Flickr Images

QUENTIN WALSH
dziewiętnasty października / 23 lata
nowoorleańczyk / w Grecji od trzech lat
kiedyś mieszkanie z rodzicami / teraz własna chatka
rozwoziciel ryb / były student ekonomii
idealny pracownik / nieidealny chłopak

                 Nie jestem człowiekiem sukcesu, który wyrobił swoje nazwisko i teraz zbija kokosy za nic. Nie jestem jestem wcale taki bogaty, by móc opłacać kolejne mandaty za szybką jazdę, choć dalej przekraczam dozwoloną prędkość. Nie miałem trudnego dzieciństwa, gdzie ojciec bił mnie do nieprzytomności i zostawiło to ślady na moim ciele i umyśle. Nie uważam się za boga seksu, bo mam pewien defekt w postaci krzywego nosa, którego nabawiłem się podczas bójki jeszcze za czasów liceum. Nie jestem żadnym alkoholikiem, seksoholikiem, czy narkomanem, jedynie palę papierosy, gdy się denerwuję. Nie jeżdżę super furą, bo wystarcza mi jedynie stary Ford, choć chciałbym mieć Porshe. Nie mam stałej pracy, która byłaby moim marzeniem. Nie mam wysokiego wykształcenia, bo rzuciłem studia na pierwszym roku. Nie jestem superbohaterem. Nie oglądam wiadomości, bo nie chcę wiedzieć o kolejnej wojnie, kryzysie czy nowym kształcie kostek Kim Kardashian. Nie jestem hipsterem, jak to kilka osób mi zarzuciło, a jedynie wkładam to, co wpadnie mi w ręce. Nie używam grzebienia, bo sądzę, że bez czesania wyglądam lepiej. Nie potrafię przepraszać, choć robię to nagminnie. Nie jestem żadnym poliglotą, bo znam jedynie jeden język. Nie jestem idealny, bo nie potrafię uszczęśliwić swojej dziewczyny. Nie potrafię okazywać uczuć, bo nikt mnie tego nie nauczył. Nie jestem głupi, ale nie potrafię się domyślić, co chodzi po głowie drugiej osobie. Nie jestem kimś,  z kim można wieść spokojne życie, bez żadnych kłótni.
          Jestem pierworodnym synem swoich rodziców i kochającym starszym bratem swojej upierdliwej siostrzyczki. Jestem pasjonatem greckich mitów, dlatego przeprowadziłem się do Skiathos, ciągnąc za sobą swoją dziewczynę. Lubię czekoladę, a za chleb z oliwą z oliwek mógłbym zabić. Jestem osobą dominującą, która lubi mieć wszystko uporządkowane. Jestem cichym chłopakiem, który nie lubi zwracać na siebie uwagi. Jestem spokojny, choć potrafię krzyknąć pod wpływem emocji. Jestem niecierpliwy i szybko się nudzę. Lubię greckie słońce, ale nie lubię się opalać. Jestem straszną przylepą i miśkiem, gdy coś złego zrobiłem i muszę przeprosić. Jestem homofobem, bo nie mogę pojąć, jak może facet z facetem. Jestem przeciwko muzułmanom w Europie. Jestem zazdrośnikiem, który nie może znieść wzroku Greków zawieszonego na mojej dziewczynie. Często jestem oschły i sarkastyczny. Jestem wielkim fanem Star Wars. Lubię czytać kryminały. Ciągle się zastanawiam, jak ludzie mogą ze mną wytrzymać. 
                   Chciałbym...Nie wiem, kim chciałbym być. Jedyne wiem, że chciałbym wreszcie przełamać barierę i być z Catherine, a nie być obok niej. Chciałbym znaleźć kogoś, kto by mi w tym pomógł. Chciałbym zasługiwać na Cat i nie doprowadzać jej do płaczu przy każdym otwarciu buzi. Chciałbym być jak każdy inny facet, który chce spędzić całe życie z jedną kobietą. Chciałbym być inny, niż teraz jestem. Czasem chciałbym zacząć wszystko od nowa, lub nawet skończyć to wszystko.

41 komentarzy:

  1. [Myślisz czy zaczynasz? <3]

    Cathie

    OdpowiedzUsuń
  2. [Serdecznie witam na blogu i już mysle nad czymś, mają sie znać czy nie?]

    OdpowiedzUsuń
  3. [No to może kiedyś przyjechał do warsztatu, zdziwił się,że tam baba. Zagadał i tak zaczęłą się ich znajomość. I można zrobić tak, że się zaprzyjaźnili, takie wiesz kumplowanie się i droczenie. Mogą się wygadać, razem zapalić i zadzwonić kiedy jest im nudno...]

    OdpowiedzUsuń
  4. [To wybieraj:
    1. Catherine budzi się jak zwykle nieco wcześniej niż Q i idzie zrobić im śniadanko, ale się okazuje, że jest pusto w szafkach, więc trzeba sie przelecieć do stoiska za rogiem — narzuca w takim razie coś na siebie i leci, żeby zdążyć przed jego pobudką. Ale jej nie wychodzi, bo Walsh wstaje z łóżka, rozgląda się, patrzy i widzi, że nie ma dziewczyny. Mógłby się zmartwić strasznie, że mu ją ukradli albo że jest na niego zła i gdzieś sobie poszła, wiesz, jak takie małe dziecko, taka przytulanka, co ją na chwilę zostawiono samą i teraz nie wie, co ma ze sobą zrobić, zwłaszcza że ledwo się rozbudziła. A potem Collins wraca i widzi, jak stoi na środku korytarza i wpatruje się w nią jak wół w malowane wrota. Urocze by to było w sumie.
    2. Q. i C. pałętają się po mieście, bo doszli do wniosku, że ostatnio mało wychodzą, czy coś. Tak czy inaczej, w połowie drogi C. zachciało się pić, ale nie ma gdzie czegokolwiek nawet jak kupić, no bo sjesta, więc dziewczyna smuta, a chłopak myśli, co może w tej sprawie zrobić.
    3. Q. mógłby przyprowadzić do domu jakiegoś kolegę, najlepiej nie rodowitego Greka, którego poznałby z C., a potem poszedł szybko coś załatwić, bo ktoś go zawołał. W tym czasie chłopak mógłby się za bardzo spoufalić z C., o czym zresztą by mu zaraz delikatnie dała znać, jak tylko by wrócił, a on... a on byłby zły, wiadomo.

    Więcej pomysłów nie mam, ale jak żaden Ci nie pasuje, to mogę jeszcze wysilić mózgownicę. :'D]

    C.

    OdpowiedzUsuń
  5. [To ja też ładnie się przywitam i zaproponuje może jakiś wątek jeśli miałabyś ochotę ;)]

