskazówkę ;)
    A co do wątka lub powiązania, jesteś może zainteresowana ? .]

    Max Manson

    OdpowiedzUsuń
  98. [. A tak, Max niedawno tak jakby wrócił na wyspę ;)
    Jeśli masz ochotę możemy zrobić coś z powiązaniem, np.skoro Max mieszkał w dzieciństwie w Grecji, we Francji wylądował dopiero na studiach, to może kiedyś jeszcze jako dzieci/nastolatkowie byli przyjaciółmi, a odkąd Max wrócił na wyspę to ich przyjaźń nie zakończyłą się tylko dalej rozmawiają i wgl, mogą biegać razem rano, i może wieczorami razem spędzają czas, bo Max nie potrafi iść na imprezę z myślą , że jego przyjaciółka będzie siedziałą gdzieś zupełnie sama ? No nie wiem, nie mam jakoś pomysłów, moze Ty coś masz w głowie ? ;) .]

    Max Manson

    OdpowiedzUsuń
  99. [. No dobrze, to wykorzystam ten pomysł może u kogoś innego ;P
    Choćby te zakupy mówisz, to może Max właśnie wracał z targu z zakupami do kawiarni i gdzieś po drodze jak to pechowcowi się wszystko rozsypało ?
    Mam zacząć ? ;) .]

    Max Manson

    OdpowiedzUsuń
  100. Mimo, że skończył już dawno swoją zmianę to plątał się po kawiarni już od kilku godzin chcąc choć trochę pomóc. Widocznie starsza kobieta, która była właścicielką nie wytrzymała, dała chłopakowi listę zakupów i ręka wskazała kierunek w którym musi iść aby dojść na targ. No cóż nic lepszego do roboty nie miał więc poszedł na zakupy.
    Po niecałych dwóch godzinach udało mu się wszystko znaleźć , więc wolnym krokiem wracał do kawiarni, niestety, jak to na pechowca przystało, musiał zahaczyć siatką o krzew róży, co za tym poszło, że wszystkie owoce rozsypały się po chodniku. Zaczął zbierać to do drugiej siatki, zupełnie nie zważając na to, że strasznie wolno mu to idzie..

    Max Manson

    OdpowiedzUsuń
  101. Widząc jak nagle Iris wyrwała do przodu, Kristian uśmiechnął się wesoło, po czym odetchnął głęboko, wciągając nozdrzami pachnące morzem powietrze. Zapach ten był jedyny w swoim rodzaju i Norweg zapomniał już, jak to wspaniale móc go czuć.
    Teraz jednak znajdował się we wnętrzu przechowalni, z uśmiechem wyjął z dłoni Greczynki uchwyty swojej torby, po czym zapłacił jej odpowiednią kwotę, którą zapisała mu na niewielkiej karteczce, przez co dogadali się w miarę szybko. Pożegnawszy się, wyszedł do przedsionka. Dobrze, że drzwi były przeszklone, dzięki czemu natychmiast zauważył Iris i wyszedłszy na zewnątrz, ruszył w jej kierunku.
    - Co tam? - zagadnął, ot tak, kiedy już odłożył torbę na bok i otoczył jej talię ramionami. A że teraz obydwoje stali na krawędzi, trzymał ją mocno, by przypadkiem mu się nie wywinęła, wskoczyła do morza, zamieniła w syrenę i odpłynęła! O nie, nie darowałby sobie, gdyby znowu niespodziewanie zniknęła! Cmoknął cicho, co było swoistym komentarzem do jego dziwnych myśli i oparł brodę na czubku głowy przyjaciółki.
    - Ładnie tutaj... - dodał cicho i w tym samym momencie uświadomił sobie, że chętnie zostałby na dłużej. A najlepiej nie wyjeżdżał stąd wcale, jednak zaraz przypomniał sobie o obowiązkach i Vibeke, która czekała na niego, gdzieś tam daleko.
    - Teraz jeszcze tylko skoczymy na targ, a potem upichcę nam coś dobrego - oznajmił, a kiedy mówił, stukał brodą w głowę dziewczyny. Przy okazji najadł się jej włosów, które lekki wiaterek wepchał mu do ust, przez co Kristian odsunął się o krok, krzywiąc się, mlaskając językiem i operując rękoma przy twarzy, dzięki czemu wyglądał dość dziwacznie. W końcu jednak dziwne wrażenie minęło, Norweg stwierdził, że niczego niepożądanego w buzi nie ma i wyszczerzył się do Iris, tym razem stając obok niej.
    Czuł się tak niesamowicie... lekko! Znalazł ją, a zatem odzyskał wewnętrzny spokój. Od dnia jej wyjazdu chodził rozdrażniony i poddenerwowany, cały czas towarzyszyło mu to charakterystyczny, nieznośne uczucie objawiające się uciskiem w dołku. A teraz? Teraz wszystko było na swoim miejscu. On był obok Iris, a Iris była obok niego.

