Flickr Images

   
Theo Malet
Dwudziestopięcioletni student kognitywistyki
Mieszkaniec małego mieszkania na 15 piętrze
__________________________________Boy hotelowy w Dreamlot Hotel___

Wszystko, co mogłem opowiedzieć o swoim życiu, mieściło się w mojej dłoni. A dokładniej na starej kasecie wideo, którą umieszczałem w odtwarzaczu. Urządzenie zatrzeszczało i świsnęło przeciągle, nim na ekranie telewizora pojawił się pierwszy obraz. Wysoka brunetka o kobiecych kształtach trzymała w objęciach kwilące zawiniątko. Kamera drżała w niewprawionych rękach ojca, słyszalny był jego cichy szloch. Za oknem rozpościerał się widok na zarośnięty sad, a dalej na Asnières-sur-Seine z jego zatłoczonymi uliczkami przesiąkniętymi zapachem spalin i przydrożnych barów. Krajobraz tonął w promieniach zachodzącego słońca. ''Witaj w domu Theo, witaj w domu'' powtarzała kobieta, kołysząc się z wolna w bujanym fotelu. Ekran poczerniał, a chwilę potem pojawiła się na nim kolejna scena. Ogród przed domem był ozdobiony balonami i kolorowymi wstążkami. Ktoś pozbawiony wyczucia umiaru rozstawił w centralnym punkcie bogato zastawiony stół. Opodal ojciec obracał na ruszcie podpieczone na ciemny brąz kiełbaski. W tle rozbrzmiewała głośna, skoczna muzyka której rytm porwał do tańca roześmianą grupkę dzieci. Wśród nich rozpoznałem siebie, pięcioletniego siebie. Wyróżniającego się wzrostem i wątłą budową ciała, z ogromnymi okularami na nosie prowadziłem w szalonych podskokach ciemnowłosą, pyzatą dziewczynkę. Fabienne, moją małą Fabienne. Miała wówczas trzy lata, to jej urodziny. Obrazy zmieniały się chaotycznie. Talerze, twarze zaproszonych gości, fragment nowego samochodu na tle zagraconego garażu, stos prezentów, serpentyny, zatroskana twarz matki gdy spoglądała na rabatki stratowane przez biesiadników. Krążyli wokół mnie obcy ludzie, a ja nie nabrałem podejrzeń. Umazany czekoladową polewą zajadałem się tortem, zupełnie nieświadomy. Przysiągłbym, że kolejny fragment filmu dotyczył wakacji w Londynie. Kaseta była najwyraźniej uszkodzona i przeniosła mnie, wbrew oczekiwaniom, do małego, zagraconego pokoju na poddaszu. Obiektyw kamery skierowany był na podmokłą łąkę daleko za domem, z której wzbijały się w powietrze tysiące dzikich ptaków. W tle usłyszałem własne kroki, drewniana podłoga uginała się i skrzypiała pod moim ciężarem. Harmoniczne dźwięki zostały zakłócone trzaskiem drzwi.
 - Oni znowu to robią, masz pojęcie?!
 - Zatkaj uszy, nie słuchaj tego.
 - Wypchnął mnie siłą z salonu. ''Precz!'', krzyczał. ''Zejdź mi z oczu!''. Ja chciałam tylko...
 - Ciii...   
Włączona kamera rejestrowała rozmowę, lecz purpurową, zapłakaną twarz Fabienne zapamiętały jedynie moje oczy. Chleb powszedni państwa Malet był trudny do przełknięcia dla ich dzieci. Ranił usta i wypalał przełyk, ciągle na nowo. Nie potrafiłem jej wytłumaczyć, jak absurdalny jest powód, dla którego ciągle cierpimy, dla którego ciągle się kłócą. Zburzyć jej świat wartości w momencie, gdy stawał o własnych siłach? Znów charakterystyczne kroki, cichy pisk i ekran na powrót stał się czarny. ''To pieniądze, Fabienne, to tylko pieniądze.'', powtarzałem w duchu. W chwili, gdy dotychczasowe życie okazało się jednym wielkim zakłamaniem. Kciukiem przydusiłem przycisk odpowiedzialny za przewijanie taśmy. W kilkukrotnym przyspieszeniu obejrzałem kolejne przyjęcie urodzinowe i lunch, na który ojciec zaprosił swoich współpracowników. Były tam też sceny zupełnie wyrwane z kontekstu: ja zdemaskowany przez siostrę w gąszczu dzikich jabłoni z niecenzurowanym pisemkiem w ręku, jej lekcje jazdy na deskorolce, rodzice rozpromienieni sztucznymi uśmiechami przypominającymi szczękościsk, demonstrowali świeżo odremontowany ganek. Zatrzymałem się na dniu, który został zaplanowany w każdym calu, skrupulatnie. Jako dziewiętnastoletni absolwent paryskiego liceum, ubrany w ciemna togę i biret z łaskoczącym w nos frędzlem wdrapałem się na podest, gdzie wręczono mi świadectwo i list gratulacyjny. Wysoka cena za brak życia towarzyskiego. Kamerą znów operował ojciec. Słońce rozproszyło część obrazu, był niewyraźny, a promienie uwięzione na taśmie sprzed lat wciąż drażniły oczy. A jednak patrząc na nie poczułem te same emocje, tą samą dumę. Jeszcze kilka ujęć przed szkołą, z rodziną, dwójką najbliższych przyjaciół, z dyrektorem. Gratulował rodzicom, a oni kiwali głowami, niemal trącając nosem chmury. To niewątpliwie ich zasługa, ich syn wyrósł, na kogo wyrósł. ''Macie rację.'' - pomyślałem - ''Gdybym nie miał w was antywzoru, nigdy by do tego nie doszło''. Kamera zatrzymała się na mojej twarzy, szczupłej i pociągłej. W tym miejscu film się urywał.
 - Wieczorem zapakowałeś swój chudy tyłek do pick - upa i zniknąłeś bez słowa - Fabienne przeciągnęła się w fotelu. Koc, którym była okryta, zsunął się na podłogę. Świdrujący wzrok przeszył moje ciało, pozostawiając palący ślad. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Dlaczego teraz, dlaczego dziś? Mieszkałem tu od pięciu lat, a ona zjawiła się tu po raz pierwszy. Kochana siostrzyczka. Z nią rozmowa nigdy nie była łatwa - Sprzątnąłeś tylko oszczędności ojca.
 - Pick - up pali jak smok. Paliwo jest drogie - odtwarzacz wypluł starą kasetę, czemu zawtórował zgrzyt drobnych mechanizmów wewnątrz. Złożyłem ją z należytą czcią w kartoniku.
 - Po tylu latach ciągle uważasz, że nie zasługuję na słowo wyjaśnienia? Nawet ja? - w odpowiedzi odpaliłem papierosa. Dym podrażnił przełyk i znalazł drogę ucieczki nosem - Ojciec cię wydziedziczył - dodała po niezręcznych sekundach ciszy. Prychnąłem.
 - Marzyłem, aby zostać rekinem bankowości.
 - To sarkazm?
 - Sprzeda firmę i do końca życia będzie prażył swój nadęty łeb na Karaibach.
 - Niedawno groził matce rozwodem.
 - Nie zrobi tego. Nie podpisali intercyzy. Nie pozwoli jej czmychnąć z połową majątku - kosmyki jej włosów gładko prześliznęły się pomiędzy moimi palcami, gdy pogładziłem ją z czułością po głowie. Pod płaszczykiem pretensji, grymasów i dowcipu kryła się zwykła troska. Troska o losy starszego brata, troska o rodzinę, która tak naprawdę rodziną już nie była. Rozczuliło mnie to.
 - Idę pod prysznic. Zaczekaj, jeśli chcesz.