    OdpowiedzUsuń
  6. Faktycznie, ich związek niemal od samego początku tak wyglądał. Najpierw było fajnie, później była jakaś mała sprzeczka, strojenie fochów ze strony dziewczyny, przeprosiny chłopaka, a potem znowu było fajnie, z tym tylko, że za niedługi czas czekała ich kolejna mała kłótnia, która jednak skutkowała wielkim obrażeniem panny Collins. I to jeszcze takim z przytupem, na amen (w sensie, póki Quentin nie wyda jej się na tyle uroczy prz swych staraniach, że powie okej, już w porządku). Równocześnie dobrze im było ze sobą, a po tych sześciu latach spędzonych razem i tylko razem, to chyba nie widzieli już takiej opcji, żeby nagle się rozstać, w dodatku z byle powodu. Tak czy inaczej, było im ogólnie ze sobą bardzo słodko, więc trwali w tej relacji i trwali, no bo... no bo tak, bo jakby któreś odeszło, to by drugiemu serduszko złamało. A to by było smutne, a nikt chyba nie lubi smutnych zakończeń, o właśnie.
    To była w pełni normalna kolej rzeczy: Catherine budziła się, zawsze jako pierwsza, szła do kuchni, robiła im jakieś lekkie śniadanko, parzyła herbaty (albo po prostu nalewała wody czy soku do szklanek, bo czasami gorący napój w upalny dzień nie był najlepszym wyborem), a potem z powrotem dreptała do sypialni i sprawdzała, czy Quentin się już obudził. A jeżeli nie, to robiła wszystko, żeby zwlec go z łóżka — co zresztą było miejscami naprawdę strasznie trudne, żeby nie powiedzieć, że niemal niewykonalne. Dzisiaj troszeczkę pokrzyżowały jej plany puste w pełni szafki, ale i tak miała nadzieję, że wróci nim chłopak otworzy oczy.
    Przeliczyła się.
    Kiedy ona stała przy straganie z owocami, rozmawiając z jakąś starszą Greczynką, on akurat rozglądał się z paniką po całym domu, zastanawiając się najwyraźniej, czy dziewczyna robi sobie żarty, czy faktycznie go opuściła. W każdym razie, nim ten zdążył mruknąć pełne wyrzutów zdanie o tym, że przecież nic takiego nie zrobił, ona miała ręce pełne siatek z warzywami, owocami i ogólnie całą resztą zielonego świństwa, bo na diecie właściwej dla Amerykanów czy północnej części Europy zwyczajnie nie dało się tutaj przeżyć.
    Trochę trudno było jej wyciągnąć klucze z tylnej kieszeni, ale dała radę (no bo przecież nie mogła zapukać, skoro była święcie przekonana, że Walsh jeszcze smacznie sobie drzemie, co tu dopiero mówić o jego pełnych paniki przemyśleniach). Jakimś cudem, pomimo rwącego bólu w dłoniach spowodowanego ciężarem malutkich zakupów, udało jej się wycelować w zamek i otworzyć wejście z cichutkim Alleluja. Westchnęła ciężko, poprawiła zsuwające się z palców reklamówki i wsunęła się do środka przez niewielką szparę między framugą a drzwiami. Odstawiła wszystko na podłogę tuz obok, dochodząc do wniosku, że taki spacer z obciążeniem potrafi być naprawdę męczący i dopiero wtedy się rozejrzała. Na środku stał Quentin, z nieco rozdziawioną buzią i z kawałkiem chleba w zaciśniętej dłoni. Patrzył na nią z dziwną miną, którą nie do końca była w stanie rozszyfrować mimo dobrych siedmiu lat znajomości.
    — Już nie śpisz? Miałam nadzieję, że zdążę... — mruknęła, marszcząc brwi i układając z warg podkówkę. Smuteczek. Zawiodła. — Dzień dobry, w każdym razie. Pomożesz mi to wszystko zanieść, skarbie...?

    C.

    OdpowiedzUsuń
  7. [Hmm postać i co bardziej jej zajęcie oryginalne ^^ masz może chęć na jakiś wątek w takim razie? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  8. Cóż, pewnie by tak zrobiła — gdyby nie fakt, że wyszła dosłownie na pięć minut, bo do stoiska miała ledwie kilka metrów. Równie dobrze chłopak mógłby wyjrzeć przez okno w dużym pokoju — zauważyłby ją bezproblemowo, naprawdę. Szkoda, że o tym nie pomyślał, bo teraz było jej smutno, że przez chwilę musiał strasznie panikować. W zasadzie, to gdyby on tak nagle rano zniknął, byłaby po prostu przerażona — on miał o tyle dobrze, że był z niej ranny ptaszek i oczywistym było w większości przypadków, że kiedy on jeszcze spał, ona krzątała się po całym domu; w zasadzie to niepokojącym byłoby chyba, gdyby tak nie było. Tak czy inaczej, przez krótką chwilę, kiedy to chłopaczyna stał taki zmarnowany na środku przedsionka i patrzył na nią z taką... dziwną radością wręcz, ale zaraz potem jej przeszło. Zaraz potem w sensie kiedy się odezwał, żeby nie było wątpliwości.
    Westchnęła ciężko, wywróciła oczami i chwyciła mocno za siatki, podnosząc je z niemałym wysiłkiem. Co jak co, ale chuda budowa ciała jednak nie służyła dźwiganiu ciężarów na dłuższą metę. Doczłapała do kuchni, położyła zakupy na stole i wyminęła Quentina, żeby odsłonić zasłony (no bo on oczywiście na to nie wpadł, a jakże).
    — Naprawdę myślałam, że jeszcze będziesz spać. Wyszłam tylko na pięć minut, rozumiesz. Gdybym poszła nieco dalej, na pewno bym ci coś zostawiła — mruknęła i zaczęła wypakowywać jedzenie. Ziewnęła w pewnym momencie przeciągle, zasłaniając usta dłonią; mimo tego, że zawsze kładła sie późno i budziła się wcześnie, mimo tego, że już zdążyła się już przyzwyczaić, mimo tego, że było to normą, czasem jednak była z tego powodu zwyczajnie zmęczona, zwłaszcza że grecki klimat i podejście do odpoczynku też swoje robiło. Czuła się po prostu dość dziwnie w tym otoczeniu, bo nawet sjesty sobie zwykle nie urządzała. — Nie pal w domu, wyjdź na balkon — rzuciła jeszcze, zauważając kątem oka jak wyciąga papierosa. Kiedyś próbowała sprawić, żeby rzucił, ale brakowało jej zdecydowania, więc w danym momencie mogła prosić jedynie o tyle, chociaż czasem serce jej się krajało na ten widok. — Zresztą, nikt by mnie raczej nie ukradł. Nie byłoby ze mnie przecież żadnego pożytku.

    C.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Ten drugi komentarz nie miał być do ciebie, przepraszam już sama nie ogarniam może czas, żebym położyła się spać xD Hmm a co do powiązania to niestety nie widzę nic co mają wspólnego czy coś oprócz popalania co jakiś czas heh ale zawsze można coś wymyślić ;) Można powiedzieć, że bar w którym pracuje Lari jest częścią jakiejś restauracji co znajduje się dalej na plaży czy coś no i spotkali się kiedyś na ognisku dla personelu czy coś takie? ;p Sorry nic więcej mi do głowy nie wpadło xD]

    OdpowiedzUsuń
  10. I dobrze, że tego nie skomentował, bo pewnie by się na niego poirytowała i cały ładny dzień poszedłby gdzieś, zwłaszcza że od wejścia do domu już trochę popsuł jej humor (to kobieta, nie próbuj jej rozumieć, ona może wszystko). W zasadzie, to Catherine sprzed kilku lat nie wyobrażałaby sobie tak wczesnego wstawania — z tym tylko, że przez cały ten czas, który spędziła z chłopakiem, jej nawyki powoli się zmieniały, aż w końcu doszła do punktu, w którym była teraz, kiedy to nagminnie budziła sie o porze co najmniej barbarzyńskiej. Po prostu zmieniło się jej myślenie, jej nastawienie do niektórych rzeczy, to wszystko. Ludzie się zmieniają — może nie diametralnie, ale jednak nadal, choćby i troszkę, a ona mogła być tego żywym przykładem.
    — Nie przesadzam — mruknęła tylko cicho pod nosem, układając owoce w dużej, żółtej misce zawsze stojącej na środku stołu. Potem westchnęła i schyliła się, żeby odłożyć puste siatki do szafki, no bo zawsze mogą się przecież przydać. Jeżeli miałaby być w pełni szczera, to faktycznie nie czuła się wielce potrzebna. Wychodziła z założenia, że chociaż Quentin nadal niezmiennie był dla niej wszystkim, że chociaż mogłaby zrobić dla niego wszystko wbrew wszelkim pozorom, on tak naprawdę wytrzymuje z nią jedynie z powodu przywiązania. Równocześnie jednak nie chciała poruszać nigdy tego tematu, powiedzieć mu jak jest, zupełnie jakby bała się, że jej obawy się potwierdzą. Wolała tulić się do niego w nocy i spacerować za dnia za rączkę po mieście, uśmiechać się i rozmawiać, nawet jeżeli trochę bolało ją to, jak chłopak wyraża swoje uczucia (lub też jak wcale tego nie robi).
    Kiedy przyciągnął ją do siebie, odruchowo ułożyła dłonie na jego klatce piersiowej. Uśmiechnęła się blado, kącikiem ust, i wzruszyła ramionami.
    — Nie mam pojęcia — oznajmiła i pokręciła lekko głową.

    C.