    Kristian

    OdpowiedzUsuń
  102. [ Początkowo chciałam, żeby Floyd robił w radiu, tak jak na innym blogu, gdzie on istnieje, ale się rozmyśliłam, no patrz xD
    A jeśli idzie o pomysły, to może Iris poszłaby na plażę po zmroku, gdzie oczywiście wielkim przypadkiem, oh, co za zbieg okoliczności, napotkałaby Coopera. Cholera wie, o co mi chodzi, ale nie umiem myśleć c: Można też zrobić, że już będą się znać, czy coś. Ale nie wiem skąd.]

    Floyd

    OdpowiedzUsuń
  103. [Hej:) A może tak by urozmaicić jeszcze Twoją drugą propozycję, kocur mojego Jacka wleciałby jej na jezdnię i ona by go potrąciła ale skończyłoby się oczywiście tylko na złamanej łapce?:)]

    OdpowiedzUsuń
  104. [Spoko:)]
    Nie wiedziałem co takiego miałem w sobie, że zwykły, czarny kot przyczepił się do mnie. Chcąc nie chcąc szybko przywiązałem się do niego. Nie musiałem się nim zbytnio zajmować, wystarczyło, że karmiłem go wtedy gdy sam jadłem. Kocuerk i tak chodził przez większość czasu swoimi drogami. Szczególnie czepiał się mnie, gdy był głodny lub ubiegał się o czułość. I w Skiathos było podobnie, tylko, że tutaj chodził dosłownie za mną krok w krok. Chyba czuł się tutaj jeszcze niepewnie. Dzisiaj od rana mnie już zamęczał, gdyż nie dostawał jedzenia od dłuższego czasu. Gdybym mógł to przecież bym go nakarmił no i przy okazji samego siebie. Jednakże nie układało mi się za bardzo. Przynajmniej na razie, miałem nadzieję. W kieszeni udało mi się znaleźć kilka dolarów, wic nie mogąc już znieść odgłosów niezadowolenia ze strony Burka udałem się w stronę spożywczaka. W myślach obliczałem na co mi starczy i planowałem na dziejszy wieczór jakiś specjalny pokaz by nieco zarobić. Po za tym musiałem również znaleźc sobie jakieś miejsce do spania. Och, jeszcze tyle do zrobienia. Moje myśli zostały przerwane, przez pisk opon dobiegający z niedaleda. Odwróciłem się gwałtownie i przez chwilę stałem wryty z przerażeniem wpatrując się w biednego kotka.
    -Burek!- krzyknąłem po czym podbiegłem do niego. Uklęknąłem na kolanach i dotknąłem go delikatnie. Nie chciałem mu zadać więcej bólu. Nie zwracałem nawet z początku uwagi na dziewczynę obok. Dotknąłem lekko jego łapki i gdy kotek zajęczał cicho, domyśliłem się, że jest złamana. Nie wiedziałem, że jestem aż tak do niego przywiązany. Dopiero jak coś mu się stało, czułem się jak gdybym miał stracić najlepszego przyjaciela. Wziąłem go delikatnie na ręce. Trzeba było z nim pójśc do weterynarza. Nawet nie chciałem myśleć ile to będzie kosztować.