Otworzyłam usta, lecz nie zdążyłam wydobyć z nich ani słowa. Zniknął za drzwiami, pozostawiając po sobie subtelny zapach perfum, których używał od lat. Moja wizyta była, jak do tej pory, bezowocna. Bolało mnie również to, że Theo wyraźnie kłamał, siląc się na dobry humor i opanowanie. Rozejrzałam się po pokoju. Rozrzucone ubrania, notatki, kilka niezapłaconych rachunków. Miał problemy finansowe? Z pewnością nie radził sobie z zagospodarowaniem czasu. Lub zwyczajnie nie miał czym gospodarować. Ilekroć do niego dzwoniłam, był na uczelni. Dzwoniąc drugi raz dowiadywałam się, że nie może rozmawiać będąc w pracy, bo wyrzucą go na zbity pysk. Zastanawiałam się, czy nie lepiej wyszedłby na objęciu kierowniczego stanowiska w Malet & Company. Wtedy jednak nie czułby się spełniony. Brzydził się spółką ojca, brzydził się jego majątkiem. Nie chciał mieć z nimi nic wspólnego, a ja starałam się go zrozumieć. Teraz to było bez znaczenia. Ojciec wymazał ze swojej świadomości słowo ''syn'', klamka zapadła.
Nadstawiłam uszu. Usłyszałam jednostajny, melancholijny szum wody, co oznaczało, że Theo nie spieszył się z opuszczeniem łazienki. Na tym mi zależało. Na czasie. Szybkim ruchem dłoni zsunęłam na podłogę zmięte kartki papieru, by w ich miejsce położyć na stoliku małą kamerę. Usiadłam na podłodze, dokładnie na wprost obiektywu. Nagrywanie było już włączone.
 - Trudno mi uwierzyć, że wciąż przechowujesz te stare nagrania - odchrząknęłam - Pomyślałam więc, że twoje dwudzieste piąte urodziny to doskonała okazja, aby rozszerzyć kolekcję o kolejną pozycję, mianowicie: podsumowanie twojego dotychczasowego życia oczami młodszej siostry. W roli głównej: Fabienne - skinęłam głową, kłaniając się w ten sposób.
 - Kiedy byliśmy jeszcze dziećmi, byłeś dla mnie wzorem do naśladowania. Wiele czasu poświęcałeś nauce, czytaniu książek, wtykaniu nosa tam, gdzie nie powinno go być. W momencie gdy twoi znajomi uganiali się za panienkami i przechwalali miłosnymi podbojami, ty zabawiałeś wykwintne towarzystwo rodziców cytatami Tołstoja i budowałeś w ojcu poczucie dumy. Przez pewien czas sądziłam nawet, że coś jest z tobą nie w porządku. Aż do chwili gdy nie przedstawiłeś mi swojej pierwszej dziewczyny. Wciąż nie wierzę, że porzuciłeś ją jedynie ze względu na jej wzmożoną potrzebę zaciągnięcia cię do łóżka. Być może do tej pory żadnej nie udała się ta sztuka. Cały ty. Nie wahasz się, gdy twoje czyny nie pociągną za sobą większych konsekwencji. Najważniejsze decyzje w życiu podejmujesz stopniowo i nie kierujesz się nagłym przypływem emocji. Ja tego nie potrafię. Jestem chaotyczna we wszystkim, co robię. Nie potrafię też przejrzeć twojego toku rozumowania. Jesteś nieprzewidywalny, Theo, bardzo nieprzewidywalny. Czasem mówisz mi bardzo wiele. Mówisz, mówisz, mówisz, a ja odnoszę wrażenie, iż towarzyszy mi niemowa. Czasem milczysz, a wtedy dostrzegam w twoich oczach wszystko to, o czym boisz się powiedzieć. Możesz kłamać, wiem że potrafisz to doskonale, lecz dla wprawnego oka kłamstwa malują się na twojej twarzy bardzo wyraźnie. Jest dobrze, kiedy jest dobrze. Jest dobrze, kiedy jest źle, lecz do ów zła nie pozwalasz dotrzeć byle komu. Jeśli ja nie przejrzałam się po dwudziestu trzech latach, czy ktokolwiek jest w stanie to zrobić? - opuściłam głowę, a z moich ust wydobył się cichy chichot - Wiesz, czasem czuję brak twojego zaufania bardzo dotkliwie. Nie ufasz mi w pełni lecz wiem, że nikomu innemu nie zaufasz bardziej niż mi. Jesteś ostrożny, to dobra cecha. Zagramy teraz w pewną grę. Przygotowałam listę rzeczy, których nigdy nie dowiedziałam się o tobie bezpośrednio od ciebie. Wygrywam karmelowego cukierka za każdą z nich, którą odgadłam - wysunęłam z tylnej kieszeni opiętych dżinsów złożoną na pół karteczkę. Obróciłam ją przodem do obiektywu - Co o tym sądzisz? - spytałam.