    OdpowiedzUsuń
  11. W rodzinie dziewczyny również nie było tej przesadnej czułości, ale jednak niektóre gesty się pojawiały. Na ogół nie było raczej państwa Collins, a pani Collins i pan Collins, ale to dlatego, że ich dziecko wiecznie było obok, a oni wychodzili z założenia, że coś więcej niż samo trzymanie się za ręce, opcjonalnie całus w policzek, mogłoby zostać niekoniecznie dobrze odebrane. W ich związku nawet tego czasem zabrakło i to chyba najbardziej ją bolało. Quentin rzadko kiedy wychodził z inicjatywą jako-taką; rzadko kiedy sam ją przytulał, chyba że podczas snu, rzadko kiedy mówił jej, co do niej czuje, rzadko kiedy nawet zdobywał się na to, żeby podejść do niej od tak po prostu i ucałować w czubek głowy czy czoło (to znaczy, ostatnimi czasy niby coraz częściej, ale to dlatego, że na przeprosiny, więc to się nie liczy, oczywiście). Jeżeli już mowa o całusie na dzień doby albo dobranoc, to raczej on był nimi obdarowywany, nie ona, to samo z tymi dwoma pięknymi słowami, których tak bardzo jej brakowało. Szkoda, że jednak nie miała odwagi mu o tym powiedzieć — niby wiedziała, że mu na niej zależy, że być może postarałby się jeszcze bardziej, ale jednak głupie obawy były z nią przez cały czas.
    Nie odpowiedziała. Przymknęła oczy, czując jak zaczynają łzawić, ułożyła głowę na jego ramieniu, ustami musnęła jego obojczyk i objęła go, przez cały czas milcząc. Nie chciała słyszeć, że jest tylko potrzebna i tylko użytkowa, bo brzmiało to trochę przedmiotowo. Wolała jeszcze raz upewnić się, czy chłopak ją kocha; miała nadzieję, że się domyśli, bo przecież znali się wiele lat i nieraz, wbrew wszystkim pozorom, rozumieli się bez słów, ale jednak się zawiodła. Trudno, przynajmniej był blisko niej, a ona mogła się cieszyć jego dotykiem.

    [Dobrze jest, to ja cisnę... takim czymś, no.]

    C.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ogólnie, to uczucia dziewczyny nieco ze sobą kolidowały — narzekała w głębi siebie na brak jego bliskości, ale równocześnie piekielnie bała się, że kiedy mu o tym powie, być może będzie na nią zły. Czasem trudno było jej zrozumieć chłopaka, podobnie jak jemu ją, więc wolała zabezpieczyć się na wszystkie możliwości, mimo długiej, bo niemal siedmioletniej, znajomości. Co więcej, gdyby Quentin odszedł nagle, nawet kierowany chęcią oddania jej wolności, chęcią możliwości bycia z kimś lepszym, złamałby jej serce. Kochała go nadal, równie mocno jeżeli nie jeszcze bardziej, pomimo wszystkich kłótni i cichych dni. To nie było tylko przywiązanie, chociaż pewnie trudno w to uwierzyć. Jeżeli pewnego dnia zostałaby kompletnie sama w domu, od rana do wieczora, pewnie byłaby przerażona i rozkojarzona, nie potrafiłaby się odnaleźć — z nocą pewnie byłoby jeszcze gorzej, bo coraz częściej, gdy nocowała przykładowo u koleżanki, zauważała, jak bardzo brakuje jej jego ciepła tuż obok, kiedy zasypia i kiedy się budzi, nawet jeżeli nie są przytuleni i nawet jeżeli leżą na dwóch krańcach łóżka z powodu sprzeczki, która miała miejsce kilka godzin przedtem.
    Jak dla niej, nie musiał być wcale idealny. Mógł mieć chęci takie jak każdy inny facet. Mógł czasem obejrzeć mecz w telewizji, popijając piwo i nie robiąc poza tym kompletnie nic, mimo tego, że ona krzątałaby się nieustannie po kuchni, próbując przygotować coś do jedzenia. Mógł wychodzić o piętnastej i wracać późną nocą, nawalony w cztery dupy i bredzący od rzeczy. Ważne, żeby w ogóle wracał. Z własnej woli nigdy w życiu by się z nim nie rozstała, nawet jeżeli ich stan miałby być taki jak dzisiaj jeszcze przez długi, długi czas. Mogli się kłócić i mogli się nie zgadzać w naprawdę ogromie różnych spraw, ale nie wyobrażała sobie życia bez niego, nawet jeżeli ranił ją trochę swą aspołecznością i chłodem.
    Wbrew jego woli, nie odezwała się wcale, bo nie miała pojęcia, co mogłaby mu teraz powiedzieć, a jedynie rozpłakała się nagle, niezapowiedzianie, jak małe dziecko — teraz już na całego. Złapała go za rękę i przysunęła do siebie ponownie, aby jeszcze raz go objąć, tym razem dużo mocniej. Oparła czoło ponownie o jego ramię, łkając cichutko.
    — Kocham cię... — więc wcale nie musisz być idealny.

    C.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Witam! Ostatnio jestem pozbawiona wszelkich pomysłów więc poproszę o pomoc, a w zamian mogę zacząć. To wychodzi mi znacznie lepiej w tym momencie :D]

    _Sophie

    OdpowiedzUsuń
  14. Często płakała. Często przy nim, ale jeszcze częściej samej, zwykle zamkniętej w łazience, jeżeli był obecny w domu, albo na środku dużego pokoju, jeżeli akurat wyszedł, coby nie pokrzywdzić jeszcze bardziej jego i tak już wystarczająco zmarnowanej męskiej dumy. Czasami nie potrafiła inaczej, a skoro siedziała cicho, to przynajmniej tego nie chciała sobie odmawiać. Kto wie, co by się z nią działo, gdyby nie to, bo naprawdę coś takiego pomagało, strasznie pomagało. Niby mogło się wydawać, że powody były zupełnymi błahostkami, ale to wszystko odkładało się gdzieś w środku niej i rosło do kolosalnych rozmiarów, kiedy to już zwyczajnie nie potrafiła wytrzymać. Każdy miał jakieś swoje granice, a te jej były naprawdę niskie — bo, jakby na to nie patrzeć, każda kobieta chciała być kochana, wspierana i zrozumiana, a kiedy jej się wydawało, że właśnie tak jest, że chyba się udało, znowu się od niej odsuwał, co było o tyle bardziej krzywdzące, że uprzednio zrobił jej nadzieję. Jakby się uprzeć, to dopiero w sprawach łóżkowych okazywał jej jakąkolwiek czułość (znowu zgrabnie omińmy temat przeprosin), znowu zaczynał się o nią starać. A ona czuła się przez to jeszcze gorzej i gorzej, bo wydawało jej się, że jej ranga zostaje zepchnięta do tej właściwej dla przedmiotu codziennego użytku, który stoi na szafce i po który zawsze można sięgnąć. Zawsze, kiedy akurat komuś się o nim przypomni. Było to dość smutne, zwłaszcza że chłopak czuł zupełnie co innego i raczej (zdecydowanie) nie próbował nawet zrobić z niej jakiejś rzeczy, ale teraz nawet niektóre jego słowa wydawały jej się mieć wydźwięk negatywny, ściśle z nim powiązany. Z drugiej strony, to poniekąd przez jego podejście do niektórych spraw i całą tę cholerną aspołeczność go kochała, tak? Tak?
    Kiedy ją pocałował, przebiegł ją dreszcz. Przyjemny, taki jak lata temu, kiedy to czuła to samo, kiedy ledwie się dotknęli. Czasami zastanawiała się, czy u niego nadal jest to samo, czy jednak już go znudziła, czy ten niemal kompletny brak starań o nią jest wywołany właśnie tym. Ogólnie, to w jej głowie panował jeden wielki chaos; jedna strona mówiła, że oboje wzajemnie strasznie się kochają, ale ona miała najmniejsze prawo głosu, druga ciągle powtarzała, że to ona tak naprawdę musi robić coś źle, trzecia nieustannie narzekała na brak okazywania uczuć ze strony Quentina, a czwarta była dziwna mieszanką całej reszty i przy tym chyba najbardziej ją bolała, bo zdawała się zajmować więcej miejsca, być najbardziej przekonującą.
    Słyszała o tym, że faceci to jedynie zdobywcy (i że mają mięśnie, nie uczucia), często nawet na ten temat żartowała z koleżankami, a po pijaku potrafiła się i skarżyć z tego powodu, ale na trzeźwo nigdy o tym nie myślała w sensie dosłownym, poważnym oraz w pełni racjonalnym. Nie patrzyła na niego przez ten pryzmat, nie brała tego pod uwagę, na siłę doszukiwała się drugiego dna i próbowała sobie wmówić, że to z nią jest coś nie tak (bo w sumie było, ale chyba w znacznie mniejszej mierze).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie. Byli ze sobą prawie siedem lat i przez ten okres czasu usłyszała od niego bezpośrednio, całym zdaniem i bez używania oklepanego, irytującego ją już niezmiernie ja ciebie też, "kocham cię" ledwie kilkanaście razy, kiedy to on był tymi słowami obdarowywany niezmiernie często.
      Chciała teraz mu wprost powiedzieć, że wcale nie, że popłakałaby jeszcze cały dzień i trochę nocy, że nic nie jest okej, że nie pasuje jej to wszystko. Ale widziała, że jednak teraz próbował ją ubłagać, udobruchać. Uśmiechnęła się więc blado, nieszczerze, jakby tylko po to, żeby zaraz znowu powrócić do smutnej miny i opanować chęć ponownego rozszlochania się, w jego opinii, bez powodu. Zagryzła dolną wargę i spuściła wzrok, krzyżując ręce na wysokości piersi, pociągając nosem.
      — Dziś mam, teoretycznie, wolne. Mogłam przyjść rano, ale szefowa stwierdziła, że i tak jest mały ruch, żeby nie powiedzieć że go nie ma, więc dopiero jutro mam przyjść, w dodatku na późniejszą godzinę — oznajmiła, teraz samej wycierając oczy, żeby nie wzbudzić jego podejrzeń i nie pokazać, że znowu oczy jej się zaszkliły.
      On może nienawidził takich momentów, ale ona czuła, że to właśnie one są jej potrzebne, skoro Quentin raczej się nie zmieni i nie zacznie nagle okazywać nieco więcej czułości. Czasem nawet specjalnie, niby perfidnie, prowokowała je, żeby tylko się do niego przytulić, żeby poczuć go obok. Może było to naprawdę nie w porządku jego względem, bo się biedak martwił o nią strasznie, ale, jak już wspomniałam, Catherine naprawdę potrzebowała czegoś takiego raz na jakiś czas.
      Żeby czuć się wreszcie kochaną.