    OdpowiedzUsuń
  105. Co prawda głupio było mu tak się wpraszać, ale naprawdę przydałaby mu się szklanka wody. Zmarszczył lekko czoło zastanawiając się czy wejść czy też pobiec do domu, ale ostatecznie zrobił krok w kierunku bramki.
    - Będę dozgonnie wdzięczny jeśli uraczysz mnie szklanką wody- odparł z szerokim uśmiechem. Teraz do domu już miał większy kawałek.- A i jeszcze bym zapomniał o Twoich zakupach!- powiedział unosząc wyżej siatkę z pieczywem, wchodząc do ogródka. Cały czas przyglądał jej się uważnie, jak z trudem robi każdy kolejny krok. Dopiero świnka, która podbiegła do niego i zaczęła go obwąchiwać zwróciła jego uwagę.- Cześć Sisi, jak się masz koleżanko- przywitał się kucając przy prosiaku i uśmiechnął się pod nosem.- Rzadko kiedy spotykam ludzi, którzy za domowe zwierzątko trzymają świnie...- stwierdził wstając i ruszając za blondynką do domu. Kiedy już byli w środku i doszli do kuchni blondyn zatrzymał się przed nią i położył jej dłonie na ramionach.- Teraz sobie siądź i odpocznij, a jak tylko mi powiesz co i skąd mam wyciągnąć wszystko przygotuje. To polecenie lekarza... Powiedzmy- puścił jej oczko.

    [ Oo matko to prosi o pomstę do nieba, ale bd lepiej. Już nie wiedziałam co mogłabym napisać... Wybacz]
    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  106. Byłem tak zajęty zbieraniem owoców, że nie zauważyłem dziewczyny, która podeszła na tyle blisko, że nawet ślepy by zauważył. Usłyszałem nagle delikatny głos, i uniosłem wzrok. Najpierw zobaczyłem ręce obładowane warzywami, dopiero później, dziewczynę.
    - Dziękuje, chyba będe musiał pójść jeszcze raz na zakupy.. - powiedziałem zabierając dziewczynie produkty i chowając do siatki. Uśmiechnąłem się i podałem rękę. - Tak tą niezdarą jestem ja, Max. - przedstawiłem się z rozbawieniem i uścisnąłem delikatnie dłoń dziewczyny - Miło mi było Cię poznać i jeszcze raz dziękuję za pomoc, ale muszę już iść, zanieść te rzeczy do kawiarni, bo jeśli chce jeszcze zdążyć pójść jeszcze raz na targ to chyba muszę biegać.

    Max Manson

    OdpowiedzUsuń
  107. [ Mi wszystko pasuje, więc spokojnie xD]

    Chyba powinien zaprzestać takich nocnych eskapad. To nie wyjdzie na zdrowie, oj nie. Swoją drogą Cooper nie ma przecież piętnastu lat, żeby nie wiedzieć jak zadziała na niego zbyt duża ilość alkoholu. Poza tym takie zasypianie gdzie popadnie to już pierwszy objaw prawdziwego alkoholizmu. Ups. Chyba mi nikt o tym nie powiedział zanim to poszedł do pierwszego lepszego baru, a później, po kilku głębszych, postanowił przejść się na plażę. Nie przemyślał jednak tego zbyt dobrze, a że piasek dość grząski, iść mu się odechciało już po kilku metrach. A co tam! Posiedzi sobie, ot co! Przecież nie ma zakazu opalania się w nocy, w blasku księżyca. Niech mu ktoś taki dokument pokarze! Albo i nie, bo w takim stanie nawet nie przeczyta. No. Skoro postanowił odpocząć, to nawet nie zauważył, kiedy zasnął. Trochę spać już musiał, skoro zaczynało już świtać. Wschodzące słońce nie specjalnie mu przeszkadzało, ale fakt, że ktoś tykał go patykiem to inna sprawa.
    - Nie, udaję, że żyję - odparł powoli otwierając oczy. Nadal był pijany, ale już nie tak, jak jeszcze kilka godzin wcześniej.- Która jest godzina?