Wiem, nie wiem, zgaduję. 
a). Masz alergię na sezam. Trzykrotnie zrobiłeś się blady i wymiotowałeś po ciastkach, które dla ciebie upiekłam. 
b). Masz niedowagę. Błagam, nie pokazuj mi się więcej bez koszulki. 
c.) Boisz się małych, zamkniętych pomieszczeń. Szukałeś wymówki, ilekroć proszono cię o zejście po coś do piwnicy. 
d.) Nie przepadasz za fast foodem i niezdrową żywnością. Przejrzałam twoją lodówkę. Poza tym... Który student nie dysponuje choć jedną ulotką reklamową pizzerii? 
e.) Jesteś honorowym dawca krwi. Bądź byłeś. Na regale leży twoja książeczka. 
f.) Zacznij nosić pasek do spodni. Nie wszyscy muszą znać szczegóły twojej bielizny.
g.) Po ukończeniu liceum podróżowałeś po Europie. Możesz mi wyjaśnić, dlaczego twoje zdjęcie i nazwisko znalazło się w rubryce kryminalistycznej fińskiej gazety? 
h.) W twojej kuchni nie znalazłam do picia nic prócz soku pomarańczowego i dwóch butelek whisky. Podejrzewam że to drugie jest dla ciebie jak kroplówka dla chorego. 
i.) Często żujesz miętowe gumy do żucia lub obsesyjnie płuczesz usta specjalnym płynem. Jak to jest, że twój oddech nie cuchnie papierosami?
j.) Masz serce z kamienia. Chcę kiedyś bawić się na twoim weselu. Zakochaj się wreszcie!
k.) Twoja tolerancja i cierpliwość nie zna granic. Czasem pozwalasz przez to wchodzić sobie na głowę. 