      C.

      [Późno jest, więc pewnie chaos i przeczenie samej sobie, przepraszam.

      PS. Hahaha, faktycznie było późno i nie dokończyłam zdania w samym środku wącisza. Mistrzunio ze mnie. :D]

      Usuń
  15. [Witm :). Co powiesz na takowy wątek (oczywiście jeżeli masz chęci): załóżmy, że Quentin jest w trakcie swojej pracy, czyli sumiennie rozwozi rybki po całej wyspie. I jako, że jest to z pewnością dość nużące po około godzinie może starać się urozmaici sobie jakoś ten czas. A to pojedzie szybciej, a to puści muzykę na cały regulator. Cokolwiek, co go w jakiś sposób rozproszy...
    Aż tu nagle na drogę wychodzi moja Iris. Zaczytana i całkowicie pochłonięte przez lekturę, od której nie odrywa wzroku. I oczywiście przekonana, że nikt nie będzie przejeżdżał daną drogę. Oczywiście Quentin w odpowiednią porę zahamuje i nic się nikomu nie stanie, ale może między nimi wybuchnąć mała kłótnia na słowa. W szczególności, że oboje mogą mieć niezbyt ciekawy humor.
    Co Ty na to?]

    Iris

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Dziękuję. A mogę liczyć na wątek? ]

    Jenny

    OdpowiedzUsuń
  17. [ To może coś takiego. On będzie szybko jechał. A Jenny wpadnie nagle na ulicę. On z ledwością zdąży wyhamować. Jednak delikatnie ją stuknie. Ona upadnie na tyłek i skręci kostkę i dalej zobaczymy. Może być czy dalej myśleć? ]
    Jenny

    OdpowiedzUsuń
  18. [Ehehehehehe, no co, ja lubię dzieciate :d Wątek dam, ale pomysłu nie mam, bo kac c:]
    Aimee

    OdpowiedzUsuń
  19. [Tak bardzo chamsko, każo mi myśleć ;_; co się z tym światem dzieje xD To niech se ryby do niej przywiezie, czy coś tam coś tam, może też wszamać u Aimee chleb z oliwą z oliwek (bez zabijania mi jej, no) wait, myślę intensywniej, choć nijak mi to wychodzi, ale MYŚLĘ. Nie, nie wychodzi. Soł sed :C]
    Aimee

    OdpowiedzUsuń
  20. Jej zdaniem tych kryzysów i tak było już wystarczająco wiele, że kolejny nie zrobiłby na nich naprawdę wielkiego wrażenia — albo w każdym razie nie zmusił do rozstania się, bo przecież razem mogli zmierzyć się chyba z każdym problemem tego typu, nie zważając na wszystkie ich kłótnie i różnice w rozumowaniu. Być może przeprowadzka do Grecji faktycznie jakoś na nich działała, być może przez nią też coś się między nimi psuło, ale i tak największa wina leżała po ich stronach; ona nic nie mówiła, więc pewnie nie mógł się domyślić, o co jej chodziło, w końcu to kobieta, a on... on był jaki był. On nie okazywał jej czułości, nawet jeżeli faktycznie się starał. Ciąganie po psychologach pewnie pogorszyłoby tylko sprawę, bo byłoby to równoznaczne z brakiem umiejętności porozmawiania w cztery oczy na tak istotny temat, co byłoby tylko gwoździem do trumny. Jej zdaniem to właśnie tego im brakowało i póki co była na etapie przekonywania sie do tego, by wreszcie poruszyć ten temat.
    Uśmiechnęła się wreszcie, tym razem szczerze i dość szeroko, kiedy zaczął mówić. W takich momentach czuła się dobrze — byli teraz blisko siebie, on przesuwał dłońmi po jej ciele, ona miała tę świadomość, że w każdej chwili może go przytulić, że jej nigdzie nie ucieknie, że jest tu tylko dla niej, że nie będzie się wykręcać od pocałunku czy innych czułości. Dobrze jednak, że takie chwile też miały miejsce, bo pewnie dawno już by się załamała.
    Musnęła jego usta i zarzuciła mu ręce na szyję, spoglądając w oczy.
    — Dobrze — skinęła lekko głową, dochodząc do wniosku, że teraz, przynajmniej póki co, nie ma do tego nawet najmniejszych powodów. — Możemy wyjść, ale wątpię, żebyś chciał wysłuchiwać mojego marudzenia, bo przypieka jeszcze bardziej niż zwykle. Jak zostaniemy w domu, to przynajmniej będzie chłodno, ale oglądanie filmu to niezbyt ciekawa alternatywa — podsumowała, wzruszając nieco spieczonymi już ramionami. — Nie mam pojęcia, co chciałabym dzisiaj robić. Serio.

    C.

    OdpowiedzUsuń
  21. Właśnie. Mężczyźni nie mają uczuć, oni mają mięśnie.
    Z Catherine było gorzej, dużo gorzej. Catherine była kobietą, a te w obsłudze bynajmniej proste nie były. O nie trzeba było dbać, je trzeba było pielęgnować, o nie trzeba było zabiegać. Inaczej były nieszczęśliwe, czuły się niepotrzebne. Rzadko mówiły też cokolwiek wprost, bo niektóre słowa trudno przechodziły im przez gardło, podobnie jak facetom, ale bywało też tak, że wychodziły z założenia, wedle którego ich ukochany powinien znać je na tyle dobrze, że będzie wiedzieć o co tym razem chodzi. Że będzie wiedzieć, że każde nieważne to tak naprawdę to bardzo ważne, ale nie chcę cię martwić, a nic takiego nie zrobiłeś to znowu to spieprzyłeś, więc znowu musisz ponieść konsekwencje.
    Było dobrze przez te kilka chwil, kiedy był blisko i kiedy do niej mówił. Potem ona musiała odpowiedzieć, a jego późniejsze słowa już nie za bardzo jej się spodobały. To znaczy, słowa jak słowa, uśmiechała się na początku, dobrze wiedząc że mówi prawdę (no dobra, prawie prawdę, bo w międzyczasie z udawanym oburzeniem, żartobliwie, dorzuciła ja wcale tak nie mówię!), ale kiedy jego ton się zmienił, kiedy stał się szorstki i nieprzyjemny, usta powróciły do niemal idealnie prostej linii. Westchnęła cichutko, odwracając od niego wzrok i zsuwając dłonie z jego karku.
    — Tak. To chyba dobry pomysł — mruknęła mało entuzjastycznie i schyliła się nieco, aby przejść pod ręką chłopaka i skierować się w stronę stołu. — Chcesz na śniadanie owoce czy kanapki? — zapytała lekko drżącym głosem.
    Nienawidziła tego, co działo się z nią, kiedy tylko Quentin wykonał jakiś zły ruch. Wiedziała przecież, że nigdy niemal nie było to zamierzane, że tak naprawdę się starał, ale jednak nadal była na niego trochę zła, nadal drżała z emocji, nadal chciało jej się płakać. To pewnie przez to, że ciągle trzymam to w sobie.