    Floyd

    OdpowiedzUsuń
  108. Na swój sposób imponowała ona Ethanowi. Widać było, że naprawdę ból daje jej w kość, a ona wciąż podniesioną głową i zacięciem na twarzy szła dalej, i wyglądała na upartą jak osioł, więc o pomoc zapewne prosiła już w ostateczności. Harrison nigdy nie wykazywał się taką determinacją i samozaparciem. Tylko raz zdołał się na taki czyn, kiedy porzucił wszystko i przyjechał tutaj na wyspę i w sumie dalej uparcie walczy o syna. Może to zupełnie dwie inne rzeczy, jednak waleczność to waleczność. Chyba. Tak więc kiedy już usiadła on wyciągnął w szafki dwie szklanki i napełnij się, wcześniej wyciągając z lodówki schłodzoną wodę. Podsunął jedną dziewczynie i oparł się o blat.
    - Mmm jak miód na serce- mruknął kiedy upił łyk zimnego napoju i spojrzał na gospodynię.- Bardzo się narażę jeśli zapytam co się dzieje?- zapytał odstawiając szkło na bok.- Z Twoją nogą? Stara kontuzja?- uniósł lekko brwi czekając na jej odpowiedz, kątem oka obserwując jak masuje obolałe kolano. Nie studiował medycyny, ale znał się trochę na tym. Przykucnął przed nią.- Co prawda jestem lekarzem Twojej świnki, ale możesz mi zaufać, mogę Ci pomóc- powiedział łagodnym tonem i delikatnym uśmiechem na twarzy, ciekaw czy pozwoli sobie pomóc.

    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  109. Podnosząc się na łokciach zaklął sobie kilka razy po angielsku. Nawet podnieść się nie było łatwo, bo ręce zatapiały mu się w grząskim piasku, niekiedy napotykając na swojej drodze jakieś kamienie i pozostawione przez plażowiczów śmieci.
    - Wpół do szóstej - powtórzył sobie pod nosem, jakby to miało pomóc w to uwierzyć. Pff. Przecież dopiero była dwudziesta trzecia. Ależ ten czas szybko leci.- Przejebałem sprawę - mruknął jeszcze, kiedy w końcu udało mu się usiąść. Zaczął wytrzepywać ziarenka piasku ze swoich nieźle potarganych włosów. W sumie wolał nie wiedzieć jak teraz wygląda, po pewno jak siedem nieszczęść. Najbardziej go zastanawiało, czemu się rozebrał. To nie było tak zaraz normalne. Widać, wygodniej spało mu się na ubraniach, gdy miał na sobie jedynie kąpielówki.

    Floyd

    OdpowiedzUsuń
  110. Rozejrzał się dokładnie dookoła, jakby chciał sobie przypomnieć jakieś istotne zdarzenia z poprzedniego wieczoru jak i z nocy. Nadal siedział mu w głowie hałas baru, w którym tak się spił, że aż postanowił przejść się na plażę. Z perspektywy czasu widział, że to nie była najmądrzejsza decyzja w jego dotychczasowym życiu.
    - Dobrze, że to nie ruchome piaski. Zjadłyby mnie - spojrzał uważnie na dziewczynę, tymczasem strzepując ziarnka piasku, które przykleiły się mu do ramienia, pomiędzy licznymi tatuażami. Jak widać, mimo nieciekawego położenia i dość dziwnej sytuacji trzymały się go durne żarty.- Dziękuję, że pomagasz - uśmiechnął się na tyle pogodnie, na ile może to zrobić przeciętny alkoholik. Dopiero kiedy podniósł się z ziemi mógł odnaleźć w piasku swoje ubrania. To dowiodło jedynie tego, że w sumie to przyszedł tu w ciuchach.

    Floyd

    OdpowiedzUsuń