Ucichły odgłosy w łazience. Musiałam działać szybko. Wsunęłam karteczkę pod kamerę i zebrałam z fotela swoje rzeczy. Schyliłam się jeszcze na moment. 
 - Spędziłeś swoje urodziny w towarzystwie siostry i tanich sentymentów. Jesteś beznadziejny - posłałam ostatni, słodki uśmiech do obiektywu, krótkiego całusa i wyłączyłam urządzenie, zostawiając je tam, gdzie było ustawione. Czmychnęłam przez przedpokój i zamknęłam za sobą drzwi mieszkania najciszej, jak potrafiłam. Theo miał nie zobaczyć mnie przez kilka kolejnych miesięcy. 

*Karta przygotowana w przeglądarce Opera. Nie mam pojęcia jak wyświetla się na innych.
**Wizerunek - Ben Whishaw

19 komentarzy:

  1. [Ben Wishaw! I do całkiem przyjemny, taki...Ludzki pan. Mamo, ja chcę wątek, jak tylko dodam kartę. ]

    Cecilia L.

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Ja teraz też na nic nie wpadnę, jednak również serdecznie witam ;) przyjemna karta, a pana już polubiłam ;D]

    Kira

    OdpowiedzUsuń
  3. [Hej! Bardzo ciekawa postać przyznam szczerze :) Może tu coś ciekawego wyjść hm chcesz by się znali? Jeśli tak to możemy zrbić, że jedno drugiemu w czymś pomogło. I tak czasem się spotkają, mogą nawet siebie nawzajem drażnić, droczyć się czy coś w tym stylu. albo wymysleć coś innego]

    OdpowiedzUsuń
  4. [O rany! Powiem tylko, że jestem pod wrażeniem całej Karty Postaci jak i postaci, której prostota i normalność jest jej olbrzymim atutem.]

    Iris

    OdpowiedzUsuń
  5. [Co za skromność :)
    A oto kilka pomysłów, które wpadły mi do głowy:
    1. pogoń za świnką Iris, która postanowiła urządzić sobie małą wycieczkę bez uprzedniej zgody właścicielki.
    2. Iris + duża liczba zakupów = chaos i oczywiście pękające siatki lub spadające z najwyższych półek produkty wprost na głowę innych klientów.
    3. zwykłe spotkanie w jakieś kawiarence, plaży czy choćby bibliotece, kiedy to Iris opuszcza rozgłośnie radiową po audycji.
    4. Iris jedzie swoim garbusem przez miasteczko. Bardzo wczesnym porankiem, ponieważ wraca do domu z całonocnej audycji. Jest zmęczona i rozdrażniona. Nagle - jakby z ni kont - wyskakuje jej pod koła Theo, który może się gdzieś spieszyć. Oczywiście nic się nie stanie ale moja Oz może wyskoczyć z auta i wydrzeć się na biedaku.

    Mam nadzieję, że coś spasuję.]
    Iris

    OdpowiedzUsuń
  6. [Jako, że dom jest cały czas w trakcie remontu, różne rzeczy się zdarzają. Dlatego może pękłaby rura, zalało pół chałupy, a Polacy aby jej nie denerwować jeszcze bardziej poprosili ją o to aby została w hotelu, w którym pracuje Theo na czas naprawiania szkód?
    No i taka przemoczona Amerykanka w hotelu, gdzie wręcz panuje dookoła susza to zawsze jakaś ciekawostka. Co Ty na to?]