    C.

    OdpowiedzUsuń
  22. [ Mmm jaki fajny pan *.* Wszystko pięknie, ładnie, ale ta dziewczyna to już mi się nie podoba ;p
    Jakby nagle wstąpiło w Ciebie natchnienie i jakiś pomysł na wątek z Kirą, zapraszam ;D]
    Kira

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie odeszła w zasadzie dlatego, że była na niego strasznie zła. Po prostu bała się, że kiedy jeszcze raz odezwie się do niej w ten sposób, ona znowu rozpłacze się jak małe dziecko, znowu go raniąc. Wolała po prostu tego uniknąć, a że wyglądało to jak wyglądało, zwłaszcza w połączeniu z jej drżącym głosem, to już inna sprawa.
    Ogólnie, to Catherine miała w głowie ścisłą listę tego, czego nie lubi. Na samiusieńkim początku był krzyk, zaraz po nim brak czułości, gdzieś w środku kłótnie szeroko pojęte, nieco niżej małe sprzeczki o byle głupotę, na samym końcu nieszczerość, bo ta zdarzała się najrzadziej. Tak czy inaczej, nie chciała być teraz hipokrytką, więc odwróciła się od stołu, tak żeby go widzieć, i zagryzła dolną wargę, słuchając jego pytań. Zacisnęła lekko chude palce na zwiewnym materiale swojej koszulki i westchnęła cicho, zastanawiając się, jak teraz ubrać to wszystko w słowa, żeby mówić na tyle prosto, żeby to do niego dotarło (nie obrażając jego inteligencji — był facetem, a chociaż ona nie zawsze, to jest prawie nigdy w sumie, pomimo wszelkich starań, była dla niego wyrozumiała w tej sprawie, to jednak pamiętała, że w związku z tym nie ma aż tak dobrej intuicji i nie jest w stanie wiecznie się wszystkiego domyślać).
    — Nie do końca o to chodzi — zaczęła, wbijając w niego wzrok, miętoląc w dłoniach bluzkę i dochodząc do wniosku, że jeżeli teraz mu tego wszystkiego nie wyzna, jeżeli nie zrzuci tego ciężaru, to kolejna taka okazja się nie trafi, a oni znowu będą przechodzić ciche dni. — Ja wiem, że ty nigdy nie byłeś wylewny, ale zwyczajnie tego nie czuję. To znaczy, mówisz mi niby, że mnie kochasz, fakt, ale nie pamiętam, żebyś ostatnio powiedział to wprost. Rzadko mnie przytulasz, szczerze mówiąc, rzadko sam od siebie całujesz. Czasem krzyczysz bez powodu albo jesteś dla mnie po prostu oschły czy szorstki — mruknęła spuszczając spojrzenie na kafelki i przełknęła ślinę. — Rozumiem, że się starasz i że to dla ciebie i tak już wystarczając trudne, ale... to boli. To wszystko. Błahostka, prawda? — podsumowała, odpychając się od krawędzi blatu i krzyżując ręce na piersiach.
    Planowała powiedzieć to nieco inaczej, ale wyszło jak wyszło. Mogła się spodziewać, że prędzej czy później zapyta, że będzie od niej oczekiwał szczerości, ale jednak nie przewidziała, że akurat w tym momencie, kiedy cała była roztrzęsiona z powodu kumulacji wszystkich negatywnych emocji, kiedy nadal chciało jej się płakać, mogłoby się w dodatku zdawać że przez głupią rzecz, chociaż kilka minut temu miała okazję zmoczyć łzami ramię Quentina, jakkolwiek poetycko i głupio to nie brzmi.

    C.

    OdpowiedzUsuń
  24. [ Kira nie lubi włazić buciorami w czyjeś związki, ale nie wiedząc o nich... czemu nie.
    Więc można założyć, że po raz kolejny mijała go na targu, na wyspie, gdzie ten dowozi ryby. Ta często tam przesiaduje, bo miejsce to tętni życiem, a ona lubi sobie siąść gdzieś w kącie i bezceremonialnie uwieczniać ludzi to na zdjęciu to na kartce papieru i kiedy po raz kolejny spotyka Q, wymieniając spojrzenia ta zaczyna go rysować i... nie wiem.
    Żeby można zacząć kokietować, trzeba ich pierwsze poznać ;p Zaczniesz, bardzoo proszę...]

    kira

    OdpowiedzUsuń
  25. Z kolei w większości rozważne podejście Quentina do ogółu już nie raz przez te ponad sześć lat ratowało jej biedny tyłek. Ona sama niewiele mogła, zwłaszcza że przez dość naiwne spojrzenie na wszystko już kilka razy miała okazję zawieść się na ludziach dookoła. On przynajmniej uprzedzał ją czasem przed tym, więc gdy już się stało, nie mogła za bardzo narzekać. Z drugiej strony, to te przytulanie się i kochanie wszystkich to nieco wyolbrzymione stwierdzenie. Ona sama wychodziła po prostu z założenia, że jeżeli jest z kimś w związku i stale okazuje drugiej osobie uczucia, nieprzerwanie długo i chyba dość dosadnie, to fajnie by w sumie było, gdyby ten ktoś też czasem sam od siebie coś zrobił.
    Właśnie dlatego poniekąd Catherine wstrzymywała się z tym ciągle — wiedziała, jak bardzo jej słowa mogą (bądź co bądź) go zranić, więc starała się dać mu to do zrozumienia na wiele innych sposobów. Ale faktycznie, jakby na to nie patrzeć, nie był on raczej jasnowidzem. W sumie to żaden facet nie był, więc nawet zła o to być nie mogła.
    — Właśnie dlatego — mruknęła do niego i spojrzała w jego kierunku przelotnie, żeby sprawdzić jaką ma minę. — Znamy się tak długo, a ja pojęcia nie miałam, jak na to zareagujesz. Wiem, że pewnie jesteś zły, że ci nie powiedziałam, przepraszam, ale widzę, że trudno ci być czułym, a takie wytkanie ci wszystkiego raczej najmilsze nie jest. Chciałam poczekać, może sam byś zauważył, a wtedy zrobił coś od siebie. — Westchnęła i zamknęła oczy, spuszczając głowę.

    C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jego następna wypowiedź zabolała ją jeszcze bardziej niż cała reszta. Catherine poczuła się, jakby kompletnie w nich nie wierzył, jakby dał sobie spokój z miejsca i olał wszelkie jej potrzeby, w ogóle ją olał, co było przecież równe z rozstaniem. Westchnęła głęboko, po raz kolejny w przeciągu ostatniej niecałej godziny, i podrapała się po szyi. Pewnie znał ten gest — zawsze, kiedy się stresowała czy denerwowała, sięgała dłonią właśnie w tamto miejsce (dodatkowo dolna warga jeszcze zaczynała jej drżeć, ale zakrywała akurat twarz włosami, więc tego dostrzec, raczej, nie mógł).
      — Jeżeli faktycznie masz do tego takie podejście, to faktycznie może być z nami krucho — mruknęła w odpowiedzi. Rozumiała, że potrzebowali rozmowy, ale jednak miała nadzieję, że chłopak równocześnie wie, jak trudno jej czasami cokolwiek wydusić, zwłaszcza jeżeli chodziło o tak istotne i krzywdzące równocześnie dla ich obojga elementy.