    Cecilia

    OdpowiedzUsuń
  7. [Pasuje mi! I może wpaść do niej na ten obiad. Może być Ciekawie :D Chcesz zacząć, czy ja mam?]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Część! ;) masz moze ochotę i pomysł na wątek no i powiązanie? ^^]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Postaram się zacząć :)]

    Ciepły, czerwcowy poranek. W jednym ze starych domków rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, nieludzki wrzask oraz cichy, stłumiony jęk. A wszystko za sprawą małej, łaciatej świnki, która przemknęła między nogami drobnej kobiety, która rzuciwszy się na ziemię uderzyła łokciem w stolik.
    - Ty cholero! - z ust Iris wyrwała się przecudna wiązanka przekleństw, której nie powstydziłby się stary bosman. Zaś ona sama upadła na kolana, czując promieniujący ból, który sprawił, że w jej oczach pojawiły się najprawdziwsze łzy. - Wracaj tutaj! Słyszysz?! - w zachrypniętym głosie biedaczki pojawiła się desperacja, kiedy to niesforne zwierze pomknęło w kierunku uchylonych drzwi, pozostawiając po sobie jedynie stukot raciczek.
    Nie, nie, nie... - Oz, niczym szalona zaczęła powtarzać w głowie jedno słowo, jak jakieś magiczne zaklęcie. I skacząc na jednej nodze zdołała zejść po schodach, pokonać niewielki ogródek, kilkukrotnie się potknąć oraz upaść tuż przed własnym płotem.
    - Matko Boska! - jęknęła, czując jak kamyk wbił jej się w bosą stopę oraz delikatnie się kołysząc. Raz za razem. Do przodu. Do tyłu. Z zamkniętymi oczami i miną godną psychopaty. Jeżeli dopadnie Sisi to ją udusi, poćwiartuje, utopi i oczywiście przytuli.

    Istis

    OdpowiedzUsuń
  10. [Hmm całkiem ciekawie może być :) Ok to ja zaczynam tylko mi jeszcze powiedz czy znają się dobrze czy tylko tak przelotnie czy co? ;p]

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziewczyna kochała plaże, morze no a oczywiście najbardziej z tego wszystkiego surfing i nie było chyba nikogo na tej wyspie, kto by o tym nie wiedział. Dziewczyna miała dużo znajomych na wyspie, była tutaj dosyć długo, ale samo to, że była o prostu zakochana w tej wyspie i jej pięknach.
    Jakieś dwa-trzy razy w miesiącu surferzy, którzy mieszkają na wyspie organizują sobie nocne pływania z hucznymi imprezami i obowiązkowym ogniskiem przez cały czas. Lari oczywiście, że bardzo chętnie brała udział w każdej takiej imprezie była to tylko jeszcze jedna dodatkowa okazja by popływać w dobrym towarzystwie. Każda impreza była też organizowana na innej części plaży tak by zwykli turyści nie popsuli im zabawy i przypadkiem nie donieśli na swojego instruktora surfingu czy coś podobnego.
    Lari od dłuższego czasu zastanawiała się z kim pójdzie, większość jej znajomych nie mogło bo mieli już inne plany. No ale przecież to nie jest jej wina, że takie przypadki nie są długo planowane tylko wychodzą nagle by nic się nie mogło spieprzyć. Dziś miała wolne od pracy, siedziała sobie nad brzegiem morza w którym miała zamoczone stopy. Przyglądała się w horyzont morza zastanawiając się co znajduje się na drugiej stronie i jak życie tam wygląda. Jej domysły przerwał chłopak co się do niej dosiadł, spojrzała w jego stronę i uśmiechnęła się
    -Cześć -spojrzała znowu przed siebie, nie spodziewała się nikogo tu zastać no a na bank już nie Theo -Co tam słychać? -zapytała i oparła się o piasek odchylając się na rękach trochę w tył.
    Dokładnie sama chyba nie pamiętała skąd się znali no ale na pewno Lari gdzieś wpadła jak przeciąg i zaraz uciekła a potem może spotkali się w hotelu, który leży niedaleko plaży? Sama do końca nie wiedziała. Wiedziała tylko tyle, że właściciel który był szefem Theo był też właścicielem barku w którym pracowała Lari.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wczorajszy wieczór spędziła w warsztacie reperując jakiegoś fordzika. Lubiła tą robotę, robiła coś co lubiła i umiała, choć wiele osób spoglądało na dziewczynę dość sceptycznie i zdarzało się nawet tak, że właściciele swoich cacek, lubili szepnąć słówko szefowi, by ich autem zajął się ktoś inni - czasem w prosto w twarz też to usłyszała. Zawsze kiwało się na takie coś głową i raczej nie słuchało, bo Loca była całkiem dobra, bo wykonywała prace z przyjemnością. Czyli porządnie. Wcale takie zachowanie klientów jej nie dziwiło, przecież to było normalne, sama by się bała zaufać kobiecie. No ale wracając, dzięki temu, że spędziła tam cały wieczór, musiała się wyspać. Wróciła do domu, wzięła dość długi odprężający prysznic i szybko wylądowała w łózko. Loca to był okropny śpioch, dlatego spała sobie w najlepsze, nie przejmując się niczym, wtuliła się w przyjemną pościel i nie obchodziło ją nic. No tak umówiła się z nim, ale nawet nie określili godziny, mógł wpaść kiedy tylko chciał. Podniosła się kiedy usłyszała dzwonek do drzwi.
    -Cholibka- mruknęła sobie pod nosem i szybko się podniosła. Na sobie miałą za dużą męską bluzkę, w której zazwyczaj spała, włosy spięte w ciasny kucyk. Szybko wsunęła na siebie czarne leginsy i otwarła mu drzwi.
    -Hej - przywitała się i wpuściła go do środka.- Rozgość się, a ja znikam na chwilę.- powiedziałą wskazując na drzwi łazienki. Uśmiechnęła się lekko i zebrała rzeczy znikając w wskazanym przez siebie wcześniej pomieszczeniu. Miała nadzieję, że nie będzie miał jej za złe, że troszkę się jej przysypało, w sumie to nawet nie wiedziała która jest godzina. Zniknęła za drzwiami owego pomieszczenia i dość szybko ułożyła poplątane włosy - bądźmy szczerzy, dużo to ona nie robiła, spryskała je odpowiednim preparatem i po prostu rozczesała je wpomagając się wpierw palcami. Później umyła twarz, zęby i umalowała rzęsy. No jeszcze się przebrała i wrzuciła piżamkę do kosza na brudne ubrania. W mieszkaniu panował ład, nie było tu może pedantycznie czysto, bo gdyby wzięło się białą rękawice i wtknęło palec w różne skrytki, na pewno jakiś kurz by się znalazł, ale było poukładane, w kuchni nie walały się naczynia i ubrania lądowały w szafce a nie na ziemi. Wyszła z łazienki i zerknęła na niego ziewając. -Dzieki za pobudkę, zapomniałam budzika nastawić.

    OdpowiedzUsuń
  13. "Złapie ją!"
    To słowo zabrzmiało tak obco, tak nierealnie, że Iris nawet nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam. Głęboko w jej piersi drgnęła nadzieja. Mała. Ulotna. Gotowa przeobrazić się w piosenkę z filmu Disneya z chórami uroczych drozdów i rozśpiewanych
    wiewiórek.
    Spokojnie. Powoli. - kobieta zerknęła w kierunku nieznajomego mężczyzny, który zniknął w tłumie spoconych, półnagich i zdezorientowanych przechodni, którzy ignorowali owe przedstawienie z niewzruszonymi twarzami. Czyżby upał sprawił, że w miasteczku pojawiła się ogólna znieczulica na krzywdę drugiego człowieka?
    Iris z wyraźnym trudem poniosła się z ziemi, otrzepując brudne, krótkie ogrodniczki i kuśtykając bardziej niż zwykle ruszyła przed siebie, po raz pierwszy w życiu ignorując tłum i chaos. Jednocześnie zdusiła w sobie nadzieję na to, że za kolejnym zakręcie ujrzy znajomą postać mężczyzny, trzymającego w dłoniach biedną Sisi. Już teraz - oczami wyobraźni - widziała swoją własną minę, kiedy to uświadomi sobie, że przez własną głupotę i roztargnienie zgubiła jedyne kochające i bliskie jej tutaj stworzenie.
    - Przepraszam, przepraszam... - wymamrotała, zagryzając dolną wargę i przepychając się łokciami do przodu. A kiedy znalazła się tuż przed wspomnianym zakrętem, zasłoniła oczy dłońmi i podglądając przez szpary między palcami uczyniła decydujący krok w głąb uliczki. Jednocześnie ignorowała ból lewego kolana oraz prawej stopy, na której opierała prawie cały ciężar swojego drobnego ciałka.
    - Sisi? - jej głos był cichy, zachrypnięty i niski, a ona sama wyraźnie się zachwiała i wygięła usta w smutną podkówkę, gdyż ujrzała przed sobą jedynie pustkę i obce jej twarze. Cudownie! Rewelacyjnie!