      Usuń
  26. [Bardzo mi to pasuje, szczególnie z tą burdą w barze idealnie <3[

    OdpowiedzUsuń
  27. Sama Catherine o tego typu rzeczach myślała być może od jakiegoś roku. To znaczy, rozważała je od dłuższego czasu, ale nie nagminnie i nie z powodu przechodzenia tuż obok jakiejś młodej kobiety z wózkiem. Czasem zastanawiała się w sumie, czy Quentin kiedyś się jej oświadczy, czy wreszcie będzie w ich związku spokojnie, czy zdecydują się na dziecko w najbliższym czasie. Kiedy była mała, marzył jej się mały, biały domek na przedmieściach, kochający mąż i przynajmniej dwójka dzieci — a jej plany, wedle nadziei wówczas sześcioletniej Collins, spełnić się miały za góra trzy lata, no bo potem to już będzie stara i spróchniała. W chwili obecnej zajmowała się raczej bezowocnymi próbami uspokojenia ich relacji, a nie przedłużaniem rodu, więc chyba nie wyglądało to najlepiej, jeśli chodziło o realizację swoich oczekiwać, kiedy przypominała sobie, co mówiła ponad piętnaście lat temu.
    — Faktycznie, to mogło tak zabrzmieć przepraszam — odpowiedziała, zagarniając włosy za ucho. Nie uważała wcale, że to tylko jedna wina, bądź co bądź nie mógł się domyślać w nieskończoność, a ona mogła powiedzieć mu o tym już dawno. Pewnie teraz staliby w zupełnie inny miejscu, w zupełnie innej sytuacji, z zupełnie innym podejściem. Ale nie powiedziała.
    Wbiła w niego wzrok, kręcąc głową.
    — Nie, Quentin. Nie boję się ciebie, tylko tego, że znowu palnę jakąś głupotę i zaczniemy się kłócić — wyjaśniła i uśmiechnęła się lekko, w pełni niewesoło, jedynie prawym kącikiem ust. Ale i tak, jakby nie patrzeć, właśnie się kłócimy.

    C.

    OdpowiedzUsuń
  28. Kolejny dzień spędziła w pracy. Było naprawdę przyjemnie, lubiła tą prace no i w pracy mogła liczyć na klimatyzację. Lubiła ciepło, bo wolała siedzieć w krótkim rękawku i krótkich spodenkach, niż w grubej puchowej kurtce i tonie swetrów która ogranicza bardzo mocno jakiekolwiek ruchy. Prace też lubiła, to co potrafiła i dobrze zarabiała, starczało jej na mieszkanie, na ubrania, jedzenie, niczego jej nie brakowało i to chyba jest najważniejsze. Siedziałą więc sobie dziś po pracy w swoim małym ale własnym mieszkanku. W bieliźnie, bo było jej ciepło, nie spodziewała się gości więc nie widziała, zadnych przeciw by jednak ubrać coś bardziej zakrywającego ciało, i tak przecież nikt jej nie widział, prawda? Więc co się będzie ograniczać. Rzucał w dobre okno, bo mimo jasnych zasłon było widać blade światło komputera. Siedziała i właśnie grała w jakąś z gierek. Bardzo lubiłą tak wieczorami do późnej nocy, a może do wczesnego ranka pograć sobie w gre. Pozabijać zombe, ludzi czy wyknać jakąś misje.Lubiła naprawdę sporo gier. Przy tym popijała sobie piwko. Normalnie jak facet! Tylko w cycniku. Usłyszała nagle stu o okno i wystraszyła się, mieszkała na 2 piętrze. Kto więc może się tak zabawiać? Wstała i włączyła pauze w grze. Wychyliła się przez okno, zapominając o swoim stroju i pokręciła głową widząc go. Uśmiechnęła się lekko.
    -Chcesz wejść? Czy idziemy na miasto?- zapytała od razu, nawet nie pytała o powód, nie był jej potrzebny.

    OdpowiedzUsuń
  29. [ Wątek bardzo ale to bardzo chętnie. I nawet mogę zacząć tylko byłoby mi miło gdym dostała jakieś propozycje powiązania, o !]

    Cora

    OdpowiedzUsuń
  30. [A z czym teraz tak konkretnie startujemy, bo się pogubiłam? O:]

    OdpowiedzUsuń
  31. No ładnie, nawet nei zwróciła uwagi na to jak ślicznie została ubrana, a raczej, że pewnej części garderoby, to jej najzwyczajniej w świecie brakuje. Wiedziała, że Q ma dziewczynę i że się tylko przyjaźnią, ale i tak nie powinna mu świecić cyckami gdzie sie tylko da. Przecież, mogli ją zauważyć, także inni przechodni prawda? No a ładną figurę to ona miała więc nie wypada. Lepiej się ubierać i nie kusić, co nadto przecież te parapety są tak niskie, że jak się odwróci to jeszcze poświeci im tyłeczkiem, zgrabny ale co z tego! Skinęła głową na jego propozycje i dopiero teraz spostrzegła brak ubioru. -Zaraz zejde- krzyknęła cicho i odsunęła się szybko od okrna, ubrała się i wyszła z domu zamykając go szczelnie. Spojrzała na chłopakai uśmiechnęła się szeroko.
    -Upić? Dobra propozycja- przyznała mu i przytuliłą go na powitanie jak to maiała w zwyczaju robić- Co jest?

    OdpowiedzUsuń
  32. Cały wczorajszy dzień spędziła w domu. Jako, ze nienawidzi siedzieć bezczynnie dokończyła malowanie swojej sypiali, posprzątała całe mieszkanie, nie dość, że posegregowała swoje pracę to jeszcze napisała długi mail do staruszka siedzącego we Francji. Kiedy słońce na nowo wstało z ulgą uciekła na spacer, bojąc się, że lada moment cztery ściany jej domu ją zmiażdżą. Pomimo wczesnej pory słońce już dawało się we znaki. Odpuszczając sobie plaże, na której z pewnością roiło się teraz od turystów, ruszyła na targ.
    Mijała kolejne stragany witając się ze wszystkimi. Dobrze ją tu znali, co chwila przesiadywała gdzieś w pobliżu rysując coś zawzięcie, a po za tym większość znała jej dziadków. Niektórzy częstowali ją świeżymy owocami, a inni po prostu dawali jej zimnej wody, na ochłodę, a ta tylko dziękowała z uśmiechem na twarzy. W końcu zajęła swoje ulubione miejsce w kącie, pełnym cienia, pomiędzy dwoma budynkami. Rozsiadła się i wyciągnęła swój szkicownik. Wtedy przed jej oczami stanął dostawca ryb. Nie znała go osobiście, ale wiele razy już go tu widziała i niewiele myśląc, po prostu zaczęła przelewać na papier to co widzi. Jego napięte mięśnie, od wysiłku, które podkreślał przemoczony, od potu szary podkoszulek. Dużo, szorstkie dłonie, zmęczone pracą i twarz, również zroszoną potem.
    Już się oddalał, a ona jeszcze nie skończyła swojej pracy, dlatego też podążała za nim wzrokiem. Kiedy ponownie nachyliła się nad pracą nie wróciłą uwagi na to, że on się zatrzymał, dopiero gdy usłyszała jego głos, podniosła wzrok.
    - Jak inaczej narysować coś prawdziwego?- zapytała, automatycznie, zasłaniając szkicownik.- Wybacz, jeśli Cię uraziłam. Tutaj niejako z tego jestem znana, że bezwstydnie rysuje co widzę- powiedziała i wzruszyła lekko ramionami. Musiał być niewiele starszy od niej. Nie wyglądał też na rodowitego Greka. Za to miał coś w sobie, co teraz z bliska, jeszcze bardziej zaintrygowało Kirę.

    Kira

    OdpowiedzUsuń
  33. Ogólnie, to można powiedzieć, że po całej tej ich rozmowie, coś jednak się zmieniło. Nieznacznie, to fakt, może nawet ledwo widocznie dla kogoś z zewnątrz, ale Catherine jednak strasznie uszczęśliwiły jego wyraźne starania, więc nawet jeżeli nadal nie robił za wiele, w pełni doceniała chęci Quentina. Może nadal miała zastrzeżenia, całkiem spore zresztą, ale teraz wierzyła w to, że może o nich łatwo i szynko zapomnieć, jeżeli tylko będą unikać kolejnej kłótni. Po prostu było dobrze.
    Aktualnie jej dobre samopoczucie wzmagał jeszcze fakt, że na zewnątrz zrobiło się chłodniej — wprawdzie było to niczym w porównaniu nawet do nowoorleańskiej wiosny, ale jednak spadek temperatury był odczuwalny dla stałych mieszkańców, nawet jeżeli było to tylko kilka stopni. Tak czy inaczej, ten fakt zachęcił ich dójkę do urządzenia sobie kąpieli — nie jakiejś strasznie romantycznej, ze świecami i tak dalej. Od tak po prostu, zwyczajnej, normalniej, ale równocześnie nawet dość uroczej.
    Siedziała sobie w wodzie zanurzona po swe cudne, wystające obojczyki (które zresztą były jedną z, jej zdaniem, najlepszych części jej ciała), i cieszyła się ustami mężczyzny raz na jakiś czas muskającymi jej szyję. Ogólnie było cudnie, miło, słodko i czule, więc nie było na co narzekać. Oparła tył głowy o jego ramię i przechyliła ją lekko, tak aby spojrzeć w stronę podłogi. Zamrugała parę razy, nadal z błogim uśmiechem na ustach, ale niedługą chwilę potem wyrwała się Quentinowi z rąk z dzikim piskiem i usunęła się w jak najdalszy kąt (czyli w sumie ledwo o krok). Jak dobrze, że nie musiała się przed nim krępować, bo pewnie umarłaby na miejscu (ale buraka i tak spiekła, ciałem od przodu nawet przylegając do chłodnej ściany).
    — O. MÓJ. BOŻE. — Robak wszedł pod pojemnik na brudne ubrania w zastraszająco szybkim tempie, a ona straciła go z zasięgu wzroku, czując obrzydzenie.
    Nienawidziła wszystkiego, co było małe, obślizgłe i zwykle lubiło jej wchodzić pod koszulkę. Serio. Wszystkie pająki, dżdżownice i reszta ohydnych stworzeń wywoływała u niej odruch wymiotny, o czym zresztą Quentin bardzo dobrze wiedział.

    C.

    OdpowiedzUsuń
  34. Na chwilę obecną było to nawet więcej niż chciała. Sam fakt, że się starał, był dla niej bardzo ważny i dopiero teraz potrafiła to dostrzec w zupełności, zwłaszcza że i czułości w ogóle było więcej. Może nieznacznie, ale więcej. Poza tym dobrze zdawała sobie sprawę z jego hamulców, z ich odmiennego myślenia, więc takie drobne gesty naprawdę naprawiały całą tę negatywną atmosferę dookoła nich.
    Nie no, naprawdę, mógł okazać trochę współczucia dla biednej, przerażonej dziewczyny, no! Przecież robak był ohydny, jak tak się przemieszczał z miejsca na miejsce w zastraszającym tempie i w sumie to mógł już sobie teraz razem z nimi w wannie pływać, jeżeli tylko by chciał. Catherine pociągnęła nosem i spojrzała na chłopaka z wyrzutem, czując jak robi jej się gęsia skórka.
    — NIE JESTEM ŻADNA BOIDUPA, W OGÓLE CZEGO TY CHCESZ OD MOJEJ DUPY. Boję się go, bo jest fuj. On się mnie bać nie może, bo ja nie jestem fuj — oświadczyła, niepewnie spoglądając w kierunku kosza na pranie, i przykucnęła w wodzie, przybliżając się do Quentina. — No chyba, że jednak jestem — mruknęła, tym razem w pełni żartobliwie i zamrugała kilka razy, usta wyginając w podkówkę. Chyba nie była. — Nieważne. Tak czy inaczej, na piwo nie idziesz — dodała jeszcze, chowając się nieco bardziej w wodzie, w sensie zakrywając to i owo, i ułożyła głowę na jego ramieniu, lekko się uśmiechając.
    No ale robaka nadal się bała.

    OdpowiedzUsuń
  35. W ogóle kobiety były dziwne, a skoro one były dziwne, to ona też była dziwna. Robactwo było fuj i dlatego większość z nich się go bała — ot, z lęku przed wszystkim, co jest ohydne, brzydkie i obślizgłe. Taki odruch bezwarunkowy, że jak widziała pająka albo inną dżdżownicę, to odskakiwała z piskiem; działało to między innymi na tej samej zasadzie, wedle której Quentin patrzył czasem na tyłki innych dziewcząt, zwłaszcza dziewcząt w bikini, chociaż przecież sam właśnie powiedział, że bardzo lubi jej cztery litery, o właśnie. Albo w każdym razie było bardzo podobne.
    — A jak byś jej nie lubił, to co, tak w sumie, by się stało? — zapytała, tak z nagłej ciekawości, i wbiła wzrok gdzieś w bliżej nieokreśloną przestrzeń pomiędzy drzwiami a kątem pomieszczenia. — Serio. Jak bym miała okropny tyłek, to by to ogólnie tragedia narodowa była, nie uważasz? W ogóle wyobrażasz sobie mnie z brzydkim tyłkiem? To jak ja bez moich super seksownych, wystających obojczyków. Lubisz moje obojczyki?
    Cat raz na jakiś czas dostawała słowotoków od tak po prostu, w większości bezsensownych trochę-bardzo i bez większego sensu. Ale to podobno było urocze i miała nadzieję, że mu nie przeszkadzało. W sumie, to te napady zdarzały się tak często, że gdyby tego nie lubił, pewnie nie wylądowaliby w Grecji i pewnie teraz Collins umawiałaby się z jakim nerdem, a on... w sumie nie wiadomo, co on by robił. W każdym razie byłoby to coś, czego nie miał okazji wykonywać teraz, w ten sposób.
    — Bo nie. Będę cię tu trzymać choćby nie wiem co, no wiesz, tak na amen — oznajmiła z uśmiechem i objęła go mocno, wyraźnie dając mu znak, że serio nie ma zamiaru mu gdziekolwiek teraz odejść (ZWŁASZCZA ŻE TAM BYŁ ROBAK, O FUJ, BLE).

    OdpowiedzUsuń
  36. Camilla była na wyspie już prawie tydzień, jednak dopiero dzisiaj zebrała się na odwagę i wypytawszy wcześniej miejscowego, który znał angielski, o drogę, ruszyła powoli w stronę domu swojego byłego. Quinn zadowolona dreptała sobie obok, rozglądając się z zaciekawieniem na wszystkie strony. Po raz pierwszy była w takim miejscu, nie miały pieniędzy na wakacje. Zresztą, Mila wolałaby siedzieć w domu, byleby jej córeczka była zdrowa i beztroska, jak inne dzieci. Niestety nie było jej to dane, ale lekarze zapewniali Camillę, że przeszczep może całkowicie zakończyć białaczkę, która u Quinn pojawiła się w najmniej niebezpiecznym stopniu.
    Dlatego nie zważając na bolące wspomnienia związane z ojcem dziewczynki, musiała się z nim zobaczyć. Chociaż obiecała, że nigdy o niczym się nie dowie. Na szczęście jego rodzice ją zrozumieli, a może wzruszyły ich łzy i śmiech wnuczki. Nie dbała o to, była gotowa zrobić wszystko dla małej, nawet stanąć twarzą w twarz z Quentinem. Ich rozstanie było burzliwe, związek krótki, ale chłopak naprawdę zajmował ważne miejsce w życiu Mili. Bez niego nie byłaby teraz tą samą osobą, i chociaż chciała go zabić w czasie ciąży, a już szczególnie podczas porodu, teraz wiedziała, że powinna dziękować mu za ich córkę. Podobno ciągle był z Catherine, jednak nie dbała o to.
    Po kilkunastu minutach spaceru zobaczyła na jednym z domków właściwy numer. W tym momencie chciała uciec, wyjechać i już nigdy nie wracać, ale malutka rączka córki zaciskająca się kurczowo na jej palcach skutecznie przywołała ją na ziemię i dodała odwagi. Nie mogła ot tak się poddać i ryzykować zdrowiem małej, nie po to wydała tyle na ten cholerny samolot i hotel. Z nagłym przypływem odwagi podeszła do drzwi i zapukała, mając nadzieję, że nie otworzy jej dziewczyna byłego.
    - Quentin? - zapytała, przyglądając się mężczyźnie.
    W niczym nie przypominał chłopaka sprzed lat, no może tylko oczy miał takie same. Strasznie się zmienił, zmężniał, wydawał się taki niedostępny. Miała cichą nadzieję, że to tylko pozory, że okaże się człowiekiem z sercem i pomoże jej uratować Quinn, o nic więcej go nie zamierzała prosić. Jedna wizyta w szpitalu na badania, potem druga na pobranie szpiku, jeśli okaże się, że może być dawcą. Po tym miała zamiar znowu zniknąć z jego życia, nie był jej do niczego więcej potrzebny. A i mała nie musiała go znać, tyle lat przecież nie miała ojca, że nagle nie zrobi jej to żadnej różnicy.