    Iris

    OdpowiedzUsuń
  14. [Żadnych specjalnych życzeń nie mam :) I jak najbardziej odpowiada mi to by poznali się przez kuzynkę Cordelii bo jej wszędzie pełno :)]

    Cordelia

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie często przebywała z nim w dniu wolnym, częściej raczej spotykała go w pracy gdzie witali się krótkim "Cześć" No i potem standardowym pytaniem "Co tam słychać" i jeszcze zwyczajniejszą odpowiedzią "Wszystko w porządku". Jednak chłopak wydawał się jej miły i nie miała nic przeciwko temu by usiadł koło niej i zajął jej jakiś czas. Lari nie lubiła ciszy, wolała gdy coś się działo i gdy byli dookoła niej jacyś ludzie, w których towarzystwie dobrze się czuje i wie, że coś ciekawego się wydarzy. To, że nie znała dobrze tego chłopaka było dobrym argumentem na to, dlaczego chciała z nim spędzić trochę czasu. Uśmiechnęła się i kiwnęła na słowa chłopaka
    -Doskonale wiem jak to jest -przyjrzała mu się dokładnie jak znów stanął na równe nogi i zaskoczyło ją to trochę gdy chłopak złapał ją za dłonie i poprowadził w stronę wody. Morze jak zwykle było przyjemnie ciepłe a wiatr unoszący się nad wodą był tylko idealnym dodatkiem do wieczornej kąpieli. Oczywiście nie stawiała oporu gdy zwiewna sukienka, którą miała na sobie zaczęła się moczyć pod wpływem coraz to głębszego morza.
    -Jeszcze się zdziwisz ile -zaśmiała się pod nosem a gdy byli już po pas w wodzie po prostu zanurzyła się cała i popłynęła trochę przed niego tak, by być tyłem do otwartego morza a przodem do chłopaka -co nowego? -uniosła lekko brew -Nasz cudowny szef stwierdził, że jak mi się nie podoba w pracy to mam się zwolnić a jak nie to on to zrobi -skrzywiła się nieco i odetchnęła głęboko po czym od razu zmieniła temat -Ale tak to nic, praca a jak nie praca to plaża ze znajomymi, deska czy skakanie z klifu -uśmiechnęła się -Słyszałeś może kiedyś o nocnych ogniskach? -zapytała a gdy widziała, że chłopak nie był chyba za bardzo świadomy kontywuowała -Personel ze wszystkich hoteli i tak dalej zbiera się w jakimś miejscu wyspy na nocne surfowanie no i ognisko, żeby się rozerwać trochę z dala od turystów -wyjaśniła z uśmiechem -Miało być dziś, ale wszyscy są zajęci więc chyba tam też się nie zjawię -westchnęła ciężko. Ostatnio coś miała za często pod górkę, czyżby był to jakiś punkt zwrotny w jej życiu?

    OdpowiedzUsuń
  16. No mogło by być ciekawie, a w szczególności, że owa dziewczyna zapominała czasem o zamknięciu drzwi. Bogu dzięki, że byłą to dość spokojna ulica, choć czy na tym można polegać? Raczej nie bardzo, złodziej to złodziej i wybierze sobie łatwiejszą drogę, taką jak pozostawienie otwartych drzwi, a jak wiadomo, szczerzonego Pan Bóg szczerze. Oj miałby satysfakcje, a ona za pewnie myślałaby jak ładnie by mu za to podziękować. A na pewno wymyśliła by coś godnego uwagi. Okazja pewnie i tak się znajdzie, dziewczyna uwielbia sobie pospać.
    Pokręciła głową z uśmieszkiem kiedy wspomniał jak to wygląda w swojej piżamce. -Już nie przesadzaj- szepnęła, nawet nie była pewna czy to w sumie usłyszał, ale co tam. No i zniknęła. Teraz na sobie miała, króciutkie czarne spodenki i dłuższą bokserkę z jakimś mało ważnym, nawet nie odznaczającym się t-shirtem. Było na wyspie ciepło, więc nie ma tu co się męczyć. Loca przy zakupach zwracała uwagę na wygodę, ale także na wygląd. Była kobietą, więc dbała o wygląd, nie była przecież aż taką chłopczycą, miałą swoje ulubione typy, kroje i raczej wytworzony pewien swój styl no i nie wariowała znów z tym aż tak by wyjść na jakiegoś dziwaka. Zwyczajna dziewczyna, która potrafi wyglądać ładnie w prostych ubraniach. Spojrzała na niego i ziewnęła sobie przysłaniając usta ręką i podeszłą do niego. -Jesteś okropny, wiesz?- uniosła brew i poprawiła szybko swoje włosy, choć nie wątpiła w jego zdolności fryzjerskie, oczywiście.- Dzięki..-wzięła kawę i oparła się tyłem o blat w kuchni. Upiła łyka kawy - mocna... no tak cały Theo, ale to bardzo dobrze. Obudzi sę przynajmniej.- A teraz mów, co zrobiło z ciebie takiego skowronka- mruknęła i uniosła głowę by na niego spojrzeć. No to chyba znów wyszło na niego. Musiała unieść głowe by przyjrzeć się jego twarzy. No jasne, że nie była, aż taka mała by nie móc wdrapać się na owe szafki, jednak wolała sobie postać.