    Camilla

    OdpowiedzUsuń
  37. No bo faceci mieli odmienne pojęcie estetyki — coś, co dla większości kobiet byłoby po prostu niedopuszczalne, u nich stało na granicy normy i kompletnego zapomnienia czy obojętności. Mało kto też rozumiał, że niektóre lęki (na przykład taka arachnofobia) były wywoływane przez obrzydzenie właśnie. No ale trudno, dało się z tym żyć. Tylko czasem się faceci na nią dziwnie gapili, jak tak uskakiwała szalenie w bok bez większego, ich zdaniem, powodu.
    — Czekaj, mam przez to rozumieć, że nadal byś mnie kochał, gdybym miała brzydki tyłek? — zapytała z udawanym zdziwieniem i wytrzeszczyła oczy. — O Boże. A jakbym w ogóle była brzydka, chociaż w sumie teraz też najpiękniejsza nie jestem, to też byś mnie kochał? — zapytała zaraz, uśmiechając się do niego promiennie i opierając jedną nogę obok jego biodra. — Masz boski tyłek, skarbie. To znaczy, ja mam chyba lepszy, ogólnie baby mają lepsze tyłki, a poza tym dużo bardziej wolę twoją klatę, ale wiesz. No. Wiesz. — Ucałowała go lekko w usta i przesunęła dłońmi z dołu jego pleców aż na ramiona. — Dziwnie by było, gdybyś go nie lubił. Wystające obojczyki są wspaniałe.
    Serio. To było jedną z nielicznych części jej ciała, które naprawdę lubiła. Oprócz tego miała masę kompleksów (dlaczego jestem taka wysoka i niska jednocześnie? fuj, żebra mi widać! co to jest, do cholery, to coś na moich udach?!), ale raczej dało się z tym wszystkim żyć, także problemów większych na ogół nie było. Ale chwalona ze swoje zalety lubiła być. Wiesz, kobiety lubią komplementy.
    — No ej! — Zrobiła buntowniczą minę i odsunęła się trochę, palcami zjeżdżając aż na jego podbrzusze. — Ja cię tak ładnie proszę, żebyś został, a ty chcesz mnie zostawić na rzecz piwa? No wiesz? — udała oburzenie, w rzeczywistości nieco rozbawiona całą sytuacją z robakiem, i wyjątkowo gryząc się w język, coby nie powiedzieć nagle czegoś w guście "w takim razie seksu nie będzie, hahaha!". Wiadomo.

    OdpowiedzUsuń
  38. No niby tak, ale jednak opinia jej koleżanek i ekspertów z całego świata troszkę przytłaczała jego zdanie. Faktycznie, strasznie ją cieszył fakt, że jej ciało najwyraźniej nadal mu się podobało, zarówno pomimo niektórych niedoskonałości, jak i tego, że znał je już chyba naprawdę bardzo dobrze, ale... ale jednak jakaś niepewność była zawsze, zwłaszcza w stosunku do tych części, których nigdy ani nie pochwalił, ani nijak nie skomentował.
    — Fuj, Baba Jaga to mi się akurat po nocach śniła, więc w pełni rozumiem te pięć metrów. Ale co, gdybym miała na przykład... krzywy zgryz? I byłabym płaska? I gruba albo chuda jak wieszak? I musiałabym nosić okulary? Miałabym biodra jak facet, skrajnie masywne łydki, a moje obojczyki by tak nie wystawały? Boże, kim ja bym w ogóle była bez moich obojczyków? — Serio, zastanawiała się nad tym. Głównie w żartach, co wyraźnie było słychać w jej tonie, ale jednak zawsze. Catherine bez swoich wystających obojczyków byłaby trochę jak Super Man bez majtek na rajstopach albo Thor bez młotka, taka... wybrakowana by była. Wprawdzie nie byłoby to aż tak dołujące i ogólnie złe, okropne, okrutne(...) jak posiadanie sflaczałego tyłka, no ale. Obojczyki, kumasz? Obojczyki. Jej własne, osobiste, boskie obojczyki, największa duma zaraz po cyckach (nad cyckami?).
    — O twojej klacie? No w sumie to mniej więcej tyle, że praca siłowa dobrze ci robi. I że ją lubię, bardzo-bardzo, w ogóle większość kobiet lubi mięśnie, więc to chyba tendencyjne. Ale więcej ci nie powiem, bo ty mi też dużo nie mówisz. — Tutaj mniej więcej pokazała mu język i oderwała się od niego, widząc jak przesuwa kosz na pranie. Odepchnęła się nogą od powierzchni tuż obok jego biodra i oparła się o wannę plecami po drugiej stronie. Wprawdzie wiele ich nie dzieliło, bo największa to ona nie była zdecydowanie, ale jednak dystans między nimi był na tyle duży, że musiałby wyciągnąć rękę na całą jej długość i pochylić się nieco, gdyby chciał złapać ją za ramię.
    — A co, gdybym zagroziła ci brakiem seksu przez miesiąc czy dwa w takim układzie, co? I jeszcze dodałabym do tego to, że nie karmiłabym cię wcale i sam musiałbyś sobie gotować? — zapytała ze śmiechem, opierając podbródek na zaciśniętej dłoni. Serio była ciekawa, jakby to wyglądało, co jednak wcale nie było równoznaczne z chęcią swoistego uprzykrzenia mu życia w ten sposób.

    OdpowiedzUsuń
  39. Ona to właśnie lubiła jego krzywy nos i zdaje się, że lubiła też jego historię, chociaż nie była ani jej członkiem, ani obserwatorem. Jakoś tak wyszło, że chociaż on najwyraźniej co najmniej za nim nie przepadał, ona nie widziała nic przeciwko, żeby nie powiedzieć więcej. No wiesz, dodawało mu to takiej typowo męskiej otoczki, czy coś takiego (w sensie fakt, że się pobił z kimś kiedyś i został mu po tym ślad, a nie krzywy nos sam przez się, żeby nie było).
    — Osobiście sądzę, że facet w okularach wygląda lepiej niż kobieta, ale to może dlatego, że heteroseksualna jestem. Czekaj, jestem chuda? Ale taka chuda-chuda, czy chuda w granicach jakiejś tam normy, czy czegoś takiego? Bo ja nie chcę być chuda-chuda, bycie chudą-chudą jest fuj, potem same takie bezcycyne wieszaki po miastach chodzą, brr. No ale faktycznie, obojczyki ważna rzecz. To fajnie, że mnie rozumiesz, kochanie. Musimy zacząć kontrolować moją dietę, żeby nigdy nie wzięły i nie zniknęły czasami, bo stracę wszystko co we mnie cenne — tutaj westchnęła, ciężko i teatralnie, z wyraźnie udawanym wyrzutem. No bo serio, jak można nie lubić wystających obojczyków?! No. Bulwers taki i w ogóle, nie rozumiała takich ludzi.
    — Papa, skarbie — odparła z szerokim uśmiechem na ustach, obserwując dokładnie jego ruchy. Przerzuciła nogi przez ściankę wanny i przesunęła się nieco, aby siedzieć w wodzie na wprost niego i skorzystać z chwili, w której wyciera się ręcznikiem do zadania super ważnego pytania. — Ale wiesz, że seksu nie ma przez dwa miesiące, to samo z gotowaniem. A jak będziesz się do mnie przymilał, to w sumie spoko, nie widzę problemu osobiście, ale potem przez dwa miesiące nie wychodzisz na piwo, ani sam, ani z kumplami. Serio zgadzasz się na takie warunki? — zapytała ze śmiechem i podniosła się, zgarniając mokre włosy na lewe ramię.

    OdpowiedzUsuń