    OdpowiedzUsuń
  17. O Boże! Właśnie zabiła niewinną, małą świnkę! A wszystko przez cholerne, popieprzone roztargnienie i narastającą sklerozę, jak i własną nieodpowiedzialność. O zgrozo! Jej wspaniały, życiowy plan, niczego takiego nie uwzględniał. Miało być pięknie. Wspaniale. Wyjątkowo. IDEALNIE! Zamiast tego stała się przypadkowym mordercą, a jej biedna Sisi zostanie przerobiona na ohydne plastry boczku. Już na samą myśl przez ciało Iris przemknął dreszcz, a ona sama miała ochotę trząść się jak opętana. Byleby pozbyć się z głowy owych chorych wizji.
    Mimo to jedynie otarła łzy, które zebrały się w kącikach oczu. Ależ musiała być żałosna w mniemaniu przechodni, prawda? Kiedy to pociągając nosem i powłócząc lewą nogą maszerowała najbardziej zatłoczona uliczką, użalając się nad własnym, parszywym losem.
    - Była zdrowa. Mogła wieść przyzwoite życie. Poznać miłego Pana Świnkę. Wziąć ślub. Mieć dzieci. - jej monolog przerwała niesłychanie głośna rozmowa jakiegoś młodego chłopaka, który wydzierał się do komórki, starając się zapanować nad napadami śmiechu. W skrócie sens jego słów wyglądał o tak: "Nie uwierzysz, Jack! Jakiejś wariatce uciekła świnia. Tak, świnia! Przecież mówię! Gdybyś widział minę urzędniczek, gdy wbiegła do ratusza..." - reszta jego słów stała się dla Iris nieistotna. I za pewne gdyby ta nie była aż tak przejęta dobrą wiadomością, podeszłaby do nieznajomego i z całej siły kopnęła go w piszczel, obrzucając przezwiskami. Zamiast tego energicznie kuśtykała w stronę ratusza, aby wsunąć się do klimatyzowanego, obszernego pomieszczenia. Oczywiście zignorowała zaskoczone i oburzone spojrzenia urzędniczek, które zerkały na jej bose stopy, rozczochrane włosy i pogięte ubranie. Chyba na prawdę musiała wyglądać jak uciekinier szpitala psychiatrycznego...
    - Sisi! - jej radosny okrzyk był tylko początkiem, gdyż kobieta w ciągu kilku sekund znalazła się obok ławki, gładząc łepek zadowolonego i już spokojnego zwierzęcia, które cicho pochrząkiwało - Myślałam, że nie żyjesz, a Twoje zwłoki zostały przerobione na jakieś konserwy! - dodała, a jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. I nawet kiedy opadła na ławkę nie przestawała gładzić swojego pupil (kamień spadł jej z serca). Dopiero po chwili podnosząc wdzięczne spojrzenie na nieznajomego.
    - Jesteś naszym bohaterem. - skwitowała z powagą, pozwalając sobie na westchnięcie i chwilowe przymknięcie powiek. Zaś jej drobne dłonie drapały krótką szczecinę świnki.

    Iris

    OdpowiedzUsuń
  18. [świetna karta! aż chce się wątkować. i wydaje mi się, że dogadałby się z Lily, jeśli oczywiście któreś z nich odważyłoby się nawiązać znajomość;) jakieś pomysły?;)]

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Jeśli masz ochotę na wątek to zapraszam. I muszę przyznać, że karta jest napisana tak lekkim stylem, że bardzo łatwo i przyjemnie się ją czyta.]

    Cora

    OdpowiedzUsuń